chapter 4

53 8 0
                                    

ALAN

-Dobrze wiesz, że nie możesz się przemęczać.

Moja mama, chyba taka jak każda inna, zatruwa mi w tym momencie moje czyste powietrze swoi gadaniem.

-Wszystko rozumiem. - przewróciłem oczami.

-Wiesz, że to nie jest śmieszne.

-A czy ja wyglądam ci na osobę, która się z tego śmieje? - spojrzałem na nią.

-Alan, ja wiem, że jest ci ciężko. Nam razem z tatą też jest. Rozumiem cię jako matka, ale nie m..

-Ty nic nie rozumiesz! Nie wiesz jak to jest, więc proszę, nie wtrącaj się już.

-Muszę ci pomóc, więc muszę się wtrącać do życia mojego syna. - podniosła lekko głos.

-A co jeżeli ja tego nie chce? - spojrzałem na nią.

-Nie masz nic do gadania.

-A właśnie, że mam! To jest moje życie!

-To o nie walcz! - krzyknęła.

Zacisnąłem usta w wąską linię i wyszedłem z domu trzaskając drzwiami. Wybrałem numer jednej osoby jaka może mi w tym momencie pomóc.

-Halo? - jej melodyjny głos odezwał się w słuchawce.

-Możemy się spotkać?

-Alan, nie za bardzo, bo jestem w stroju śpiocha.

-Nic nie szkodzi, zaraz będę.

-Ale.. - rozłączyłem się.

KIM

Głośno westchnęłam u rzuciłam telefon na łóżko. Wyciągnęłam z szafy jakieś leginsy oraz jakąś zwykłą, białą koszulkę i weszłam do łazienki ogarnąć swoją twarz.

Po piętnastu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół i otworzyłam drzwi widząc za nimi Alana.

-Co chciałeś? - zapytałam kiedy zaczął ściągać kurtkę.

-Przyjechałem spędzić czas ze swoją przyjaciółką. - uniosłam wysoko brwi.

-Od kiedy jesteśmy przyjaciółmi?

-Od kiedy mnie uratowałaś. - uśmiechnął się szeroko siadając na kanapie.

-To.. co robimy? - zapytałam siadając obok niego. Czułam się bardzo nie zręcznie, bo jednak znam Alana od niedawna i nie wiem czego mogę się spodziewać.

-Możemy obejrzeć jakiś film, wyjść gdzieś, wszystko zależy od ciebie. - wzruszył ramionami.

-Wolę zostać w domu. - powiedziałam siadając na kanapie i włączając telewizor.

-Jestem głodny. - spojrzałam na Alana lekko zirytowanym wzrokiem.

-Oh, serio? - uniosłam brwi.

-Tak, bardzo serio. Zamówmy coś do jedzenia, bo zaraz umrę. - wymamrotał.

-Jesteś jak dziecko. - stwierdziłam.

-Ah tak? - spojrzał na mnie wyciągając telefon z kieszeni spodni.

-Tak.

Alan zamówił dla nas dwie pizze. Pepperoni dla niego oraz hawajska dla mnie. A tak btw, hawajska to życie, okej?

-Nasze jedzenie będzie za jakąś godzinę jak nie więcej, więc co będziemy oglądać? - brunet spojrzał na mnie spod swoich długich, czarnych jak smoła rzęs.

-Możemy obejrzeć coś ciekawego. - zaproponowałam.

-Jakiś maratonik? - uśmiechnął się, pokazując przy okazji swoje urocze dołeczki.

-Co powiesz na "Szybcy i wściekli"?

-Może być. - przytaknął.

Podłączyłam laptopa do telewizora i oboje zaczęliśmy nasz maraton. Około pół godziny później przyszło nasze jedzenie. Usiedliśmy po turecku na kanapie, a pudełka z pizzy leżały przed nami.

Gdy otworzyłam już pudełko od razu uderzył we mnie ten wspaniały zapach. Hawajska to istne niebo. Ugryzłam ogromny kawałek pizzy przy okazji wydobywając z siebie zduszony jęk.

-Jezu, zaraz zjesz tą pizzę na raz. - Alan zaśmiał się. Spojrzałam na niego lekko mrużąc oczy.

-Wal się.

-Z wielką chęcią. - chłopak przygryzł wargę na co prychnęłam.

-Daj mi w spokoju rozkoszować się tym cudem. - powiedziałam z pełnymi ustami.

-Ej, Kim.

-Hm? - spojrzałam na niego.

-Jesteś brudna. - uśmiechnął się.

-Co, gdzie? - zaczęłam kręcić się w miejscu.

-O tutaj.. - Alan dotknął palcem mojej białej koszulki zostawiając na niej ślady z ketchupu.

-Nie zrobiłeś tego. - zmrużyłam oczy pewnie wyglądając jak chomik.

-Aw, chyba zrobiłem. - przygryzł swoją wargę i zaczął się śmiać.

-No cóż.. - włożyłam palce do sosu czosnkowego i wtarłam we włosy Alana. Chłopak momentalnie przestał się śmiać i spojrzał na mnie z poważną miną.

-Nie zrobiłaś tego.

-Aw, chyba zrobiłam. - zrobiłam to samo co on chwilę temu.

-Albo mnie teraz przeprosisz i umyjesz moje włosy ale pożałujesz.

-Chyba śnisz. - prychnęłam nadal zajadając pizzę.

W pewnym momencie poczułam jak sos spływa po moich włosach. Odłożyłam wszystko na stolik obok i spokrzałam na chłopaka, który wręcz zwijał się ze śmiechu.

-Ha. Ha. Bardzo śmieszne. Jesteś bardzo dojrzały wiesz? - spojrzałam ostatni raz na niego i wyszłam z salonu kierując się do łazienki. Muszę zmyć ten okropny sos. Gdy chciałam już zamknąć drzwi do łazienki, Alan również do niej wszedł.

-Ja też muszę się przecież umyć. - zrobił bardzo głupią minę na co zaśmiałam.

Tak właśnie zszedł nam cały dzień. Na jedzeniu, leniuchowaniu oraz śmianiu się z samych siebie.

Touch the skyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz