- Ahh, niezwykle miły gest z waszej strony. Niesamowite, z tego co mi wiadomo, bardzo długo żyłeś w Ameryce, a mimo to bliscy ci tam ludzie nie dali rady wypaczyć z ciebie zdrowego rozsądku, huh? - Dotarli do jadalni, król od razu zasiadł na swoje miejsce i znów zaczął bawić się rękawem koszuli.. Jak by tik nerwowy? Albo potrzeba zajęcia rąk, które przecież nigdy nie doznały ciężkiej pracy fizycznej.
- Raczej nie zdołali zatrzymać mojego punktu widzenia - warknął cicho, ale zaraz się powstrzymał, nie mógł wyrażać swojego zdania, nie chciał umrzeć. - Kłóciliśmy się o to, z matką... Jak jeszcze żyła - wymyślił naprędce, udając smutek.
Zobaczymy czy się zmartwi...
-Rodzice potrafią mieć straszne podejścia.. Jednak to przykre, że umarła. Każdy człowiek powinien zasługiwać na tyle czasu, by przekazać swoją historię dalej.. - Mówił spokojnie, jednak między tym warknął dość przerażającym tonem. - Chyba, że to kompletne śmiecie, wtedy szkoda na nich pamięci.. - Kolejna przerwa i Ton wrócił do poprzedniego - I spokojnie leżeć ze świadomością, że nie mówi się o nich źle.
Szatyn aż podskoczył z zaskoczenia na nowy ton. Był... Przerażający. Naprawdę.
- Tak, ale pa...Ty... mówisz jak mój przyjaciel - uśmiechnął się nostalgicznie - On też bardzo stara się znaleźć ludzi, którzy opowiedzą jego historię. W środku aż zmartwiał. Ten cały słodki ton to pewnie tylko na początek, potem stanie się normą. Ale z jakiegoś powodu nie chciał mieć racji, to bardzo inteligenty człowiek, nadal zły, nie wiedział co mogłoby zmienić jego zdanie na ten temat.
Jaki podły!
-Zamknij się - warknął przez zaciśnięte usta, a potem spojrzał na mężczyznę i uśmiechnął się szybko - A... Hah.. To.. Czemu jesteś taki miły dla wszystkich? - zapytał szybko żeby zmienić temat.
-Bo to ważne. Czy na większą skalę jak przy ludziach publicznych, czy na mniejszą jak w przypadku farmerów, miło by było aby ludzie mówili o tobie prawdę. A lepiej by ta prawda była dobra. - Wzruszył ramionami, uśmiechając się bardziej delikatnie, naturalnie. - Chyba tak powinien działać władca, zachowywać się okej w stosunku do innych.
- Oczywiście - odparł po prostu i temat na razie się skończył.
Szatyn rozejrzał się z zaciekawieniem po jadalni. Ogromna, jak chyba każde pomieszczenie w pałacu. Freski i kominek, diamentowe żyrandole z na razie nie zapalonymi świeczkami. Długi, pewnie dębowy stół, przy którym aktualnie siedzieli. I nie było tak źle, ale spojrzenie króla, takie miłe, uśmiechnięte, nagle zostało zastąpione upiornym uśmiechem i krwią na rękach. John prawie spadł z krzesła i krzyknął.
Tak wygląda naprawdę...
Zamrugał i spojrzał niepewnie w stronę monarchy raz jeszcze. Nic tam nie było. Wariuje?
- Ja... przepraszam - wyszeptał tylko ze zmieszaniem. Gdy się stresował, ten głos mówił do niego trochę częściej.Blondyn... Ewidentnie zdziwił się tym zachowaniem. Wstał, powoli do niego podchodząc.
-Co ci się stało?.. - Spytał ostrożnie, odganiając już biegnące w ich stronę straże i warcząc na nich. - Nie musicie ingerować, nic złego nie robi. - Powiedział im szybko, za nim za bardzo się zbliżyli. - Po prostu pójdzie sprawdzić co ze śniadaniem - polecił im jeszcze.- Nic, proszę, zignoruj to - Laurens na niego nie patrzył, ale drżał wyraźnie na ciele. Tak, czasami mu się tak działo. Żył z tym na porządku dziennym, ale niekiedy zdarzało się to w nieodpowiednich momentach. -To nie wygląda na nic - Schylił się przy nim, nie dotykając ale jednak cały czas na niego patrząc. - Będziesz w stanie jeść, czy wolisz zaraz wrócić do swojego pokoju
CZYTASZ
Laurens little secret
FanfictionLosy Ameryki nadal stoją pod znakiem zapytania. Walki rewolucjonistów z armią króla rozpoczęły się, jednak Washington słabo to widzi. Potrzebowali szpiega i to szybko. Na ochotnika zgłosił się John Laurens, który chciał jak najbardziej przysłużyć s...