1

178 4 3
                                    


Zbliżaliśmy się do wyjścia z lasu. Wiedziałam, że nie uratuję już tego związku, że wszystko chyli się ku upadkowi ale nie chciałam w to uwierzyć. Odrzucałam tę myśl i miałam nadzieje, że jest jeszcze szansa na to, żeby wszystko było oki doki. Chyba oglądałam za dużo filmów...

Było gorąco, a jego koszulka była przepocona. Nie rozumiałam dlaczego zgodził się, żeby ze mną wyjść, skoro się nawet nie odzywa. Nie ważne jak bardzo starałam się zacząć rozmowę, on zawsze milczał. To było stresujące, coraz bardziej upewniałam się w twierdzeniu, że z tego związku nic nie będzie.

Ale byłam zbyt zdeterminowana żeby tak po prostu się poddać.
- Fangotten, jak ci się podobało?
Spojrzał na mnie na chwilę kątem oka. Czego innego ja się spodziewałam.
- Fajnie było w tych opuszczonych budynkach, byliśmy jak prawdziwe rebele!
Naprawdę mi się tam podobało. Wszędzie było pełno graffiti, cały budynek był pusty, ciemny i brudny. Jeszcze chwila i dupnęlibyśmy sobie coś mocniejszego.
- To miłe z twojej strony, że mnie tam nie zgwałciłeś.

Jeszcze byśmy pokaleczyli się jakimś zbitym szkłem, było go tam pełno. To by było niebezpieczne, mogłoby wdać się zakażenie.

Znowu się poddałam ale może to i lepiej. Zamyśliłam się o tym pomyśle seksu w ruinach.

Skończyłam dopiero gdy doszliśmy na przystanek. Mam wrażenie, że specjalnie stawał jak najdalej ode mnie. Nie chciałam wyciągać telefonu, bo zawsze się wtedy jeszcze bardziej denerwował. Nieważne co robiłam, to krzyczał, że piszę z Awięc.

On przynajmniej chciał ze mną rozmawiać i mogłam się trochę odstresować.

Stałam i przez 20 minut patrzyłam się przed siebie, bo na tym końcu świata, w drugiej strefie, autobus przyjeżdża co pół godziny albo rzadziej.

Adam założył swoje okulary. Oczywiście krzywo. Masę razy mówiłam mu, że nie powinien ich tak nosić, bo wygląda jak idiota ale on uznawał, że go atakuję i masa osób nosi je krzywo, bo cośtam cośtam.

Może to i dobrze, że nie będziemy razem. Przynajmniej nie będę się przy nim ośmieszać, gdy nie potrafi założyć dobrze okularów.

W końcu nadjechał. Wsiedliśmy i usiedliśmy obok siebie. Już nawet nie próbowałam zmienić jego zachowania, było na to za późno.

Jechaliśmy po jakichś wioskach, raz nawet minęliśmy krowy. Beep beep kurwa. Chcę już do domu, chcę uciec od tego wszystkiego.
Zaczęłam akceptować sytuację, w której jestem. Skupiłam się nad przyszłością, która na pewno będzie świetna, nawet jeśli nie będzie w niej Adama.

Może jak będę się dalej oszukiwać, to w końcu w to uwierzę.

Wysiedliśmy. To już zaczynała być Warszawa.
- Gdzie teraz?
- Tam - Wskazał na przystanek po przeciwnej stronie skrzyżowania.

Ochuj.
Odezwał się.
Jednak nie stałam się niewidzialna, całe szczęście.

I znów czekanie. Tym razem przynajmniej nie musimy się bać o to, ze zaatakują nas dziki. Albo jakiś śmietnik. Albo dinozaury. Nigdy nie wiadomo.

Zobaczyłam jak odchodzi na bok i odwraca się ode mnie tyłem. Nie mogę tak nic z tym nie robić.
Podeszłam powoli na taką odległość, aż byłam pewna, że mnie usłyszy.
- Nienawidzisz mnie?
Chwila ciszy.
Odpowie?
- Nie wiem.
O co mu chodzi?
- O co ci chodzi?
- Nie wiem.
Mówił jakby miał się zaraz rozpłakać. Było mi go tak szkoda, to dlatego tak długo to ciągnę.
- Czy wszystkie główne bohaterki to spotyka?
- O czym ty...
- Nieważne - Przerwałam mu szypko.
- Nie rozumiem - Powiedział wolmo.
- Ale czego? Mnie? - Szypko.
- Wszystkiego... - Wolmo.

Awięc, Fangotten I przyjacieleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz