20

8 3 0
                                    

Harry
W piątkowy wieczór postanowiłem, że się przejdę po mieście. Dzisiaj moja mama przyjachała mnie odwiedzić i ona popilnuje przez ten czas Ashley. Może to się wydawać głupie, że matka cały czas do mnie przyjeżdża, jakbym był dzieckiem. Ona poprostu woli się upewnić czy wszystko ze mną dobrze, czy wszystko z Ashley dobrze, czy jeszcze jej syn żyje....

Wszyscy myślą, że jeżeli mam tą jebaną depresje, to odrazu będę chciał się zabić. Owszem nie chcę mi się już żyć, ale nie popełnię cholernego samobójstwa! Może i jestem egoistą, ale nie do tego stopnia, żeby skończyć ze sobą, nie myśląc o tym jak inni się poczują po stracie mnie. Wiem, że moja mama napewno by się załamała, Liam by się na mnie wkurwił, a Ashley? Ona bezemnie byłaby sierotą...Przynajmniej dzięki tej małej kruszynce uświadamiam sobie, że jestem jeszcze komuś potrzebny na tym świecie.

Gdyby ona umarła razem z Fizzy podczas porodu, byłbym w jeszcze gorszym stanie niż jestem teraz. Wtedy bym już naprawdę nie miał dla kogo żyć. Nikt by mnie bezgranicznie nie potrzebował... Na szczęście przynajmniej ona przeżyła. Szkoda, że jej mama nie miała takiego szczęścia...

Błąkałem się bez celu po ulicach Londynu. Zdecydowanie jest to piękne miasto, ale czasami te wszystkie nowoczesne budowle i wszechobecne samochody mnie przytłaczają. Ludzie w tym mieście wyglądają na wiecznie zapracowanych. Myślę, że co czwarta osoba, którą spotkasz na jakiejkolwiek ulicy w tym mieście,  będzie bogatym biznesmenem lub bizneswomen. No cóż, takie uroki wielkich miast....

Idąc dalej zauważyłem szczęśliwą parę wraz z dzieckiem. Na ich widok czuję dziwne ukłucie w sercu.  Zdecydowanie im zazdrościłem tego, że mogą razem wychowywać swoje dziecko. Dałbym wszystko za to, żebym mógł wychowywać Ashley z moją Fizzy.

Niedługo później zauważyłem klub. Znając życie już dawno bym tam był. Szczególnie, że dzisiaj jest piątek! Dzięki temu co Liam ostatnio mówił, pomyślałem nad tym wszystkim co obecnie robię z moim życiem.

Doszłem do wniosku, że to, że będę się upijał lub ćpał prawie codziennie nie pomoże mi w zapomnieniu o Fizzy. O tym bólu jaki poczułem, gdy dowiedziałem się o jej śmierci. O tych wszystkich wspaniałych chwilach spędzonych z nią. O naszych planach na przyszłość....

Jakby pomyśleć to ja nie chcę o niej zapomnieć, a tylko o moich problemach. O tym, że jestem samotnym ojcem. O tym, że mam depresje. O tym, że jestem marnym człowiekiem bez studiów, który pracuje u ojca.

Patrząc na to wszystko można podzielić ludzi z Londynu na trzy rodzaje. Imprezowicze, wiecznie zabiegani i zwykłe kochające się rodziny. Jestem też ja... Zagubiony w tym wielkim mieście dwudziestolatek.

Napewno jest więcej ludzi takich jak ja, zagubionych. Każdy jednak ma inne problemy. Jedni są biedni, drudzy nie lubiani, trzeci nie mają nikogo, jeszcze inni nie akceptują siebie. Takich przykładów można podawać bez końca, bo jak mówiłem każdy ma inne problemy.

W drodze powrotnej do domu postanowiłem, że napiszę do Liama. Należą mu się przeprosiny i podziękowania, bo to dzięki niemu wszystko przemyślałem.

Do Liam:
Cześć. Przepraszam za to jakim chujem byłem dla ciebie ostatnio. Dziękuję Ci za to, że jeszcze ze mną wytrzymujesz i chcesz mi pomóc. Dzięki temu, że ostatnio mi wygarnąłeś to przemyślałem to wszystko.

Czasami naprawdę dziwię się Liam'owi, że jeszcze ze mną się przyjaźni. Przecież ja jestem momentami taki chamski i egoistyczny, że to się w głowie nie mieści. To w sumie wyjaśnia dlaczego mam tylko jednego przyjaciela.

Louis
Sobota to zdecydowanie mój ulubiony dzień tygodnia. Można się prawie cały dzień opierdalać i nic nie robić. Podkreślam słowo prawie, bo ja muszę przecież zapierdalać do pracy. Nie mam dokładnie określonych dni pracy. Po prostu pracuję w ten dzień w który do mnie zadzwonią, że jestem potrzebny.

A gdzie pracuję? W pierdolonej kwiaciarni. Nie jest to może moja praca marzeń, ale nie jest najgorzej. Jak to mówią, żadna praca nie hańbi.

Pracuję tam od śmierci mojej matki, która pracowała tam przede mną. Tą kwiaciarnie prowadzi jej najlepsza przyjaciółka pani Grey. Jest to bardzo uprzejma kobieta, jest bardzo sympatyczna i prawie zawsze rozmawia z klientami. Naprawdę, nie widziałem, żeby jakiś klient z jej kwiaciarni wychodził smutny.

Pojechałem na deskorolce której dawno nie używałem do mojego miejsca pracy, które jak się składa jest niedaleko. Poza tym muszę trzymać formę, chociaż nie wiem czy deskorolka mi w tym pomaga, ale chuj próbowałem? Próbowałem, a liczą się chęci.

Jak na grudzień jest bardzo ciepło co jest dziwne, bo Londyn słynie z niskich temperatur. Może to wina globalnego ocieplenia, czy jaki tam chuj. Lepiej, żebym się nie zastanawiał, bo nauka nie jest moją mocną stroną.

Gdy wszedłem do kwiaciarni do mojego nosa doszedł piękny zapach kwiatów. Naprawdę, kocham tą pracę ze względu na ten zapach. Ogólnie to cała ta kwiaciarnia jest pięknie urządzona.

-Cześć Louis! - powiedziała pani Grey, gdy mnie zauważyła
-Dzień Dobry! - odpowiedziałem
-Dzisiaj, stoisz na kasie z Gwen, a ja z Faith będę utawiała kwiaty - poinformowała mnie
-Dobrze! - odpowiedziałem i stanąłem za ladą.

Rzadko kiedy to ja byłem na kasie. Głównie była to pani Grey i któraś z dziewczyn, a czasami jej syn Jeremy. Nie byłem specjalistą w zagadywaniu do klientów, więc dzisiaj będzie dosyć trudny dzień.

-Kto normalny do kurwy nędzy kupuje 200 róż na raz?! - spytałem Gwen, gdy mieliśmy przerwę
-Ludzie czasami naprawdę mają dziwne zachcianki. Teraz przed świętami widać, to bardziej niż zwykle. - powiedziała Gwen
-Racja. Ja już się boję Walentynek... - odpowiedziałem
-Też, pamiętasz jak było w tym roku? Istne piekło... - powiedziała
-Posumowując, ludzie są pojebani w okresie wszelakich świąt. - podsumowałem i wróciliśmy z Gwen za kasy, bo czas naszej przerwy już się skończył.

Skończyłem pracę parę godzin później. Wracając do domu spoglądałem na wszędzie wiszące plakaty informujące o jarmarkach Bożonarodzeniowych, przedstawieniach Świąteczych i przecenach z okazji Świąt.

Niedługo są święta, w tym moje urodziny. Co ja zrobię w tym roku? Przecież nikogo nie mam. Spędze samotnie święta w towarzystwie Kevina Samego w Domu, wpierdalając pierniczki z cukierni. Trochę smutna wizja świąt no, ale cóż.

Wiem! Olśniło mnie! Przecież Zayn też jest sam. No znaczy z Niall'em, ale obydwoje teoretycznie nie mają rodziny. Może spędze święta z nimi? To dosyć dobry pomysł.... Muszę w najbliższym czasie spytać o to Zayna.

Bad Memories || 1DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz