Wraz z dotknięciem klamki wielkich drzwi, hałas stawał się coraz głośniejszy. Ciemność opatulała mnie jak breja, ograniczała widoczność i nawet słuch co uświadomiłam sobie w momencie, gdy moja słaba kula światła rozpłynęła się w pył. Może wariowałam, ale podłoga zdawała się skrzypieć mniej, jakbym miała pod stopami jakiś materac lub materiał dźwiękochłonny. Dotknęłam framugi i nagle mignęło mi coś przed oczami i z powiewem zimnego wiatru zniknęło tak szybko jak się pojawiło. Znowu podskoczyłam i z hukiem upadłam na podłogę, klnąc przy tym siarczyście. Podparłam się rękami i wstałam z nie małym trudem, bo okazało się, że jestem cała oblepiona jakąś klejącą mazią. Spojrzałam na siebie, ponownie próbując użyć zaklęcia świetlnego, a na moją twarz wstąpił grymas, gdy udało mi się zobaczyć jak wyglądam. Czarna i gęsta breja, pokrywała mnie od kostek, aż po szyję, była jak płynny, niedoschnięty asfalt. Przysięgłam sobie, że jeśli to jakiś durny żart tych pacanów, to gorzko, ale to bardzo gorzko tego pożałują...
Rozejrzałam się uważnie i podejrzliwie, właściwie... Co mnie tak wystraszyło? Rozejrzałam się jeszcze kilka razy, trzymając różdżkę w gotowości. Kiedy upewniłam się, że chyba wszystko jest w porządku, (tak, jakby wszystko mogło być w porządku, w nawiedzonym domu) ponownie położyłam rękę na klamce i hałas momentalnie ucichł. Szarpnęłam za klamkę dwa razy, ale drzwi ani drgnęły.
I dziwnym trafem Alohomora również nie działała. Nic w tym przeklętym domu nie działało.
- Cholera.
Szturmem otworzyłam pokój i rozmasowując ręką, obolałe ramię, skierowałam różdżkę w głąb pomieszczenia. Liczyłam, że znajdę tam Blacka i Pottera, ale pomyliłam się sromotnie. W jednej chwili chmara os zwróciła się w moją stronę, wiercąc we mnie dziury, swoimi małymi, wytrzeszczonymi oczkami. Potter co prawda był nieznośny, ale nie tak śmiercionośny jak chmara wściekłych, najpewniej zmutowanych os. Insekty były pięć razy większe od normalnych i w tamtym momencie z całą swoją fobią i nienawiścią do owadów byłam gotowa nawet pocałować Pottera, byle wydostać się z tego przeklętego domu.
- Jasny szlag. - Zrobiłam krok w tył i zaczęłam się powoli wycofywać, a raczej powinnam powiedzieć, próbować wycofywać.
Na moje "szczęście" ... Obluzowana deska podłogi zaskrzypiała, pod wpływem mojego ciężaru, a wściekły rój, dosłownie rzucił się na mnie. Sprintem ruszyłam do drzwi i zatrzasnęłam je mocno. Łoskot drzwi, rozprzestrzenił się echem, chyba po całym domu, ale to nie był teraz mój problem. Kilka, a raczej kilkanaście os przedostało się dziurką od klucza, która zdawała się powiększać z każdą chwilą, aż w końcu w drzwiach, powstała jedna wielka wyrwa. Odwróciłam się na pięcie i rzuciłam biegiem do ucieczki, zanim cały rój wyleciał na korytarz. Skubane zdawały się widzieć w ciemności, czego nie można było powiedzieć o mnie. Na ślepo szukałam wyjścia, a uwierzcie nie było to proste.
Jasne jak słońce, było też to, że niektóre owady mnie dogoniły. Całe nogi miałam w swędzących bąblach po ich użądleniu? Ugryzieniu? Osy były tak dziwne i zmutowane, że sama nie wiedziałam, czy mają żądło, czy wielkie zęby. Chwilę się z nimi szamotałam wrzeszcząc jakby mnie zażynali i na szczęście, zaklęcie zamrażające je powstrzymało. Cały rój zawisł w powietrzu nieruchomo, jakby zastygł w czasie. Miny tych stworzeń to była jakaś maskarada. Jedne wojowniczo, szczerzyły rząd długich, malutkich, zaostrzonych kiełków, natomiast jeszcze inne ustawiały się tyłem, jakby chciały wbić we mnie żądła.
Nie zamierzałam czekać, aż zaklęcie przestanie działać i w akompaniamencie mamrotania o tym jak bardzo nienawidzę owadów powróciłam do poszukiwania moich zaginionych kompanów.
Na drugim końcu korytarza zauważyłam kolejne drzwi, tym razem przeźroczyste, prawdopodobnie szklane, ze srebrnymi zawiasami. Co to do cholery był za labirynt? Czułam się jak bohaterka bajki, którą opiekunka czytała mi w dzieciństwie za co została potem brutalnie zrugana przez moich rodziców, gdyż była to bajka napisana przez mugola. Ona również szukała odpowiednich drzwi by wydostać się z okrągłej komnaty.
CZYTASZ
Łania
Hayran Kurgu*PRZECHODZI KOREKTĘ* Katherine Marshall zawsze była zbyt uparta, bezczelna i nieposłuszna, co w ogóle nie pomagało jej w byciu przykładną córką dwójki arystokratów, ślepo zapatrzonych w ideologię czystości krwi. Nijak nie był pomocny również fakt, ż...