Rozdział 1

211 23 9
                                    

Marek pov.
- Nie uwierzysz..- to były słowa, jakimi przywitałem się z moją dziewczyną.
- Marek, wreszcie jesteś.- westchnęła znudzona.- Oświeć mnie, w co takiego nie uwierzę?- odparła z nutką zaciekawienia w głosie.- Mam nadzieję, że usprawiedliwi to twoje spóźnienie.- jej kąciki ust podniosły się do góry.
- Daj już mi spokój.- przewróciłem oczami.- Wracając.- odchrząknąłem.-Prawie..- próbowałem dobrze ubrać to w słowa.- Tak jakby, mało brakowało i prawie potrąciło mnie auto?
- Nie rób sobie jaj.- spojrzała na mnie. - Czekaj, ty nie żartujesz, prawda?- z dziewczyny już kipiało złością, jestem pewien, że zaraz zacznie mi prawić te swoje wyrzuty.
-Chciałbym, żeby tak było.-wzruszyłem ramionami.- Mimo to, jak widzisz, stoję tu cały i zdrowy! -podsumowałem.
- Od kiedy zrobił się z Ciebie taki lekkoduch?- oznajmiła, przygotowując się już do wyjścia z kawiarni.
- Dlaczego?- tyle dałem rady powiedzieć, ponieważ chwile później znaleźliśmy się na zewnątrz.
- Dlaczego?- powtórzyła za mną.- No nie mam pojęcia!- oznajmiła z sarkazmem.- Widzę, że wcale nie jesteś zestresowany tą sytuacją.
Uwierz, że byłem.
- Nic się nie stało.- powiedziałem.- Łukasz zdążył zahamować.- nie zdałem sobie sprawy, że ona przecież nie wie kim jest Łukasz.
- Kim on jest?-spytała podejrzliwie.-To..
- Tak, to kierowca.- przerwałem jej.
- Przeprosiłeś go chociaż?- zaśmiała się.- Jestem pewna, że jak zwykle szedłeś z głową w chmurach.-chwyciła mnie za rękę i ruszyła w stronę naszego mieszkania.
- To nie było miłe.- próbowałem udawać obrażonego, lecz mimo to po chwili oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Stanęliśmy przed drzwiami do wnętrza bloku, którego zamieszkiwaliśmy. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, tyle że przed wejściem leżał kot. Szybko zauważyłem, iż jest ranny, dlatego zdecydowałem się wziąć go ze sobą. Zwierzak nie protestował i jedynie co jakiś czas cicho pomrukiwał.
- Biedak.- oznajmiła dziewczyna, kręcąc głową.- Bierzemy go ze sobą?- spytała, by się upewnić.
- Oczywiście, że tak.- odparłem pewnie, mając nadzieję, że uda mi się mu pomóc. Jego łapka była zraniona, leciała z niej krew, kapiąc powoli na podłogę. Szybko ją opatrzyłem, do miski wlałem troszkę mleka i pozwoliłem pupilowi odpocząć.
- Może..- powiedziała niepewnie. - Mógłby tutaj zostać?
Czekałem na to, aż to powie. Wiktoria była bardzo wrażliwa, jeśli chodzi o zwierzęta. Wcześniej spostrzegłem, że kot był samiczką.. i zacząłem wybierać już dla niej jakieś imię.
- To będzie Grzymisława!- odparłem dumnie, gestykulując rękami, co nie obyło się bez śmiechu mojej dziewczyny.
- Czemu tak?- oznajmiła z nutką rozbawienia.
- Po prostu.- zakończyłem temat i udałem się wreszcie ściągnąć kurtkę, którą dalej miałem na sobie. Co ciekawe w jednej z kieszeni odnalazłem małą karteczkę.
Łukasz
453-298-943
Moźe wypadałoby przeprosić?
;)
- Nigdy.- prychnąłem i wyrzuciłem kartkę do kosza.

----------------------
Nie dzwonić pod numer, jest on totalnie losowy.
Kolejny rozdział, kolejne będą dłuższe. Te są tylko takim wprowadzeniem.

Blackside - KxkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz