Roz. 1

12 1 0
                                    

Słońce odbijało się w lustrze wody jak w krzywym zwierciadle. Było krwisto czerwone,a niebo dookoła nie mogło się zdecydować czy jest wciąż błękitne,czy pomarańczowe, a może już czarne. Kumkanie ropuch i żab było niekiedy nieznośne, a niekiedy w połączeniu z szumem jeziora i chlupotem rybich ogonów piękną symfonią wspaniałego wirtuoza. Robiło się coraz chłodniej,ale to mi nie przeszkadzało.

Nigdy nie byłam typem zmarźlucha.

- Może herbatki?- symfonię przerwał głos mamy za moimi plecami.

- Chętnie- wymusiłam na twarzy uśmiech. Nie miałam ani chęci, ani siły się uśmiechać. Ale chciałam zrobić jej przyjemność. Chociaż tyle mogłam.

- Jak tam?- spytała przyjacielsko

- Nic - mruknęłam

- Podoba ci się tu?

- Nie jest źle - wzięłam łyk słodkiej do przesady herbaty - Czemu to my musiałyśmy się wyprowadzić?

Spojrzałam na nią. Spuściła wzrok i wlepiła go w niewielką dziurę w jednej z desek pomostu.

- Myszko...rozmawiałyśmy o tym już nie raz...

- Ale twoja odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje. - kolejny łyk, już powoli miałam dość tej herbaty. - Przecież to on sprowadził sobie lafiryndę. I to on powinien się wyprowadzić.

- On to twój tata. Nie zapominaj.

- Przestał być moim ojcem w chwili gdy ich nakryłam.

Chwila ciszy.

- A odzywał się do ciebie?

- Nie. I dobrze, nie chce go słyszeć. O widzeniu nie wspominając.

- Maju, to sprawa pomiędzy mną, a twoim tatą. Nie musisz usilnie stać po mojej stronie.

- Ale ja wcale nie wybieram obozu. Po prostu nie chce go znać. Najchętniej to bym rzuciła mu kamieniem prosto w twarz, tak by mu nos rozwalić.

Westchnęła

- Spakowana jesteś? - zmieniła temat

- Chyba.

- Nie jest ci zimno?

- Nie.

- Dobrze, jak coś jestem w środku.- ucałowała mnie w czoło, po czym wstała i poszła do domu.

Moje serce  było przepełnione szczerą nienawiścią do niego za to jak skrzywdził mamę. Cały czas miałam przed oczami ją zapłakaną, czerwoną od łez pijącą kolejną lampkę wina z ich miesiąca miodowego.

Życzyłam mu takiego samego cierpienia jakiego sprawił mamię, a nawet gorszego. Zniszczył życie mamy i przy okazji moje. To była reakcja domino. Przez zdradę musiałyśmy się wyprowadzić do jakiejś dziury miliard kilometrów od cywilizacji. I przez to straciłam moje przyjaciółki. Przestały się do mnie odzywać. Całe wakacje przesiedziałam sama gapiąc się w to cholerne jezioro.

I to wszystko jego wina!

Było już całkowicie ciemno gdy zdecydowałam się powrócić do domu. Weszłam, wcale nie pocieszał mnie widok białych pustych ścian i nudnych czarnych mebli. Zostawiłam kubek na wyspie. Spojrzałam na kanapę. Podeszłam i zobaczyłam,że mama zasnęła z pilotem z ręce.

Wyłączyłam telewizor, przykryłam ją kocem i ucałowałam w czoło.

- Dobranoc mamusiu. - szepnęłam jej do ucha.

Poszłam po schodach do mojego pokoju. Tak bardzo nienawidziłam tego pomieszczenia,że robiłam wszystko byle w nim nie przebywać.

Rozejrzałam się. Sterta ubrań nadal leżała obok łóżka i ani nie myślała się ruszyć. Biurko zawalone papierami i kolorowankami antystresowymi. Dywan nawet nie próbował udawać przydatnego i z kremowego już dawno zrobił się ciemno szary. Na komodzie i szafie było tyle kurzu,że niegdyś biała komoda zmieniła się w obrzydliwie szarą.

Tak,nienawidzę sprzątać.

Przejrzałam się jeszcze w lustrze. Po fioletowym ombre na moich blond oczach nie było już śladu, tylko rozdwojone końcówki.

Szybko przebrałam się w piżamę i wskoczyłam pod kołdrę. Rozmyślałam chyba z pół nocy zanim zasnęłam. Czy moja nowa klasa będzie raczej z kategorii debili,czy spoko gości. Czy mnie polubią. Czy znajdę bratnią duszę. Czy znienawidzą mnie i zmieszają z błotem.

I tak do czwartej nad ranem...

Witaj W WataszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz