4.How It All Started?

70 4 0
                                    

W komnacie zwykle było cicho. Popołudnie, nikt nie rozmawiał, śmiał się czy płakał. Tylko w głowie Johna panował istny chaos, a głowa niedługo mu wybuchnąć od nadmiaru informacji i scen ciągle rozgrywających mu się przed oczyma.

Kochał się z królem Anglii, i choć to dla niego żadna nowość tym razem był na górze. Surrealistyczne, nierealne.

Przeleciał monarchę Anglii. Wroga, cholernego wroga i zamiast przeklinać, on czuje motylki w brzuchu i zawstydzenie.

Dodawało się to z tym, że teraz powinien pisać raport. Opowiedzieć szczegółowo o planowanym ataku, czymkolwiek co mogłoby pomóc. Ale na Boga, co on zrobił!

- Spokojnie, Laurens, to też człowiek, wcale nie jest najważniejszy w państwie, napada na twój kraj, zabija ci przyjaciół... Nie, nie, nie to nie może być ten sam człowiek co jeszcze chwilę temu! - jęknął bezradnie szarpiąc się za włosy.

Podszedł do biurka. Może napisanie tego przeklętego raportu ukoi jego myśli choć pod względem króla. Zabrał się za to od razu, już pisząc słowa powitania.

Kim dla ciebie jest George?

Nie stop, nie może tego teraz roztrząsać, jeśli nie wyśle odpowiedzi, ktoś tu przyjedzie, pomyślą że jest trupem...

Te cudowne oczy, kiedy przed pocałunkiem patrzy w twoje...

Nie, nie nie! To nie tak, on go nawet nie kocha! Król się zakochał, tak żył z tą świadomością, nie wiedział co dokładnie z tym zrobić.

"Alexandrze, żyje, jeśli o to się martwisz"

Jerzy zawsze się tobą przejmuje...

" Król George planuje, jednak nie przypuści ataku tak szybko jak się tego spodziewamy. Wiem od służby, że ostatnia przegrana nie była tutaj przyjęta dobrze. Parlament szalał, to dla nas dobrze. Mam też, jak wspominałem w ostatnim liście przyjemność rozmów z królem. Nie jest taki zły, Alex. To dobry człowiek. Aż trudno mi uwierzyć, że to on zsyła na nas tą wojnę"

Troszczy się o ciebie, Johny... A ty go okłamuj..

Stop.

Wstał z krzesła i odsunął się od tego głosu.

Tak bardzo che twojego dobra i ci ufa... Zakochał się w marnym żołnierzyku..

Nie wiedział czy bardziej boi się głosu czy tego, że był to głos Hamiltona.

- Nie moja wina! To ty mnie tu wysłałeś, zostaw mnie w spokoju!

Kochasz goo.... Tak bardzo, że aż nie chcesz przyjąć jego deklaracji miłości, bo to go zniszczy, uroczo.

- Nie, nie dlatego... - zaprzeczył ale to coś miało racje, tak właśnie było. Wypadł na korytarz. Musiał ochłonąć, czyli się przejść, gdziekolwiek. Korytarze zawsze go uspokajały. Te były długie i ciche, czyli idealne dla skołatanych myśli.

Kochasz go, on ciebie, zostaw swoich przyjaciół, tutaj możesz żyć jak król!

Nie, nie mógł. Nie przez wyrzuty sumienia, przez ogromną lojalność. Chciał mu powiedzieć.

Chcesz wyjawić mu wszystko, a on skaże cię na stryczek. Kochanek, czy nie, prawo jest równe, Lau.

Teraz ten okropny głos przeszedł w głos Jerzego. A on dosłownie wariował na korytarzu chcąc pozbyć się go z głowy. Dzięki Bogu że nikt nie przechodził, bo biegał po wszystkich piętrach szarpiąc się za włosy. Chciał uciec, uciec i nie wracać, nie mógł.

Laurens little secretOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz