07 | SHOPPING WITH CASSANDRA

256 23 3
                                    

Gdybym wiedziała, że życie licealisty będzie opierało się głównie na nauce po nocach, piciu zbyt dużej ilości coca–coli, a pomiędzy tym wszystkim spotkaniach ze znajomymi, to rozważałabym przeniesienie się w jakieś mało ludne miejsce, byle by uniknąć tych strasznych rzeczy.

Miałam wrażenie, że największym problemem osób, które za rozszerzenie wzięły sobie język i historię był tylko i wyłącznie brak weny. Z kolei osoby, które kiedyś uważały, że matematyka to pestka, teraz boleśnie przekonują się o tym kolosalnym błędzie. Zbiory i algebrę jakoś przeszłam bez większych problemów. Jednak, kiedy doszła geometria, gdzie trzeba znać na pamięć pierdyliard definicji — zaczęłam się poważnie zastanawiać nad zmianą profilu.

— Idę się utopić w misce — wymamrotałam, dziobiąc widelcem surówce.

Ned parsknął cicho, pochylając głowę nad zeszytem, leżącym przed nim. Peter, siedzący obok niego wpatrywał się w coś, a może raczej kogoś, znajdującego się za moimi plecami. Po jego rozmarzonym wzroku mogłam stwierdzić, że tą osobą jest Liz Allan.

— Hej, Peter! Uważaj! — Wykrzyknęłam, pokazując palcem na łyżkę, która zaczęła mu się wysuwać z dłoni.

Chłopak drgnął, zaskoczony, po czym szybko przeniósł wzrok na trzymany sztuciec. Zdezorientowany zaczął ciemnymi spoglądać to na mnie, to na Neda i w końcu na nieszczęsną łyżkę.

— Tak? — Zapytał skołowany.

Nie mogąc się powstrzymać, wybuchnęłam szczerym śmiechem. Opanowałam się jednak, kiedy zauważyłam, że Parkerowi nie było do śmiechu.

— Tak się na Allan zapatrzyłeś, że prawie łyżka ci do zupy wpadła — wyjaśniłam krótko, parskając śmiechem na widok jego zaczerwienionej z zażenowania twarzy. 

— Och — wydusił, przygryzając wargę, na którą niechcący skierowałam swoje spojrzenie. — Właśnie sobie przypomniałem, że muszę odrobić jedno zadanie z fizyki, bo nie miałem kiedy do niego usiąść — oznajmił szybko, po czym nie dając nam czasu na jakąkolwiek reakcję, odszedł od naszego stolika.

— To w ogóle możliwe, by ktoś taki jak Peter Parker nie odrobił pracy domowej? — Spytałam z namysłem przyglądając się sylwetce chłopaka.

— Wiesz, ostatnio zaczął się dziwnie zachowywać, więc nie zaskoczy mnie, jeśli powie, że jutro wyjeżdża za granicę.

Pokiwałam w zamyśleniu głową, dojadając obiad.

— Spadam, Ned. Do zobaczenia na lekcji — uśmiechnęłam się w jego kierunku, po czym poszłam w ślady naszego przyjaciela i wyszłam ze stołówki.

W sumie nie musiałam pilnie wychodzić, ponieważ miałam sporo czasu do końca przerwy, jednakże ciekawiło mnie gdzie zniknął Parker. Nikt nie musiał mi mówić, że dziwnie się zachowywał, bo sama zdążyłam to zauważyć. Nie chodziło tylko o Allan, na widok której Peterowi dosłownie odwalało, tylko o coś innego.

Wyłapywałam u chłopaka momenty, kiedy wyłączał się w trakcie rozmowy, odlatując w nieznane nikomu miejsce. No i dochodziła sprawa jego niewyspania.
Nie trzeba być ekspertem, żeby nie zauważyć jego rozkojarzenia i worów pod oczami.

Chciałam mu pomóc, bo z każdym dniem wyglądał coraz marniej, a to bolało moje oczy.

— Panie Stark, ja nie chciałem żeby tak wyszło...

Zaciekawiona, podeszłam bliżej źródła dźwięku. Stanęłam przy ścianie, przysłuchując się rozmowie z coraz mocniej bijącym sercem.

— Tak. Zrozumiałem. Mam się nie mieszać, ale proszę pana, mam dowody, że oni coś kombinują — znajomy głos westchnął cicho, zapewne zganiony za swoje wcześniejsze słowa.

𝐃𝐎𝐍'𝐓 𝐓𝐑𝐔𝐒𝐓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz