1. No cóż. Stało się.

7.2K 360 305
                                    

Jak to w życiu bywa nie zawsze jest kolorowo, a u mnie nie było kolorowo w ogóle. Zważywszy na okoliczności w jakich się znalazłem, miałem problem całkiem sporych rozmiarów i nie wiedziałem, jak się go... Pozbyć.

Nie nie mam na myśli swojego kutasa.

Po prostu zobaczyłem coś, czego nie było w sposób odzobaczyć, a nawet udawać, że się tego nie widziało. Po prostu dzieciak ryczał, a mi pękał łeb od przelanych procentów do mojego żołądka dnia wcześniejszego. Miałem kaca mordercę kwadrat, a bachor z sekundy na sekundę ryczał coraz bardziej.

No i co miałem zrobić?

Robienie z siebie debila już nie pomagało. Nie zafajdał pampersa, ani nie chciał jedzenia. Na zabawę chyba też nie miał ochoty, jakkolwiek to nie brzmi. Po prostu darł się wniebogłosy, a ja z każdą sekundę umierałem coraz bardziej.

Co każdy dojrzały facet zrobiłby w mojej sytuacji? No niestety, nie miałem kurwa pojęcia, bo miałem tylko dziewiętnaście lat i nie byłem taki dojrzały, jaki powinienem być. Los pokarał mnie mózgiem sportowca, dlatego nie miałem pojęcia co zrobić z płaczącym dzieckiem. ALE.

Ale wiedziałem kto ma pojęcie.

Telefon znalazł się w moich łapkach szybciej, niż zdążyłem przetworzyć co właśnie robię, i wybrałem numer do takiego nieznośnego pierwszaka ze szkoły, tudzież mojego sąsiada, oraz mojego fana numer jeden, który uważał mnie za swojego superbohatera, ale tylko uważał, bo niestety nim nie byłem. Ale byłem SUPER. I to właśnie przez to moje SUPER Colin Brooks tak za mną szalał.

Za Teddy'm Tucker'em.

- Colin, pomóż.

- W co znowu się wpakowałeś, Tucker? - jego głos był nieco rozbawiony. Nie dziwiłem się. Ostatnio moje telefony do niego zdarzały się coraz częściej.

- No nie wiem... Dziecko?

- Słyszę. I widzę.

- Znowu mnie podglądasz? - spojrzałem w stronę okna, przez którym stałem i przez które była dobra widoczność na cały salon, w którym siedziałem już dobre trzy godziny. Faktycznie, w oknie domu obok siedział Brooks, gryząc ołówek i uśmiechając się do mnie dość figlarnie.

- Nie zasłoniłeś rolet, Teddy.

- To przerażające.

- No co ty. I chore. - parsknął słodkim chichotem, aż mi na sercu zrobiło się ciepło. - Będę za trzydzieści sekund.

- Masz piętnaście sekund. To dziecko zaraz doprowadzi mnie na skraj załamania nerwowego.

- Biedaczek. - no byłem biedny.

Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, bo Colin rozłączył się. Był trochę wredny, miał obsesję na moim punkcie, ale tak poza tym to był bardzo pomocny chłopak. I znał się na dzieciach, bo miał trójkę młodszego rodzeństwa.

Naprawdę minęła chwila, a Colin był już przed moim domem. Wziąłem tę półroczną kluchę na ręce, która swoją drogą nadal płakała i jak idiota pobiegłem do drzwi wejściowych, aby przywitać swojego wybawcę.

Tak jak myślałem w progu stał niższy ode mnie o głowę Colin Brooks. Jego bardzo jasne blond włosy jak zawsze były ułożone w równy przedziałek, a kilka kosmyków opadało na jego czoło. Idealnie komponowały się ze srebrnymi kolczykami w jego uszach i piwnymi oczami. One też były dość jasne, jak na piwny kolor, więc nie wiedziałem, jaki to kolor.

Colin nachalnie mnie obczaił, a ja mniej nachalnie go i o dziwo... Wow. Znalazła się moja czerwona bluza kapitana, która przedwczoraj zniknęła z suszarki z praniem.

Pan Brooks i Ja || boy x boy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz