Rozdział 2

470 49 11
                                    

Po wczorajszej kłótni z mama w mgnieniu oka zasnęłam.
Nawet nie wiem kiedy. Chyba podczas rozmyślania o Blake'u.
Jezu dlaczego ja w ogóle o nim myślę. Dobra mniejsza z tym.
Ważne że jest sobota i mam wolne.
Chciałabym sprawdzić godzinę, ale nie mam jak.
Tak mi wygodnie że nie chce mi się podnieść po telefon, który leży na komodzie obok łóżka.
Leniwa jestem i nic na to nie poradzę.

**
Leżę już tak z pół godziny żyjąc w nie wiedzy, która jest na zegarku.
W końcu postanawiam z czołgać się z mojego kochanego łóżeczka i sprawdzić, która godzina.
Patrzę na telefon a tam widnieje 10:18.
Nie jest tak źle.

Przez wczorajsze nerwy zapomniałam wziąć prysznic, więc no chyba wypada się teraz umyć prawda?
Wzięłam ubrania na dzisiejszy dzień i udałam się do mojej łazienki.

**
Po 15 minutowym prysznicu założyłam na siebie zwykłe jeansowe spodenki i białą koszulkę.
Nawet włosów nie rozczesałam. Bo po Co?
Jest weekend, więc moja mama jest w domu. A tata wróci jakoś po 13 i resztę weekendu też będzie miał wolne.
Normalnie cieszyłabym się z tego powodu, ale nie dzisiaj.
Boję się rozmowy z mamą. 
No ale raz kość za śmierć prawda?
Schodze na dół jak gdyby nigdy nic.
Zajęło mi to 10 minut, ponieważ skradałam się jak ninja żeby nie spotkać mamy.
Wiem że i tak prędzej czy później muszę z nią porozmawiać, ale wolałabym zostawić to na niedzielę.
Większość ludzi pewnie pomyślałaby że jestem głupia no bo to przecież tylko włosy.
Też tak sądzę, ale nie moja mama.
Dla niej włosy to tak jakbym się wyprowadzić chciała. Naprawdę.
Tylko minimalne podcinanie, zero farbowania.
Według niej dziewczyna jak i chłopak powinni mieć ładne, naturalne włosy.
No ale cóż. Nie zawsze jest idealnie.
Kieruje się po cichutku do kuchni próbując być nie zauważona.
Jednak nie było mi to dane

- Co ty się tak skradasz? - trafiłam na Nathana. Całe szczęście że nie na mamę.
- Cii, zamknij jape - próbowałam go uciszyć bo serio chyba cały dom go słyszał.
- Jeśli próbujesz uniknąć mamy to Ci to nie wyjdzie. Czeka na Ciebie w salonie i kazała mi Ciebie o tym poinformować- fuck czyli widziała jak się skradam.
Dobra chuj, ide.
- cześć mamo - nic nie odpowiada tylko patrzy bodajże na moje włosy.
- Ładnie Ci - wtf. Co tu się właśnie odjebało. Myślałam że mi łeb urwie a tu... komplement?
- Dziękuję - mam nadzieję że cała ta rozmowa będzie spokojna.
Bo po pierwsze jestem głodna i chciałabym w spokoju zjeść w jadalni, po drugie nie chce się kłócić z mamą o włosy. No ludzie kochani równie dobrze mogłabym obciąć się na łyso, ale bez przesady.
Aż tak mnie jeszcze nie pojebało.
- Przemyślałam twoje wczorajsze słowa i masz rację. To twoje włosy nie moje. Masz prawo do własnych decyzji. Jesteś prawie dorosła i nie mogę Ci zabronić zwykłego farbowania włosów. No chodź tu myszko. Nie chce się kłócić skarbie o takie bzdety- jestem zaskoczona wypowiedzią mamy. Od razu wręcz rzuciłam się na mamę i wytuliłyśmy się na Co najmniej tydzień.
- dobra dobra bo mnie udusisz. Chodź do kuchni - jak powiedziała tak zrobiłam. Wzięłam miskę, płatki, mleko i łyżkę i udałam się do stołu.
Po zjedzonym śniadanku sprawdzam telefon.
7 wiadomości od Mirandy.
No tak, trochę się zasiedziałam z mamą.
Od: Mała pizda💕
Siema stara, coś dzisiaj robimy?

Halo.

Jesteś tam?

No kurwaa.

Zajebie Ci.

Zaraz będę u Ciebie jak teraz nie odpiszesz.

Jestem w drodze. Zaraz będę.

Do: Mała pizda💕
Uspokój się. Zagadałam się troszkę z mamą. Nie dramatyzuj.

Chwilę po tym usłyszałam dzwonek do drzwi. Czy ona serio pisała że idzie do mnie?
- Rose, Miranda przyszła! - usłyszałam krzyk mojego brata z dołu.
Jezu, ale ona serio jest głupia.
Szybko jeszcze spojrzałam na godzinę i zeszłam na dół.
Była 11.47 więc nie tak źle.
-  Może zaczęłabyś odpisywać księżniczko?- ach ta jej irytacja mną.
- Spokojnie, przecież Ci odpisałam - mniejsza z tym że jakieś 5 minut temu.
- Taa, 4 minuty temu. Dobra nie ważne. Zbieraj się idziemy się przejść na plażę. Ładna pogoda.
- Dobra poczekaj tylko pójdę po rzeczy. - wzięłam worek na plecy, w który spakowałam papierosy, telefon, portfel oraz klucze od domu. Jeszcze wychodząc krzyknęłam do mamy że wychodzę z Mirandą, więc żeby się nie martwiła 
- Śliczne włosy jejuu, też bym takie chciała- zaśmiałam się na tą jej ekscytacje.
- Dzięki

**
Po jakiś 20 minutach byłyśmy już na plaży.
Jest pięknie. Dużo nastolatków w naszym wieku tam było i grali w siatkówkę. Niektórzy się kąpali.
Spojrzałam na pole do siatkówki gdzie grali chłopcy VS dziewczyny. Niektórzy byli z naszej szkoły a niektórych pierwszy raz na oczy widzę.
JAPIERDOLE. W drużynie chłopaków gra nie kto inny jak BLAKE MORGAN. No cudownie. Już mi zepsuł całe wyjście swoim ryjem. 
Żeby dojść w nasze miejsce musiałyśmy przejść obok miejsca gdzie grali.
Oczywiście Miranda przerwała im grę żeby przywitać się z niektórymi dziewczynami i chłopakami.
Natomiast ja stałam tylko i powiedziałam wszystkim głośne CZEŚĆ.
Nagle podszedł do mnie człowiek, który działa mi na nerwy od 2 tygodni.
- Hejka Rose. Mówiłem Ci już jak gorąco wyglądasz pokazując swoje nogi? - on to robi specjalnie! Dobrze wie że tego typu tekstami mnie denerwuje.
- Spierdalaj Blake. - wkurwiona nie czekając na Mirande odeszłam. Ruszyłam prosto na koniec plaży na taką małą wydmę gdzie zawsze siedzę  z moją przyjaciółką.
Po jakimś czasie przyszła Miranda.
- Czemu poszłaś? - serio ona pyta? Skoro on tam jest to powinna się domyślić.
- A jak myślisz? - widzę że chce coś jeszcze powiedzieć, ale postanowiłam jej przerwać.
- Wchodzimy nogami do wody? - na twarzy mojej nie biologicznej siostrzyczki zagościł radosny uśmiech.
Miranda energicznie pokiwała głową i zaczęła ściągać swoje buty wraz ze skarpetami. Zrobiłam to samo.
Obie weszłyśmy do wody. Lecz mi to dzisiaj chyba nie było dane, ponieważ w wodzie było coś ostrego a ja do jasnej cholery na to stanęłam. Nosz kurwa.
Od razu spowrotem usiadłam na wydmę i zobaczyłam dwa szkła wbite w moją stopę.
Zaraz się wykrwawię chyba.
Miranda zaczęła panikować i pobiegła na bosaka chyba w strone ludzi grających w siatkówkę.
Chwilę później przybiegło dwóch chłopaków żeby zobaczyć czy naprawdę jest tak źle.
Jeden z nich zawołał Blake'a, ponieważ chyba on jako jedyny miał samochód.
- Co Jest? - po chwili spojrzał na moją stopę i złapał się za głowę.
- O Kurwa. Dobra James pomóż mi ją zaprowadzić do samochodu. - chciałam już powiedzieć że NIE CHCE TWOJEJ POMOCY ale tak naprawdę potrzebuje szybkiej pomocy. Nie ważne kogo.
Dosyć szybko doszliśmy do auta.
Droga do szpitala zajęła nam niecałe 15 minut.
Blake podniósł mnie w stylu panny młodej i zaniósł mnie do budynku.
- halo, potrzebujemy szybko lekarza - wydał się tak głośno że chyba cały szpital go słyszał.
- O matko. Samanta wózek szybko! - dosłownie 5 sekund później siedziałam już na wózku.
Zostałam przewieziona do jakiejś sali. Chyba chirurgicznej.
Dostałam jakieś znieczulenie i już nie wiem co się tam działo.

***
Nagle się ocknęłam siedząc już spowrotem na wózku w tej samej sali.
Obok byli rodzice i zawzięcie słuchali co mówi lekarz.
Dowiedziałam się że na jednej ranie mam 7 szwów a na drugiej 6 i że mam wizytę kontrolną za tydzień.
Rodzice wypożyczyli wózek na ten tydzień żebym się nie przemęczała. Cieszy mnie to.
Wychodząc z szpitala zauważyłam Blake'a stojącego przy swoim samochodzie.
Podjechałam do niego, ponieważ gdyby nie on to serio bym się wykrwawiła.
- Dziękuję że mi pomogłeś- uśmiechnęłam się miło żeby zrozumiał że jestem mu wdzięczna i mam u niego dług.
- WOW podziękowałaś mi. Tego bym się nie spodziewał. Nie ma za co. - zaśmiałam się na jego wypowiedź i odjechałam na tym jebanym wózku w stronę rodziców.
Już mnie wkurwia ten wózek...

HEJKA💜
Dawno nie było żadnego rozdziału , ale ten za to ma prawie 1300 słów. Postaram się żeby rozdziały były częściej lecz nie wiem czy się uda.
Dziękuję jeśli doczytaliście rozdział do końca.
Buziaki!💜

Nie jestem taka łatwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz