Dochodziła niecała 8, a ja próbowałam zasnąć, przekręcając się z boku na bok. Po dłuższym czasie stwierdziłam jednak, że nie dam rady zasnąć ponownie. Nieobecnym wzrokiem spojrzałam na Kate, która mruczała coś pod nosem, trzymając się za głowę.
- Mówiłam, żebyś nie piła tyle alkoholu. - mruknęłam.
Dziewczyna spojrzała na mnie morderczym wzrokiem.
- Pieprzona z ciebie świętoszka, Rose. - burknęła pod nosem.
- przynajmniej nie ubolewam teraz z kacem, moja droga. - westchnęłam. - pójdę przynieść ci apap i coś do jedzenia. Jak chcesz to możesz zostać ile chcesz.
Z tymi słowami wygramoliłam się leniwie z łóżka, idąc w stronę kuchni.
Wyciągnęłam z szafki talerz, nasmarowałam rogalika masłem, nalałam wody do szklanki i sięgnęłam po opakowanie apapu. Po czym skierowałam się ponownie na górę do przyjaciółki.- Kate. - szturchnęłam ją w ramię, gdy dziewczyna ponownie zasnęła.
- Mamo, jest sobota. - wydukała.
Westchnęłam cicho, kładąc śniadanie na półkę obok łóżka. Podeszłam do szafy wyciągając ubrania na dzisiejszy dzień i skierowałam się w stronę łazienki. Wciągnęłam na siebie czarny T-Shirt, a na dół cygaretki w kratę. Całą stylizację przyozdobiłam czarnym, skórzanym paskiem. Moje czarne włosy zwinęłam w niechlujnego koczka. Następnie umyłam zęby, twarz i nałożyłam lekki makijaż.
Po codziennej toalecie dziennej, chwyciłam do ręki podręcznik z Biologii, a po drodze sięgnęłam po jabłko. Ubrałam na nogi czarne adidasy, a na ramiona zarzuciłam dżinsową kurteczkę.
Otworzyłam drzwi i skierowałam się w stronę parku.Gdy byłam już na miejscu, usiadłam na najbardziej oddalonej ławce od ludzi, którzy wyprowadzali swoich podopiecznych na spacer. Ułożyłam się wygodnie, otworzyłam podręcznik i zaczęłam analizować wszelkie informację, które później przenosiłam na osobną kartkę. Po godzinie zrobiłam sobie przerwę na jabłko i lekki odpoczynek od nauki.
Niespodziewanie w parku pojawił się chłopak, którego poznałam na imprezie. Na szczęście nie zauważył mnie, lecz na wszelki wypadek wrzuciłam podręcznik do torebki o powoli zaczynałam się ulatniać. Oczywiście jak to ja, zawsze musiałam się coś potknąć i wylądować na chodniku. Czasem naprawdę kocham ignorancję innych ludzi, ponieważ wolę sama wstać i udać, że nic nie zaszło, niż czuć się niekomfortowo. Jednak tym razem ktoś podał mi rękę, automatycznje chwyciłam ją, nie patrząc na osobę.
- Dziękuję. - wydukałam, spoglądając w stronę mojego "wybawcy". Wytrzeszczyłam oczy, nie potrafiąc się ruszyć. Po prostu oniemiałam.
- Ros, tak? - zapytał szatyn, posyłając mi delikatny uśmiech.
- Umm... Rose. - poprawiłam go. Przed oczami miałam niejakiego Lucasa.
- Przepraszam. - odparł, nie spuszczając ze mnie wzroku. Zaczęłam czuć się naprawdę niekomfortowo, dlatego cofnęłam się, zauważając jak blisko jesteśmy siebie. - Boli cię coś?
- Trochę kolano. - odmruknęłam. - Ale to pewnie lekkie draśnięcie... Muszę już iść. Miło było cię znowu widzieć, Lucas.
Zanim cokolwiek odpowiedział, zaczęłam kierować się w przeciwną stronę. Lecz okazało się, że jednak nie było to lekkie draśnięcie, ponieważ juz przy pierwszych krokach skuliłam się z bólu.
Poczułam czyjeś ręcę na moich ramionach.
- Chyba jednak nie jest to zwykłe draśnięcie. - odparł Lukas. - Opatrzymy to.Zachłysnęłam się powietrzem, jeszcze tego mi brakowało.
- Co? Niee. - jąknęłam. - Możesz mi pomóc dojść do domu, resztę zrobię sama.Musiałam się zgodzić, żeby mnie odprowadził. Inaczej resztę drogi czołgałabym się po ziemi.
Szatyn chwycił telefon do ręki, kątem oka zauważyłam, że pisał wiadomość. Gdy skończył, uśmiechnął się do mnie. Ma cudowny uśmiech...
- Załatwione.
I tyle tylko się dowiedziałam, ponieważ nie miałam zamiaru się więcej odzywać.

CZYTASZ
I ᴋɴᴏᴡ ʏᴏᴜ ʜᴀᴛᴇ ɪɴ [ᴡ ᴛʀᴀᴋᴄɪᴇ]
RomanceW pewnym momencie do życia dziewczyny wkracza nieziemsko przystojny - Lucas Mitchell. Początkowo chłopak zabawia się jej nieśmiałością, naśmiewa, kpi i gardzi za jej plecami. Dowiadując się o tym, siedemnastoletnia Rosaline zrywa wszelki kontak...