6

29 3 0
                                    

Następnego dnia dostałam wypis ze szpitala, a do tego całą siatkę leków przeciwbólowych i antybiotyków. Jutro z samego rana pójdę na policję i opowiem im wszystko ze szczegółami.
Teraz nie mam na to siły ani ochoty.
Kładę się wyczerpana na kanapę i nie mal po chwili zasypiam.

-Luizo...- znowu słyszę twój głos.-Otwórz oczy.

-Eva?-czuję twoje ręce na moich dłoniach.

Otwieram oczy i widzę ciebie. Włosy swobodnie opadają ci na ramiona. Sukienkę masz białą jak śnieg... idealnie do ciebie pasuje.

-Nie zabiłam cię.

-Ćśśśś-gładzisz mój policzek.-Wiem, że tego nie zrobiłaś.

-To dlaczego...

-Ćśśś-uśmiechasz się i głaszczesz moje włosy.

Nagle przestajesz.

-Evo?-z twoich ust wypływa woda.-O mój Boże, Eva!

Znowu budzę się przez odgłos dzwonka do drzwi. Przecieram oczy.

Nie wierzę, że znowu ukradłaś mi sen.

-Dzień dobry.-widzę Adama.

-Dzień dobry.-odpowiadam.

-Przyszedłem, żeby zapytać się pani o... Czy to krew?-wskazuje na moją bluzkę.

Cholera...

-Um... Właściwie to tak. Niedawno wróciłam ze szpitala po tym jak jakiś koleś wbił mi nóż w brzuch w sklepie na rogu. Wygląda na to, że muszę zmienić opatrunek. -jestem zaskoczona z jaką łatwością przychodzi mi o tym mówić.-Podsumowując, to był świetny dzień-mówię z sarkazmem.

-Zgłosiła to pani?

-Zamierzałam.-chyba środki przeciw bólowe przestały działać bo ból wraca.

-Wszystko w porządku? Pomogę pani-nie zdążyłam nic powiedzieć, a on już wszedł do środka.

-Nie naprawdę... Dam sobie radę.-mówię z grzeczności chociaż prawda jest taka, że chcę, żeby został.

-Czyżby?
                          
                                ...

-Przepraszam, nie chciałam zająć pana czas.-mężczyzna delikatnie zrywa bandaż z mojego brzucha.

-To nie problem.-chwila ciszy pozwala mi zebrać myśli.

-Jest pan w tym dobry.-widzę jak dobrze radzi sobie z opatrzaniem mnie.

-Mieliśmy w pracy zajęcia pierwszej pomocy. Zapamiętałem to i owo.-przykleja nowy opatrunek.

Staram się nie okazywać, że mnie coś boli, ale nie umiem maskować grymasu na mojej twarzy.

-I po bólu.-uśmiecha się.

-Nie sądzę.-próbuję usiąść. Biorę garść leków do ręki, a potem je łykam i popijam wodą.

-Myśli pani, że to zdrowe?

-Myślę, że dzięki temu nie będzie tak cholernie boleć.-opieram się.

-Podejrzewa pani kto mógłby to zrobić?

-Nie.-odpowiadam.-Jedyną osobą, która próbowała mnie zabić od kąd tu jestem był Eric, ale nie sądzę, żeby to był on. Rozpoznałabym go.

-Jest ponad 200 km stąd. Mam na niego oko.-na kogo jeszcze ma oko?-Załatwię pani ochronę... Jeśli ktoś miał odwagę panią zranić, będzie miał odwagę zrobić to jeszcze raz.

Przełykam cicho ślinę.

-Będę się zbierał.-wstaje.

-Zdaję mi się, że chciał pan o coś zapytać?

-Odłóżmy to na inny dzień. To nic pilnego.-wyprostowuje się.

-Dziękuję panu za pomoc.-próbuję wstać lecz on mnie powstrzymuje.

-Niech pani odpoczywa.-chwyta mnie za ramiona.-Trafię sam do drzwi, a dziękować nie ma za co. Czynię to co każdy człowiek by zrobił.

Nie każdy...

-Mimo to dziękuję.-to były ostatnie trzy słowa naszej dzisiejszej rozmowy. Widzę jak wychodzi i słyszę trzask drzwi.

Most ✔|ZAKOŃCZONA|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz