Rozdział 1

229 18 0
                                    

Z zamkniętymi oczami wciąż stoję w miejscu, zagubiony pomiędzy pustyniami a oceanami„ 

~ BTS - „Lost"


🦋🦋🦋


Sunhee:


Całe życie mieszkałam na wsi i właściwie, to nie wyobrażałam sobie, by mogło być inaczej. Kochałam to. Doceniałam każdy dzień, każdą, najmniejszą rzecz, jaką posiadałam, bo tego nauczyła mnie babcia. Byłam jej za to niesamowicie wdzięczna, bo dzięki temu, w jaki sposób mnie wychowała i temu, że zastępowała moją matkę, żyłam pełnią życia. 

I świat wcale się nie skończył, kiedy dwanaście lat temu mój tata emigrował do Australii. Gdy zostawił mnie i babcie, miałam zaledwie osiem lat, mnóstwo buntu w sobie i strasznie przeżyłam rozłąkę z nim. Wtedy jeszcze nie rozumiałam jego decyzji, ale z biegiem lat dotarło do mnie, że wszystko, co robił, robił dla mnie. Nie byliśmy biedni, ale ojcu bardzo zależało mu na mojej przyszłości i na moim wykształceniu. A posłanie dziecka na studia w stolicy wiązało się z ogromnymi studiami. Nie rozumiałam, dlaczego on uparł się na studiach w samym sercu kraju, czasami nawet uznawałam to za głupotę i próbowałam przemówić mu do rozsądku. Jednak gdy tylko słyszałam w słuchawce jego zdesperowany głos, moje serce miękło. Kochałam go i gdy wyobrażałam sobie, jak jemu musi być ciężko tak daleko domu, w oczach stawały mi łzy. Ten człowiek poświęcił wszystko dla mnie i nie mogłam nawet wyobrazić sobie uczucia wdzięczności, jakie kotłowało się w moim ciele za każdym razem, kiedy po długich miesiącach rozłąki, stawał w progu naszego domu.

Mimo wszystko przerażało mnie widmo studiów, im bliżej było do dnia mojego wyjazdu do Seulu. Jeszcze rok temu to wydawało się takie odległe, tymczasem do mojej wyprowadzki pozostało już tylko kilka tygodni. Nigdy nie wyjeżdżałam tak daleko. Do tej pory uczyłam się w liceum w mieście oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów. Dojeżdżanie i powrót ze szkoły dzień w dzień był dla mnie wyczerpujący, ale perspektywa upragnionej ciszy w rodzinnych progach zacierała wszelkie negatywne doświadczenia i uczucia. Idąc na studia, codzienna podróż do domu była niemożliwa. Planowałam co prawda wracać, kiedy tylko miałabym okazję, włączając każdy weekend. Myśl o tym napawała mnie nadzieją, że pomiędzy szaleństwem uczelnianego życia, dostanę namiastkę dawnego spokoju.

Wszystko skończyło się na dwa miesiące przed moim planowanym wyjazdem. Moja babcia umarła, a cały mój świat legł w gruzach. Właściwie nie pamiętam niczego od dnia, w którym to się stało do dnia po pogrzebie. Przewijała mi się przed oczami tylko smutna twarz taty, który przyjechał na kilka dni, żeby mnie wesprzeć i wrócił do Australii kilka dni po. Ja też musiałam wyjechać. Nie byłam w stanie funkcjonować w domu, w którym nadal czułam jej zapach i przechodziłam przez próg kuchni z nadzieją, że zastanę ją przy kuchence. To było dla mnie wyczerpujące i musiałam wyrwać się z tego miejsca. Zamknęłam więc dom na cztery spusty, a klucz do bramy oddałam sąsiadce, cioteczce Song, która miała opiekować się królikami i kosić od czasu do czasu trawnik. W Seulu miałam już zaklepany pokój w mieszkanku studenckim, więc nie miałam nic do stracenia.

🦋🦋🦋

Drzwi do pokoju otwarła mi wysoka, krótko ścięta brunetka. Powitała mnie miło i wpuściła mnie do środka, a ja ledwo wtoczyłam się za próg. Wiedziałam, że przeprowadzka do akademika będzie męcząca, najpierw autobusem, następnie pociągiem. Nie przypuszczałam jednak, że będzie tak źle.

Seul mnie przerażał. Ten nieprzebrany tłum na dworcu, gwar i ruch na ulicy, te wszystkie czynniki niesamowicie mnie przytłaczały. Pierwszy raz byłam w tak dużym mieście i zupełnie nie wiedziałam dokąd iść. Miałam ochotę przeklinać, usiąść na tych dwóch walizkach, które taszczyłam i się rozpłakać. Miałam ochotę zadzwonić do ojca i nakrzyczeć do słuchawki, że te studia były najgorszym pomysłem na świecie. Niezła drama queen, ale zrozumcie, byłam młodą dziewczyną, świeżo po stracie i pierwszy raz w dużym mieście. Miliony myśli w mojej głowie opanowałam dwoma głębokimi wdechami i wydechami. Poprawiłam plecak na ramieniu i ruszyłam do wyjścia.

Na zewnątrz sytuacja nie była lepsza. Masa ludzi, idąca w różne strony, wielu z ekranami telefonów przed nosami. Jedak widok zapierał dech w piersiach. Wysokie budynki, światła i niesamowita przestrzeń robiła wrażenie. Nie miałam jednak czasu na dłuższe podziwianie centrum, musiałam dostać się do akademika. Wpisałam w GPS adres mojego akademika i wyszukałam najszybsze połączenie autobusowe. Na szczęście przystanek, z którego odjeżdżał mój autobus, nie był daleko, więc od razu ruszyłam w tamtą stronę. Wreszcie cała mokra od potu i ciężko dysząca, wsiadłam do zatłoczonej komunikacji miejskiej. Czekała mnie jeszcze półgodzinna przejażdżka do akademika. Dwie potężne walizy, plecak i długa droga wycisnęły ze mnie wszystkie siły.

Dlatego Dayeon, bo tak na imię było mojej współlokatorce, zaszczyciłam moim najgorszym możliwym wydaniem. Zmordowanym, ledwo żywym. Dziewczyna ze śmiechem przyglądała się mi, jak padłam na łóżko zaraz po zrzuceniu bagażu i płaszcza.

– Mój Boże, co za miasto – stęknęłam.

– Myślałam, że dziś oblejemy pierwszy wspólny dzień w akademiku, ale widzę, że ktoś tu jest zbyt zmęczony. – Dayeon usiadła na krześle przy biurku.

– Wybacz, ale twoje plany będziemy musiały przełożyć na inny dzień – wychrypiałam, przekręcając się z brzucha na plecy.

Rozejrzałam się po niewielkim pokoju. Większość akademików była urządzona w podobnym stylu. Niewielkie pokoje z dwoma lub czterema zestawami łóżko-biurko, plus duża szafa i łazienka. Nasz pokój był niewielki, łóżka i biurka ustawione były naprzeciwko siebie, oddzielone od siebie dywanikiem na środku podłogi. Zaraz przy wejściu do pokoju stała ogromna szafa z dużym lustrem, a naprzeciwko niej było wejście do małej łazienki. Połowa pokoju, którą zajęła Dayeon, była już urządzona i uporządkowana, więc domyśliłam się, że dziewczyna musiała wprowadzić się dzień lub dwa przed moim przyjazdem.

– Zostawiłam ci tę połowę szafy na ubrania, Do tej włożyłam przekąski, a w łazience masz całą szufladę na swoje kosmetyki. – Dayeon widocznie cieszyło towarzystwo mojej osoby. – Jeśli chcesz, to pomogę ci się rozpakować, a później pójdziemy coś zjeść.

– Dzięki – odsapnęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej. – Kiedy przyjechałaś do akademika?

– Na początku tygodnia. Chciałam szybciej wynieść się od rodziców. A poza tym nie mogłam się doczekać tych wszystkich imprez studenckich. Ty nie jesteś z Seulu, prawda?

– Skąd wiedziałaś? – Zapytałam niepewnie. Czy to było aż tak widać?

– Po wielkości twojego bagażu, chociażby – zaśmiała się Dayeon – nikt na raz tyle tu nie przytaszczył. Moje rzeczy tata przywiózł na trzy kursy.

– Obiecaj, że nikomu nie powiesz, że nie jestem stąd.

– Jak chcesz, ale to naprawdę nic złego. Dla mnie to bez różnicy czy jesteś z miasta, czy nie. Ważne, żebyśmy się dogadywały.

Uśmiechnęłam się i usiadłam na podłodze, żeby otworzyć pierwszą z walizek. Dziewczyna usiadła obok i pomogła mi wszystko posegregować i ułożyć na półkach.

Pomimo moich wcześniejszych wątpliwości i masy żalu, jaki dopadł mnie, zanim tu przybyłam, musiałam przyznać, że studia zapowiadały się naprawdę ciekawie. Cieszyłam się z towarzystwa Dayeon, bo najbardziej zależało mi na poznaniu kogoś, z kim mogłabym się zaprzyjaźnić. Mimo że do rozpoczęcia roku akademickiego pozostało jeszcze sporo czasu, nie mogłam doczekać się nadchodzących dni i już snułam wielkie plany, jak je spędzić.

///The Other Side Of Me ///  J-HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz