23. Epilog

838 32 16
                                    

Hope P.O.V

W słuchałam się w bicie serca chłopaka. Było spowolnione ale nie zatrzymane. Zauważając że chłopak przestaję oddychać pochyliłam się by zacząć reanimacje lecz gdy tylko byłam wystarczająco blisko Theo nagle otworzył oczy i chwycił moją twarz w dłonie przyciągając bliżej siebie łącząc nasze usta. Przez chwilę oddaję pocałunek po czym wkurzona się odsuwam.

-Ty idioto! Przestraszyłeś mnie!- mówię podniosły głosem siadając na podłodze. Widzę słodki uśmiech chłopaka na co chowam twarz w dłonie- ja przy tobie kiedyś zawału dostanę- prycham i wracam do niego wzrokiem.

- po prostu chciałem żebyś mnie pocałowała kochanie- sprzedaję mi swój markowy uśmiech na co przewracam jedynie oczami. Zaraz zauważam obok niego pustą strzykawkę którą podnoszę.

-chodź, idziemy do skrzydła szpitalnego.- mówię wstając i odkładając strzykawkę na szafkę obok.

-tylko wiesz... Jest mały problem- mówi chłopak zmieszany na co spoglądam na niego.- oprócz rąk i głową niczym nie mogę ruszać.- tłumaczy odwracając wzrok. Zrobiło mi się go na prawdę szkoda. Nabrałam powietrza by zawołać kogoś do pomocy w przeniesieniu go lecz Theo mnie powstrzymał.- czekaj, mam pomysł- stwierdza po czym zmienia się w wilka i powoli staję robiąc dwa kroki w stronę drzwi ciągnąć za sobą tylne, sparaliżowane łapy.

-czekaj--mówię do niego po czym podchodzę do jego szafy by wziąć mu jakieś ubrania żeby miał co ubrać jak już dotrzemy na miejsce. Wyciągam z kupek ubrań jakąś koszulkę i spodnie z których jak je rozkładam coś wypada. Schylam się by podnieść przedmiot którym okazało się foliowe opakowanie na co spoglądam na wilka.- na prawdę Raeken? Gumki?- prycham patrząc na niego z kpiną na co ten tylko uśmiecha się jak upośledzony wilko-pedofil i wychodzi z pokoju a ja rzucając opakowanie do szafki idę za nim.

***

Siedziałam już na łóżku koło śpiącego Theo w skrzydle szpitalnym. Chłopak dostał od pielęgniarki jakąś odtrutkę i zasnął zmęczony. Po chwili usłyszałam kroki i otwieranie drzwi na co odwróciłam się w stronę dźwięków.

-Hope- informuję o swojej obecności Doktor Saltzman wchodząc cicho do pomieszczenia.

-co z Liamem?- pytam od razu nie czekając na jego dalszą wypowiedź.

-dobrze, jest w sąsiedniej sali- odpowiadam mężczyzna. Alaric nie wchodzi dalej lecz nadal stoi przy drzwiach co lekko mnie dezorientuję.-  Chodź na chwilkę że mną- mówi na co tylko kiwam głową by nie obudzić Theo i ruszam za Saltzman em. Po chwili docieramy do salonu głównego gdzie staję w progu zszokowana tym co właściwie widzę. Na dwóch kanapach i fotelach siedzieli moi rodzice jak i obie ciocie i wujkowie.

-co wy tu...- zaczynam zszokowana na co wszyscy zwracają wzrok w moją stronę.

-cześć księżniczko- uśmiecha się tata wstając razem z mamą wstając by mnie przytulić lecz ciocia Rebekha i Freya wyprzedzają ich i zamykają mnie w uścisku.

-słońce nie mówiłaś że masz chłopaka- uśmiecha się do mnie Rebekha.

-Jak miałam ci niby powiedzieć? Gołębia wysłać?- prycham ironicznie na co widzę rozbawiony uśmiech taty i śmiech Elijaha i Kola.

- dobra ciotki nasza kolej- stwierdza mama i odsuwa ode mnie obie kobiety sama się do mnie przytulając.

-mi mogłaś wysłać tego gołębia- śmieję się mama na co też prycham.

-co wy tu wszyscy robicie?- pytam gdy mama mnie puszcza a znów wpadam w ramiona ojca.

-przyjechaliśmy po ciebie młoda- stwierdza Kol z uśmiechem odwracając się do mnie połowicznie siedząc na kanapie.

-I twojego chłopaka- uśmiecha się ciocia Freya przenikliwie.

-skąd wy wszyscy w ogóle wiecie że mam chłopaka?- pytam lekko wkurzona ich wielkim podnieceniem.

-nie siedziała byś przy nim- zaczyna Elijah i spogląda na zegarek--dwie godziny- kończy i lekko się do mnie uśmiecha podnosząc wzrok.

-kiedy go poznam?- odzywa się ciocia Rebekha na co prycham.

-na razie śpi i wiecie co lepiej żeby tak zostało bo nie wiem czy przeżyję wasz zamach- mówię ironicznie zakładając ręce na piersi.

-oj tam zamach- wzdycha ciocia Fraya- musimy wiedzieć z kim się zadajesz i kogo bierzemy pod dach.- dodaję wzruszając ramionami.

-ja nadal jestem za tym żeby spalić go na stosie- stwierdza Klaus na co spoglądam na niego sceptycznie.

- tato- ostrzegam z przymrużonymi oczami.

-no młoda daj swojemu ojcu nauczkę ostatnio strasznie się tłuką z Vii w pokoju.- mówi Kol na co dostaję nagłego wstrętu.

-fuu, nie mówcie mi o tym- prycham po chwili zaczynając się z wszystkimi śmiać.

-tak, my się tłuczemy a ty z Daviną niby nie?- sprzeciwia się mama na co nasz śmiech staję się głośniejszy. Uderzam się zrezygnowana dłonią w czoło.

-dobra ja idę do Theo. Wy się śmiejcie - informuję i wracam do skrzydła chcąc poinformować chłopaka o wszystkim. Gdy wchodzę do pomieszczenia Raeken otwiera zaspane oczy i spogląda na mnie lekko się uśmiechając.

-hej, jak się czujesz?- pytam siadając na skraju łóżka.

-dobrze. Już mogę wszystkim ruszać więc odtrutka chyba działa- odpowiada lekko podnosząc się do siadu.

-Theo- zaczynam przeczesując jego włosy a ten kiwa głową bym dalej mówiła.

- jedziesz ze mną do Nowego Orleanu?- pytam z nadzieją spoglądając w jego oczy.

-z tobą wszędzie Hope.- mówi i kładzie dłoń na moim policzku z lekkim uśmiechem.- kocham cię wiesz?- mówi na co też się uśmiecham.

-wiem, ja ciebie też- odpowiadam i przytulam się do chłopaka a ten owija mnie ramionami.

Mimo że nie wszystkie problemy są skończyły było lepiej. O dużo. Wszyscy dawaliśmy sobie z nimi radę... Razem...

THE END








Dziękuję za wszystko kochani!

Koniec naszej opowieści Hope i Theo, jak to się opowiada w bajkach dla małych dzieci
"niech żyją długo i szczęśliwie"
a teraz jeszcze dodatkowe informacje.

W tym tygodniu u mnie na profilu trochę się po dzieję.Już obecny jest prolog nowej książki "cenna przez krew" na którą serdecznie zapraszam.Za tydzień w weekend pojawi kolejna moja praca oparta na filmie "legion samobójców" a głównie skupi się na Jokerze <3Mam nadzięję że przynajmniej jedna z tych dwóch książek wam się spodoba.

dziękuję za uwagę i mam nadzieję że do zobaczenia kochani <3




Zaufałam Ci... II Hope Mikaelson Theo Raeken IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz