Autobus z dwudziestoma sześcioma pasażerami uległ poważnemu wypadkowi...
...tir jadący z naprzeciwka zderzył się czołowo...
...oblodzona jezdnia...
...Na razie nie znamy wszystkich szczegółów, ale wstępnie doliczyliśmy się siedmiu ofiar śmiertelnych...
...trójka dzieci...
...policja wraz ze strażą pożarną wyciąga rannych z wraku...
... pogotowie jest już na miejscu...
Pogotowie dotarło jakie pierwsze. Dopiero potem policja i straż pożarna. Wyciągali każdego szybko i skutecznie. Nawet osoby, które zostały zmiażdżone, jakoś wyciągnęli ich w jednym kawałku. Dawno tyle karetek pogotowia nie spotkało się w jednym miejscu, poza parkingiem szpitala.
Potem zjawiły się media, rozstawiając pieczołowicie kamery i tocząc pianę z pysków, kto pierwszy zawiadomi swoją stacje telewizyjną o wypadku. Niedługo całe miasto stanie na nogi przez tę wiadomość. Do szpitala zaczną zjeżdżać się bliscy rannych lub martwych. Potem prokuratura rozpocznie śledztwo, jak mogło dojść do tak strasznej sytuacji.
Mogło. Jeśli podstawia się wadliwy autobus, z niesprawdzonymi hamulcami, to raczej oczywiste, że na oblodzonej drodze dojdzie do kraksy. Albo gdy nieodpowiedzialny kierowca tira przekracza dozwoloną prędkość, podczas niesprzyjającej pogody. Ale trzeba zachować pozory. Trzeba udawać zaskoczenie. Rozpacz. Tragedia przyciągnie ludzi jak zepsute mięso muchy.Malcolm i Noah, bliźniacy, wracający z obozu narciarskiego, zostali przetransportowani do szpitala oddzielnymi karetkami. Malcolm, który był jednym z najciężej rannych, wykrwawiał się na noszach z dziurą w brzuchu, po tym jak odłamek metalu i szkła wbił się w niego. Noah był nieprzytomny, miał połamane żebra, zwichniętą nogę, zmiażdżony nadgarstek i zakrwawioną głowę. Ale był w lepszym stanie niż bliźniak.
W szpitalu chmara lekarzy skakała wokół wszystkich. Martwi szli do kostnicy, ranni na sale operacyjne.
Rodzice bliźniaków przyjechali jako jedni z pierwszych. Matka Malcolma i Noah, cała zapłakana chaotycznie tłumaczyła pielęgniarce dyżurującej kogo szuka. Ojciec stał z boku, blady na twarzy, nieobecny. Za rodzicami tłoczył się starszy brat i siostra - Ezra i Vinona, będący jeszcze w piżamie. Widocznie wieczorne wydarzenie wyrwało ich z łóżek, nawet nie mieli czasu się przebrać.
Pielęgniarka wyjaśniła pragmatycznym tonem, że dwójka synów jest aktualnie operowana i pobieżnie określiła ich stan fizyczny.
Pozostało im tylko czekać na dalsze wieści i modlić się by oboje przeżyli następne godziny.Po północy w poczekalni zjawił się lekarz z worami pod oczami. Przywitał ponuro państwo Maitland.
- Stan jednego z synów jest stabilny. Powinien wkrótce się obudzić. Ma liczne złamania, ranę głowy i niesprawną rękę, która będzie wymagała rehabilitacji. Ale przynajmniej żyje. Natomiast drugiego chłopaka byliśmy zmuszeni wprowadzić w śpiączkę farmakologiczną. Został poważnie ranny w brzuch, na szczęście żołądek nie został przebity. Stracił dużo krwi. Transfuzja nie była natychmiast konieczna, ale będzie. Dlatego potrzebuje państwa zgody na podebranie krwi od drugiego syna. - pani Maitland pokiwała słabo głową, zaciskając wargi i powstrzymując łzy. Całe jej dotychczasowe życie legło w gruzach, słysząc ten potok informacji. Nie widziała już przyszłości, widziała tylko twarze synów, szare, zwiotczałe, w trumnie. Pan Maitland widząc dysfunkcje żony, osobiście podpisał zgodę na transfuzję. Vinona mocno objęła swoją matkę, mówiąc uspokajające rzeczy, choć sama była bliska szaleństwa. Ezra schował twarz w rękaw i płakał, nie mając siły udawać twardego.
Rodzina dostała zgodę na odwiedzenie synów.
Malcolm i Noah zostali umieszczani w oddzielnych pokojach, ze względu na rodzaje obrażeń.
Malcolma odwiedzili pierwszego.
Blond włosy chłopak leżał prosto na łóżku, cały w szwach i bandażach. Liczne rurki wchodziły i wychodziły spod skóry, monitor funkcji życiowych wydawał regularne dźwięki. Malcolm był szczelnie przykryty cienką pościelą, więc nie można było dostrzec jatki, jaka ziała na brzuchu.
Elena, pani Maitland padła na kolana przy łóżku syna i chwyciła go za dłoń, przyciskając do niej czoło. Wstrząsał nią płacz, tusz do rzęs spływał wraz ze łzami, a ramiona się trzęsły. Vinona stała przy drzwiach z Ezrą, przytuleni do siebie, łkali cicho, niezdolni wejść dalej. Robin, ojciec stał przy żonie, zaciskając zęby na tyle mocno, jak gdyby chciał je skruszyć.
CZYTASZ
Haunting Presence
Horror'and I don't care if I live or die, because I ain't ever going to no other side, there ain't no heaven and there ain't no hell, but I am a sinner so it's all just as well' (Opowiadanie zrodzone z inspiracji piosenką Gilesa Corey- 'The Haunting Prese...