Od naszego spotkania minął zaledwie dzień, a ja już czułem, że między nami iskrzy. Za każdym razem kiedy go widziałem moje serce biło mocniej. Zawsze wiedziałem że różniłem się od innych chłopców w moim wieku. Oni zawsze biegali za dziewczynami, a ja zawsze myślałem o nich jak o koleżankach do wspólnych plotek i testowania na mnie kosmetyków. Ukrywałem się przez całe szkolne życie bo bałem się docinków ze strony ludzi. Teraz mam 20 lat i mam dość ukrywania się.
Siedziałem w kuchni pijąc kawę i cały czas miałem ochotę na ten baleron. Spojrzałem na telefon 9.35 - Choleraa jestem spóźniony -. Wziąłem torbę i zadzwoniłem po taksówkę. Po 10 minutach byłem już na uczelni. Cały wykład myślałem o Waldku i o tym pieprzonym baleronie. Po wykładzie poszłem do mięsnego, żeby zaspokoić swoją ochotę. Wchodzę do sklepu, a przy ladzie zobaczyłem Kornelię. Znaliśmy się od dziecka. To ona tylko wiedziała o mojej orientacji.
- No nie wierzę. Julian to Ty?!- zmierzyła mnie wzrokiem.
- Tak to ja od 20 lat tak się składa. - zaczęliśmy się śmiać.
Pogadaliśmy chwilę ja kupiłem wymarzone pożywienie i udałem się do domu. Kiedy szukałem w torbie klucze zaczepił mnie Waldek.
- Matkooo Waldek nie strasz mnie.
- Przepraszam. Widzę że kupiłeś baleron.- zaśmiał się.
- Powiem Ci, że chodził za mną już od dłuższego czasu ale nie chciało mi się iść do sklepu. Może wejdziesz? - wskazałem ręką mieszkanie.
- Teraz nie mogę, muszę iść załatwić coś w pracy. Może wieczorem wpadnę, wypijemy jakieś piwko?
- Okej. Mi pasuje. O której będziesz?
- Gdzieś o 18 myślę. Pasuje Ci.
- Oczywiście, do zobaczenia w takim razie.- uśmiechnąłem sie i mechanąłem ręką, blondyn zarzucił swą grzywą do tyłu i poszedł.
Posprzątałem mieszkanie, z szuflady wygrzebałem książkę kucharską mojej mamy i postanowiłem coś pysznego ugotować. Poszedłem kupić potrzebne składniki i upochciłem pysznego kurczaka w majeranku z przysmażanym baleronem. Wsadziłem pieczeń do piekarnika poszedłem się położyć. Zbliżała się 18.
Zbudził mnie zapach spalenizny. Z impetem wpadłem do kuchni która była cała zadymoina.
- O MÓJ BOŻE, MOJA PIECZEŃ.-nie myśląc o niczym zacząłem nawalać szmatą po kuchence, gdy nagle wszedł Waldek. Blondyn opanował sytuację. Ja stałem w tym oto fartuszku i nie wiedziałem co że sobą zrobić.Nie wiedziałem za co mam się bardziej wstydzić. Czy za spalenia mięsa czy za fartuszek, który mam na sobie. Waldek wyciągnął piwo, ja zadzwoniłem po pizzę.
Teskniliście? Bo my bardzo. Już niedługo kolejna dawka tego gówna zostanie wam dostarczona.
Prosimy o cierpliwość fabuła się dopiero rozwija.
Miłego dnia :) BESOS