5. Coś jest nie tak!

1.2K 69 32
                                    

Lily Evans

-Witam wszystkich uczniów, którzy przybyli w tym roku bez względu na czasy, w jakich żyjemy. Dzisiaj krótko postaram się wam przedstawić plany na ten rok, bo widzę, że wzyscy tu zebrani nie moga się doczekać na dzisiejsza ucztę. Więc oczywiście jest kilka zakazów. To do pierwszoroczniaków, bo starsze klasy o tym doskonale wiedzą. - w tym momencie Dumbledor popatrzył na Huncwotow. Myślałam, że zaraz wybuchnę histerycznym śmiechem, bo ich miny były takie komiczne.

Po przedstawieniu zasad i reguł, które i tak dobrze znałam, dyrektor ciągnął dalej:

- Takie są zasady i reguły. Co do naszych najstarszych uczniów, czekają was w drugim semestrze zajęcia, na których sprawdzicie swoje umiejętności. A tak przynajmniej to można nazwać. - przewrócil oczami, i znowu myślałam, że się posikam ze śmiechu, bo tym razem McGonagal patrzyla na chłopakow z pod byka, dlatego że zaczęli rzucać w siebie jakimiś magicznymi kulkami, ktore zmienialy kolor włosów. Kiedy zobaczyli, że kobieta zabija ich wzrokiem, przestali, a ich włosy miały najróżniejsze kolory. Potter miał pudrowe, Remus miał czarne ze srebno-niebieskimi końcówkami A BLACK, on nie zaprzeczę, był NAJPIĘKNIEJSZY! Haha! On miał przepiekną długą tęczę. - Dobrze ja już nie przedłużam więcej. Życzę Smacznego!

I już chwile później wszyscy sięgali po to, co ich kusiło i wywoływało działanie ślinianek, w czasie przemowy dyrektora.

Stoły sie zapadały pod ciężarem potraw i napojów i warto było przyznać, że uczta tym razem była niepowtarzalna. Skrzaty Hogwartu naprawdę tym razem przewyższyły siebie.
Na pierwszy rzut oka padała kaczka. Ogromna, pięknie upieczona, z chrupiącą skórką, zdobiona jabłkami i gruszkami. Potem już leciały słodycze. Babeczki, skaczące żaby, torty, liczne i najróżniejsze ciasta. Tego już się nawet nie dało zliczyć. Oczywiste, że każdy zaczął sobie nakładać to, co mu się podobało.
Na talerzu Dorcas odrazu znalazł sie tost, który właśnie smarowała dżemem pomarańczowym. Black zaś rzucił się na kaczkę. Gdyby nie inne osoby sięgające po przysmak, daję galeona, że Syriusz załatwił by ją sam. Ja oczywiście wzięłam małą kanapkę. Naprawdę nie byłam głodna.
- Tiaaaa... Widzę, że słowo "maniery" wam nie znane... - powiedziała Dorcas zwracając się do Blacka i Pottera.
- A po co... *mlask* maniery takim... *mlask* przystojniakom jak my? - dumnie wypiął pierś Syriusz.
- A może po to, by zainteresować takie kobiety jak my. - odszczekała sie Dor powtarzając ruch chłopaka i popychając mnie łokciem w bok.
- Au!... Taaak, taaak! - potwierdziłam dalej patrząc na tą nędzną kanapkę, której już nie mogłam wcisnąć.
W tym momencie Potter, jakby dostał olśnienia, otarł rękawem twarz i unosząc jedną brew wypalił:
- No to możeee... Umówisz się ze mną, Evans? - po czym dodał swój "sławny" uśmiech huncwota do wypowiedzi.
Ogh... SERIO?! Aż mi zniknął apetyt, którego nie miałam.
- Ogh... Naprawdę Potter? Teraz napewno nie dokończę tej kanapki! - powiedziałam, kończąc w ten sposób konwersację z glonomóżdżkami. - Słuchaj... Naprawdę nie jestem głodna, ja juz pójdę do dormitorium, a wy kończcie i dołączycie później. Okej? - zwróciłam sie tym razem do przyjaciółki.
- Dobrze Lils! Spokojnie. - mrugneła do mnie Ann. - Idź a ja mogę przejąć kanapkę. Widzę, że jej nie tknęłaś. - dokończyła z ironią, po czym wszystkie razem się pośmiałyśmy i wyszłam ze znismaczoną miną z Wielkiej Sali.
Naprawdę mnie rozbolał brzuch.

Narrator

Wychodząc z WS pewna, rudowłosa osóbka pociagneła za sobą zgraję ślizgonów o nie bardzo dobrym składzie. Wymknęli się cicho, więc nikt ich nie zauważył. Nikt oprócz chłopaka o kruczoczarnych włosach i oczach koloru mlecznej czekolady, na którego koniuszku nosa zawsze były okulary o oprawkach kształtu koła.

James Potter

Kiedy Lilka po raz kolejny odmówiła mi... Spodziewałem się... Ale zawsze warto próbować.
A więc kiedy odmowiła mi, kończąc w ten sposób naszą rozmowę, wziąłem się za eklera jakis metr ode mnie. Tak, był daleko! Ale było warto! Przysmak jest przepysz... Dlaczego Lilka wstała?
- Ej, Łapciu! Co jest? Czemu Evans se idzie? I to beze mnie... - zapytałem nachylając się do ucha przyjaciela.
- Pewnie brzuch ja boli, czy coś! - odpowiedział mi dalej mlaszcząc. - A dlaczego bez ciebie, to sam wiesz. - kończył dalej zajadając ostatki kaczki.
- Z resztą czas najwyższy to zmienić! - powiedziałem, gdy moim oczom padł widok grupy ślizgonów, zmierzających do wyjścia z Wielkiej Sali, w którym właśnie zniknęła moja Evans. - Coś jest nie tak! - ups... Miałem to powiedziec w myślach.
- Ale co? - zapytał Remus.
- A nic, nic...
Chwilę po tym wybiegłem z Wielkiej Sali, porzucając mojego eklera.

Just friends/𝕁𝕚𝕝𝕪Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz