Hope P.O.V
W słuchałam się w bicie serca chłopaka. Było spowolnione ale nie zatrzymane. Zauważając że chłopak przestaję oddychać pochyliłam się by zacząć reanimacje lecz gdy tylko byłam wystarczająco blisko Theo nagle otworzył oczy i chwycił moją twarz w dłonie przyciągając bliżej siebie łącząc nasze usta. Przez chwilę oddaję pocałunek po czym wkurzona się odsuwam.
-Ty idioto! Przestraszyłeś mnie!- mówię podniosły głosem siadając na podłodze. Widzę słodki uśmiech chłopaka na co chowam twarz w dłonie- ja przy tobie kiedyś zawału dostanę- prycham i wracam do niego wzrokiem.
- po prostu chciałem żebyś mnie pocałowała kochanie- sprzedaję mi swój markowy uśmiech na co przewracam jedynie oczami. Zaraz zauważam obok niego pustą strzykawkę którą podnoszę.
-chodź, idziemy do skrzydła szpitalnego.- mówię wstając i odkładając strzykawkę na szafkę obok.
-tylko wiesz... Jest mały problem- mówi chłopak zmieszany na co spoglądam na niego.- oprócz rąk i głową niczym nie mogę ruszać.- tłumaczy odwracając wzrok. Zrobiło mi się go na prawdę szkoda. Nabrałam powietrza by zawołać kogoś do pomocy w przeniesieniu go lecz Theo mnie powstrzymał.- czekaj, mam pomysł- stwierdza po czym zmienia się w wilka i powoli staję robiąc dwa kroki w stronę drzwi ciągnąć za sobą tylne, sparaliżowane łapy.
-czekaj--mówię do niego po czym podchodzę do jego szafy by wziąć mu jakieś ubrania żeby miał co ubrać jak już dotrzemy na miejsce. Wyciągam z kupek ubrań jakąś koszulkę i spodnie z których jak je rozkładam coś wypada. Schylam się by podnieść przedmiot którym okazało się foliowe opakowanie na co spoglądam na wilka.- na prawdę Raeken? Gumki?- prycham patrząc na niego z kpiną na co ten tylko uśmiecha się jak upośledzony wilko-pedofil i wychodzi z pokoju a ja rzucając opakowanie do szafki idę za nim.
***
Siedziałam już na łóżku koło śpiącego Theo w skrzydle szpitalnym. Chłopak dostał od pielęgniarki jakąś odtrutkę i zasnął zmęczony. Po chwili usłyszałam kroki i otwieranie drzwi na co odwróciłam się w stronę dźwięków.
-Hope- informuję o swojej obecności Doktor Saltzman wchodząc cicho do pomieszczenia.
-co z Liamem?- pytam od razu nie czekając na jego dalszą wypowiedź.
-dobrze, jest w sąsiedniej sali- odpowiadam mężczyzna. Alaric nie wchodzi dalej lecz nadal stoi przy drzwiach co lekko mnie dezorientuję.- Chodź na chwilkę że mną- mówi na co tylko kiwam głową by nie obudzić Theo i ruszam za Saltzman em. Po chwili docieramy do salonu głównego gdzie staję w progu zszokowana tym co właściwie widzę. Na dwóch kanapach i fotelach siedzieli moi rodzice jak i obie ciocie i wujkowie.
-co wy tu...- zaczynam zszokowana na co wszyscy zwracają wzrok w moją stronę.
-cześć księżniczko- uśmiecha się tata wstając razem z mamą wstając by mnie przytulić lecz ciocia Rebekha i Freya wyprzedzają ich i zamykają mnie w uścisku.
-słońce nie mówiłaś że masz chłopaka- uśmiecha się do mnie Rebekha.
-Jak miałam ci niby powiedzieć? Gołębia wysłać?- prycham ironicznie na co widzę rozbawiony uśmiech taty i śmiech Elijaha i Kola.
- dobra ciotki nasza kolej- stwierdza mama i odsuwa ode mnie obie kobiety sama się do mnie przytulając.
-mi mogłaś wysłać tego gołębia- śmieję się mama na co też prycham.
-co wy tu wszyscy robicie?- pytam gdy mama mnie puszcza a znów wpadam w ramiona ojca.
-przyjechaliśmy po ciebie młoda- stwierdza Kol z uśmiechem odwracając się do mnie połowicznie siedząc na kanapie.
-I twojego chłopaka- uśmiecha się ciocia Freya przenikliwie.
-skąd wy wszyscy w ogóle wiecie że mam chłopaka?- pytam lekko wkurzona ich wielkim podnieceniem.
-nie siedziała byś przy nim- zaczyna Elijah i spogląda na zegarek--dwie godziny- kończy i lekko się do mnie uśmiecha podnosząc wzrok.
-kiedy go poznam?- odzywa się ciocia Rebekha na co prycham.
-na razie śpi i wiecie co lepiej żeby tak zostało bo nie wiem czy przeżyję wasz zamach- mówię ironicznie zakładając ręce na piersi.
-oj tam zamach- wzdycha ciocia Fraya- musimy wiedzieć z kim się zadajesz i kogo bierzemy pod dach.- dodaję wzruszając ramionami.
-ja nadal jestem za tym żeby spalić go na stosie- stwierdza Klaus na co spoglądam na niego sceptycznie.
- tato- ostrzegam z przymrużonymi oczami.
-no młoda daj swojemu ojcu nauczkę ostatnio strasznie się tłuką z Vii w pokoju.- mówi Kol na co dostaję nagłego wstrętu.
-fuu, nie mówcie mi o tym- prycham po chwili zaczynając się z wszystkimi śmiać.
-tak, my się tłuczemy a ty z Daviną niby nie?- sprzeciwia się mama na co nasz śmiech staję się głośniejszy. Uderzam się zrezygnowana dłonią w czoło.
-dobra ja idę do Theo. Wy się śmiejcie - informuję i wracam do skrzydła chcąc poinformować chłopaka o wszystkim. Gdy wchodzę do pomieszczenia Raeken otwiera zaspane oczy i spogląda na mnie lekko się uśmiechając.
-hej, jak się czujesz?- pytam siadając na skraju łóżka.
-dobrze. Już mogę wszystkim ruszać więc odtrutka chyba działa- odpowiada lekko podnosząc się do siadu.
-Theo- zaczynam przeczesując jego włosy a ten kiwa głową bym dalej mówiła.
- jedziesz ze mną do Nowego Orleanu?- pytam z nadzieją spoglądając w jego oczy.
-z tobą wszędzie Hope.- mówi i kładzie dłoń na moim policzku z lekkim uśmiechem.- kocham cię wiesz?- mówi na co też się uśmiecham.
-wiem, ja ciebie też- odpowiadam i przytulam się do chłopaka a ten owija mnie ramionami.
Mimo że nie wszystkie problemy są skończyły było lepiej. O dużo. Wszyscy dawaliśmy sobie z nimi radę... Razem...
THE END
Dziękuję za wszystko kochani!
Koniec naszej opowieści Hope i Theo, jak to się opowiada w bajkach dla małych dzieci
"niech żyją długo i szczęśliwie"
a teraz jeszcze dodatkowe informacje.W tym tygodniu u mnie na profilu trochę się po dzieję.Już obecny jest prolog nowej książki "cenna przez krew" na którą serdecznie zapraszam.Za tydzień w weekend pojawi kolejna moja praca oparta na filmie "legion samobójców" a głównie skupi się na Jokerze <3Mam nadzięję że przynajmniej jedna z tych dwóch książek wam się spodoba.
dziękuję za uwagę i mam nadzieję że do zobaczenia kochani <3
CZYTASZ
Zaufałam Ci... II Hope Mikaelson Theo Raeken II
FanfictionByliście kiedyś odrzuceni nawet przez własną rodzinę? Nie wiem dlaczego to zrobili... Ale przez to stałam się silna i bezwzględna. Jedynymi osobami którym ufam są bracia Salvatore i Alaric którzy są dla mnie jak wójkowie. Moim zaufaniem obdarowywuję...