Rozdział 4

117 8 0
                                    

Rano, gdy Sansa się obudziła, nie było koło niej Littlefingera. Postanowiła więc wstać i się ubrać. Służka przygotowała dla niej śniadanie. Gdy dziewczyna zjadła ku jej zaskoczeniu w progu stał nie kto inny jak Ramsay Bolton. W ręku trzymał głowę Littlefingera, którą rzucił Sansie na stół. Ona przerażona szybko odskoczyła i odsuwała się od niego. Gdy natrafiła na ścianę ukryła twarz w dłoniach i zaczęła cicho szlochać. On szarpnął ją za włosy.

- Myślałaś, że kiedykolwiek będzie dobrze? Myślałaś, że nie wiem co planujecie?! Okłamałaś mnie, a podobno to ja jestem tym złym. Wiesz co to oznacza?! Wiesz?!

Sansa nie mogła spokojnie oddychać, dusiła się. Błagała w myślach tylko o to, żeby jej nie zabijał. Patrzył na nią z pogardą. Był zdenerwowany. Aż kipiało od niego gniewem. Po chwili jednak uspokoił się.

- Przepraszam, że cię skrzywdziłem. Gdybym był dobry, to byś nie uciekła. Nie chciałem cię rozczarować. Może gdybyś poznała mnie całkowicie innego, nie byłoby tak źle. Wiem, że mnie kochasz, a ja sprawiłem ci ból. Wybacz- przytulił ją mocno do siebie, a ona odwzajemniła uścisk.

- Dziękuję, że się dla mnie zmieniasz. Ale nie rozumiem dlaczego zabiłeś Lorda Baelysha.

- Ponieważ zagrażał naszej miłości. Nic już nie stanie nam na drodze- uśmiechnął się słodko co Sansa odwzajemniła.

- Sanso? Sanso obudź się, czas na śniadanie- ktoś pogłaskał ją po głowie.

Gdy dziewczyna obudziła się nie wierzyła, że przeżyła aż taki koszmar tylko w snach.

- Żyjesz- uśmiechnęła się i przytuliła go czule

Petyr był zdziwiony, ale również ją przytulił. Cieszył się, że ma ją przy sobie. Nie chciał jej nikomu oddawać. Już nigdy...



Tym razem rozdział krótki ale no bywa. Po prostu nie mam weny i spałem dzisiaj tylko dwie godziny, a kompletnie nie mam co robić w tym spać też mi się nie chce więc tak jakoś wyszło...

Sansa Stark&Ramsay BoltonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz