Roz. 3

6 1 0
                                    

Spod powiek doszło do mnie światło. Otworzyłam je niechętnie. Słońce świeciło tak silnie,że nie byłam w stanie otworzyć ich całkowicie. Głowa nawalała mnie okrutnie. Spróbowałam się podnieść. Wstając zobaczyłam,że zamiast dłoni mam łapy. Przerażona przewróciłam się. Obejrzałam się na moje ciało. Niedowierzałam.
Byłam psem.
Na początku pomyślałam,że umarłam na tej drodze i tak jakby jestem w niebie. Rozejrzałam się dookoła. Byłam na jakiejś polanie otoczona zbożem i kwiatami. Wstałam, nogi trzęsły mi się strasznie. Zauważyłam drzewa za polaną. Zrobiłam krok,drugi,trzeci i czwarty. Narazie było okey. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Usłyszałam wodę,więc poszłam w jej kierunku. Cały czas zastanawiałam się o co tu chodzi. Wyjrzałam zza ostatniej warstwy zbóż - Rzeka. Nagle mega zachciało mi się pić. Spróbowałam pobiec,ale się wywaliłam. Czyli pies też umie potknąć się o własne nogi. Powoli doszłam do wodopoju i od razu zaczęłam połykać wodę niczym smok. Kiedy ugasiłam pragnienie przyjrzałam się mojemu odbiciu w lustrze wody. Jednak nie byłam psem, a wilkiem. Moja sierść była beżowa jak moje włosy gdy jeszcze byłam człowiekiem. Moje oczy były takie...miętowe? Nie wiem, nie umiem zlokalizować tego koloru. Zanurzyłam gwałtownie głowę w wodzie by się wybudzić,ale nic to nie dało.
W ten coś wleciało na mnie z rozpędu. Była to czekoladowa kula futra.
- Kurde, znowu?! - wrzasnęłam na całe gardło
- Rany przepraszam, nic ci nie jest? - zobaczyłam wilczy pysk skierowany na mnie. Wyglądał nieco jak szczeniak. Miał złote pełne przejęcia oczy.
- Jak biegasz?! - warknęłam
- Przepraszam, miałem myśli gdzie indziej. - spojrzał na mnie jeszcze raz i przechylił głowę. - Nie widziałem cię tu wcześniej, jesteś z północnych?
- Jakich północnych?! O czym ty do mnie mówisz?! Co to za miejsce?! - zapomniałam,że gadam do kompletnie obcej mi osoby i wybuchłam z wściekłości, i bezradności.
- Czekaj, to ty jesteś nowonarodzoną? - spytał siadając. Zachowywał się jakby mój atak nie robił na nim wrażenia.
- Nowonarodzoną?
- Czy zasnęłaś w normalnym świecie i obudziłaś się tu?
- Tak,skąd wiesz? - to było conajmniej dziwne.
Pierwsza myśl - jasnowidz, druga - anioł.
- Czyli jesteś nowonarodzoną...Ale jak? Przecież powinnaś przyjść jako szczeniak... - pomyślał głośno.
- Powiesz mi o co chodzi? I kim ty jesteś?!
- A, nie przedstawiłem się. Jestem Colin. A ty?
- Ma...
- Nie! Czekaj, nie możesz podać tu swojego ludzkiego imienia.
- Eee...dlaczego?
- Po prostu. Takie są zasady.
Jakiś plus, mogłam wymyślić sobie imię. Nie cierpiałam mojego,więc to było coś. Tylko jakie.... O! Już wiem
- Eris, może być?
- Jak najbardziej. Jeśli pojawiłaś się na naszym terytorium, to znaczy,że należysz do mojej watachy...
- A co to za watacha?
- Południowych. Choć Eris,zaprowadzę cię do moich rodziców, oni stwierdzą co dalej.- poszedł pare kroków w kierunku lasu, po czym obejrzał się na mnie. Jakoś ten szczeniaczkowy wygląd sprawiał,że mu ufałam. Dodatkowo miał wpół oklapłe uszka. To było słodkie.
Poszłam za nim,nadal nie rozumiałam o co chodzi,ale nie czułam się aż tak zagubiona.
- Nie tak wyobrażałam sobie niebo...- mruknęłam.
- Hahaha, to nie jest niebo. - zaśmiał się.
- To piekło?!
- Nie, to nie są żadne zaświaty. To wymiar do którego trafiają osoby w śpiączce.
- Jak to w śpiączce? Czy chcesz powiedzieć,że to mi się śni?
- To nie jest sen,ale inny wymiar. Wszystko ci wytłumaczę.
- A więc zamieniam się w słuch.
- Jak ktoś zostaje poddany śpiączce, to jego dusza trafia tu,by nie umarła w bezwładnym ciele. Takowi pojawiają się tu jako szczenięta. Dlatego się tak zdziwiłem, nigdy nikt nie trafił tu jako dorosły wilk.
Milczałam słuchając go uważnie.
- Po wieku wilka możesz poznać ile tu jest.
Spojrzałam na niego
- Jesteś tu długo...
- Ja akurat max 3 lata, ale są tacy co do wieku starczego tu siedzą.
- Tu się normalnie liczy lata?
- Eee...nie bardzo. Trzy lata tu,ile w tamtym świecie nie wiem.
- A dlaczego zapadłeś w śpiączkę?
- Miałem wypadek na motocyklu. Wyjechałem na skrzyżowanie w momencie gdy nie powinienem i wylądowałem pod kołami...A ty?
- Też wypadek,tyle,że na rowerze.
- Czyli podobnie, to tu. - stanęliśmy nad niewielkim obniżeniem terenu. W środku było z dwadzieścia wilków. Szczerze spodziewałam się większej ilości.
- Jeszcze jedno,nie zdziw się jak spotkasz szczeniaka,który będzie zachowywał się jak dorosły, albo starego wilka zachowywującego się jak dziecko. To normalne. Mentalność się nie zmienia. Osoby w różnym wieku zasypiają.
- Ok,rozumiem. - poczułam się lekko urażona,że myślał,że nie załapie takich zachowań. Przecież to oczywiste.
Zeszliśmy na dół. Czułam na sobie wzrok kilku dziecięciu wilków, to nie było przyjemne. W pewnym momencie usłyszałam warczenie. W sekundę zostałam powalona na ziemię i poczułam jak ktoś wbija mi kły w szyje. Nie wiedziałam co robić. Próby zrzucenia napastnika nic nie dały.
- Rita nie!- krzyknął Colin
- Zostaw ją!- odezwał się jakiś spokojny,ale stanowczy męski głos. Zostałam puszczona i mogłam znowu oddychać. Zobaczyłam białego wilka doganiającego napastniczkę, w sekundę obok niego zjawił się Colin
- Ni ci nie jest? - spytał biały szturchając mnie troskliwie nosem.
- Raczej nie...- wykrztusiłam słabo
- Co w ciebie wstąpiło?!- warknął Colin na srebrzystą wilczycę
- Przylazłeś tu z północną tempaku! Jak miałam się zachować? - wyszczerzyła kły napastniczka.
- Nie jestem żadną północną...- powiedziałam
- Wezwijcie Paula.-rozkazał biały
Znowu zamazał mi się ekran.
Pomyślałam,że nie ma to jak umrzeć po raz drugi.

Witaj W WataszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz