Roz. 5

7 1 0
                                    

Szłam sama nie wiedziałam gdzie. Moje myśli cały czas zajmowała rozkmina, co mam zrobić. Skończyły się nadzieje,że to tylko sen i zaraz mama wybudzi mnie do szkoły. W pewnym momencie zauważyłam,że roślinność dookoła się zmienia. Nagle poczułam coś dziwnego.  Stałam tak jakby na jakiejś granicy. Za nią zapach był inny, lekko drażniący nos,ale pomyślałam,że to przez to,że nie jestem przyzwyczajona. Więc spokojnie poszłam za granicę. Spojrzałam w górę. To nie były już dęby,brzozy, czy inne liściaste drzewa,ale choinki (tak,wiem,że to są ,,drzewa iglaste").
To było ciekawe. W jednym miejscu liście, przejdziesz pare metrów i już igły. Dojrzałam niewielką dziurę światła i położyłam się w niej. Było tak cieplutko i miło, aż nie chciało się wstawać. Na moment zapomniałam o tym,że jestem w śpiączce i dodatkowo wilkiem.
Leżałam tak sobie spokojnie,aż poczułam czyjeś oczy na sobie. Natychmiast podniosłam głowę i obejrzałam się dokładnie,ale nic.
Pewnie tylko mi się wydawało...śpię dalej...
Jednak nie umiałam zasnąć. Miałam takie przeczucie,że jednak ktoś mnie obserwował.
- Tak ślicznej wadery jeszcze nie widziałem...- jak tylko usłyszałam ten głos przeraziłam się. Nie był on straszny,ale taki melodyjny.
Nikogo nie było, tylko ja.
- Kto to powiedział? - spytałam szczerząc kły.
Żadnej odpowiedzi.
Poczułam chuchanie na mój kark. Odwróciłam się gwałtownie próbując zaatakować,ale nie wyszło. Wilk wyglądający niczym brązowy borsuk bez problemu uniknął mojego ataku.
- Spokojnie Słodka, nic ci nie zrobię. - powiedział z uśmiechem.
Jakby jeszcze jakiegoś podrywacza brakowało...
Nie powiedziałam nic, tylko śledziłam jego różane oczy patrzące na mnie z zalotnym wyrazem. Powoli skierowałam się w stronę,z której przyszłam, ale zablokował mi drogę. Już to mi się nie spodobało.
- Już idziesz? Poczekaj Słodziutka, mogę poznać twoje imię?
Był zdecydowanie zbyt pewny siebie. A tak poza tym-jakim prawem nazywał mnie ,,Słodziutką"? Nie przypominam sobie,żebym na to mu pozwoliła.
Ponownie spróbowałam odejść,jednak po raz drugi stanął przede mną. Chyba zapomniał czym jest przestrzeń osobista i podszedł do mnie bliżej.
- Nie masz tego okropnego słodkiego zapachu południowych. Więc skąd jesteś?
- Dasz mi koleś spokój?! - tak,nerwy mi puściły
Zamiast się zlęknąć zaśmiał się teatralnie.
- O! Cicha woda.
- Co? Mniejsza, uwziołeś się na mnie czy co?
- Chce tylko poznać twoje imię. Proszę.
- Wtedy się ode mnie odczepisz?
- Zastanowię się...
- Eris, nara- rzuciłam szybko na odchodne.

Już myślałam,że wreszcie będę sama. Postawiłam łapę za granice gdy...eh, znowu on...
Czy ten dureń nie odpuści...?
- Kurdę, koleś, co jest z tobą nie tak?!- wrzasnęłam na niego całą siłą gardła.
- Mówisz do mnie? - przyłożył swoją łapę do piersi, zabrzmiał jakby nie rozumiał o co mi chodzi. Ale doskonale rozumiał.
- Nie, do tego drzewa za tobą. - fuknęłam
- Tylko chce pomóc. Po twojej dezorientacji i zdenerwowaniu wnioskuje,że jesteś nowa. Dlatego może byś chciała dołączyć do moje watachy?
Serio? Kolejny? Rany,co oni mają z tymi cholernymi watachami?! Jakby to było teraz najważniejsze.
- Tylko po to za mną łaziłeś? By dać mi zaproszenie? Znasz mnie max 15 min i już od razu?
- Jeśli nie, to rozumiem. Poczekaj momencik bez ruchu, dobrze?
Podszedł do mnie zdecydowanie za blisko. Chciałam się odsunąć,ale tą możliwość odebrało mi drzewo.
Dzięki, bardzo pomocne jesteś
- Może leciutko zaboleć. - w sekundę zacisnął jeden swój kieł na moim lewym uchu.
- Co ty odwalasz?! - wyrwałam mu się
Tylko się niecnie uśmiechnął, po czym pobiegł w las.
Psychol,po prostu psychol!

Postanowiłam wrócić na teren południowych, głównie dlatego,że nie chciałam ani chwili dłużej być na terenie tego świra.
Problem był tego tytułu,że nie miałam pojęcia skąd przyszłam.
Dobra, wystarczy,że będę iść przed siebie. Tak, to jest sposób.
Nim się obejrzałam było już ciemno. Chociaż widziałam wszystko dookoła,to czułam się zdezorientowana. Zdezorientowana,zła,zdesperowana, jednym słowem trzy ,,Z".
Cały dzień powstrzymywałem się od płaczu,ale teraz nie wytrzymałam. Wybuchłam takim płaczem,że moje żałosne wycie rozległo się na cały las.
Położyłam się na ziemi przykładając oczy do trawy,by wyrazie co nikt nie zobaczył łez.
Wreszcie z okropnym bólem głowy i czerwonymi oczami usnęłam.

Witaj W WataszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz