Las nie był już taki sam. Otaczające ich drzewa były jakby głuche. Martwe. Niczym harfa, której w brutalny sposób wyrwano wszystkie struny. Takie nieme, spragnione by wydać choć jeden dźwięk, lecz po prostu nie mogące tego zrobić.
Zwierzęta również stały się zupełnie inne. Najlepiej dowodziło tego, ogromne cielsko niedźwiedzia, który rzucił się na Lucy. Susan czuła tępy ucisk w klatce piersiowej na samą myśl o tym zdarzeniu. Kiedyś zwierzęta w Narnii potrafiły mówić, teraz zdziczały. Były zupełnie takie jak w Anglii i ta myśl bolała bardzo. Susan czuła jakby straciła wielu przyjaciół.
Szczerze powiedziawszy to też się stało. Wrócili do kraju, którym kiedyś władali po tylu latach, a teraz Narnia zionęła pustką. Żaden ze znanych Susan faunów, karłów czy innych magicznych stworzeń już nie powróci.
Dziewczyna czuła się jakby wróciła do grobowca.
Nie rozumiała po co zostali tu znów wezwani. Do tej pory bowiem, wizyta budziła w niej jedynie smutek i ból.Z resztą nie tylko w niej.
Idąca obok Susan, Lucy także pogrążona była w swoich myślach.
Peter i Edmund, nie rozmawiając ani ze sobą, ani z ich przewodnikiem Zuchonem, karłem którego uratowali z telmarskich rąk, szli osowiali, kopiąc co jakiś czas leśną ściółkę.
Susan nawet nie mieściło się w głowie jak Telmar mógł najechać Narnię, nie mówiąc już wcale o podbiciu jej.
Pamiętała Telmar jako mały, nic nie znaczący kraj, ale od ich czasów zmieniło się przecież tyle, że państwo to zdążyło stać się potęgą militarną.Królowa wiedziała jedynie, że żywi szczerą nienawiść do Telmaru. Kto raz został władcą Narnii już zawsze nim zostanie, więc ona i jej rodzeństwo bądź co bądź byli władcami podbitego i całkiem zdziczałego kraju, a do tego stanu rzeczy doprowadził właśnie Telmar.
-Ile jeszcze będziemy iść?-rozmyślania Susan, przerwało pytanie Lucy, skierowane do Zuchona, idącego na przodzie.
Karzeł odwrócił się, ukazując przy tym swoją jasną brodę, sięgającą mu prawie do kolan oraz niezbyt zadowolony wyraz twarzy.
-Poszliśmy drogą wskazaną przez was, Wasze Wysokości-Zuchon dodał pośpiesznie dwa ostatnie słowa. Susan w żadnym wypadku nie czuła się obecnie godna tego tytułu. Wręcz przeciwnie, teraz brzmiał on w jej uszach obco.-Więc dokładnie nie wiem-kontynuował-Lecz patrząc na okolice to trochę jeszcze minie zanim wyjdziemy z tego przeklętego lasu i spotkamy się z Caspianem i Narnijczykami.
-Jacy oni właściwie są?-zapytał Edmund, przerywając ciszę która nastała po słowach karła.
-Kto?
-Narnijczycy-sprecyzował Edmund-Może kiedyś wiedzieliśmy wiele o swoich poddanych, lecz nie teraz. Czy są tacy jak ich zapamiętaliśmy? Jak w ogóle na nas zareagują? Mają już przecież wodza, Caspiana.
Susan także była ciekawa odpowiedzi, i obawiała się jej. Czuła bowiem, że nic w Narnii nie jest już takie jak kiedyś.
-Na pewno nie są tacy jak ich zapamiętaliście-rzekł szorstko Zuchon, pomijając tym razem królewski tytuł-Narnia nie jest już krajem mlekiem i miodem płynącym, jak za waszych czasów. Ta garstka Narnijczyków, która przetrwała i chce walczyć z Mirazem, wodzem Telmaru, nie jest już taka przyjazna. To wojownicy, walczący o każdy dzień przetrwania. Lecz wasza obecność powinna podnieść im morale...
-Rzeczywiście przydatną mamy rolę-mruknął Edmund-Podnieść morale.
-Caspian jest Telmarczykiem-kontynuował Karzeł, nie zwracając uwagi na komentarz Edmunda-Ufają mu i traktują jak wodza, lecz jeśli zobaczą czworo władców z zamierzchłych czasów ich chęć walki wzrośnie.
-Jak to się w ogóle stało, że Narnijczycy idą w bój za Caspianem? To przecież Telmar-odezwał się do tej pory milczący Peter.
-To on zadął w legendarny róg-odrzekł Zuchon-Przypowieść głosi, że ktokolwiek to zrobi w akcie desperacji, otrzyma pomoc. To dla Narnijczyków znak, zwłaszcza, że tą pomocą zdajecie się być wy-dodał dość cierpkim tonem.
Susan uniosła brwi. To dlatego w podziemnym skarbcu nie było jej rogu. Był w posiadaniu tego Telmara.
-Więc to Caspian nas wezwał?-zapytał Edmund.
-Na to by wychodziło-odparł Zuchon, nieco już zmęczony tą rozmową.
Na chwilę znów zapadła cisza, przerwał ją dopiero cichy i jakby płaczliwy głos Lucy.
-Czemu Aslan do tego wszystkiego dopuścił?- nie wiadomo czy pytanie było skierowane do towarzyszy czy do samej siebie.
Susan położyła jej rękę na ramieniu, lecz szybko zrozumiała, że to marne pocieszenie.
-Widocznie on też się zmienił od waszych czasów-rzekł obojętnie Zuchon-Już się Narnią nie interesuje.
Lucy pokręciła stanowczo głową, lecz nie mogła odpowiedzieć, ponieważ usiłowała zdławić szloch rodzący się w piersi.
Szli więc dalej w zupełnej ciszy, nie było słychać nawet śpiewu ptaków.
-Zostańcie tu na chwilę-polecił im nagle Zuchon, zatrzymując się-Tutaj są czyjeś ślady. Zaczekajcie na mnie, sprawdzę tylko dokąd ten trop prowadzi.
-Idę z tobą-rzekł zdecydowanie Peter-Mam dość bezsilności i tego marszu, który tylko rodzi w mojej głowie coraz to nowe pytania.
Zuchon skinął glową i ruszyli za śladami, a Susan, Lucy i Edmund zostali, czekając na nich.
***
Gdy Caspian tylko dostał wiadomość od Truflogona, o telmarskich oddziałach stacjonujących w lesie od razu wyruszyli z Kopca Aslana wraz z borsukiem oraz Ryczypiskiem na zwiad.
Nawet nie miał czasu, by się zastanowić nad tą wiadomością. Ostatnio w ogóle raczej nie miewał czasu na cokolwiek.
Gdy uciekał przed gniewem króla Miraza, ani przez chwilę nie pomyślałby że skończy jako dowódca narnijskiej rebelii, ale nawet nad tym nie miał czasu pomyśleć.Idąc teraz cicho przez las nadsłuchwiał kroków, mogących należec do telmarskich zwiadowców.
Jak na złość w lesie panowała absolutna cisza.Dopiero po dobrych kilkunastu minutach skradania się, Truflogon pokazał swoją borsuczą łapą na prawo, ku ścieżce. Rzeczywiście dochodziły stamtąd szelesty. Po chwili nadsłuchwania, Truflogon szepnął.
-Trzech, Caspianie jeśli dobrze słyszę, jest ich trzech.
-Damy im radę, panie-szepnął Ryczypisk.
Caspian uśmiechnął się krzywo do myszy i gestem polecił borsukowi zostać w zaroślach, sam zaś wraz z Ryczypiskiem rzucili się w stronę leśnej ścieźki.
Wypadli z boru leśnego niczym cienie.
Caspianowi tylko mignął przed oczyma obraz męskiej sylwetki o ciemnych włosach i już zamachnął się z przeciw czwartej mieczem, by ciąć płasko, lecz mężczyzna sparował.
Caspian nie miał czasu nawet sprawdzić gdzie jest pozostała dwójka i jak radzi sobie Ryczypisk.
Nie przyjrzał się twarzy mężczyzny z którym walczył.
Wykonał szybki wypad i pchnięcie. Przeciwnik sparował.
Caspian odwrócił się zwinne i wykorzystując chwilę nieuwagi mężczyzny, zatrzymał miecz tuż przy jego szyji.
Teraz dopiero zobaczył, że jego przeciwnik jest niewiele od niego młodszym chłopakiem, wcale nie wyglądającym na Telmara.Lecz nie zdążył o nic spytać, gdyż doszedł go dziewczęcy pisk, a zaraz potem dźwięk napinanej cięciwy.
-Puść go-Caspian odwrócił głowę i zobaczył młodą ciemnowłosą kobietę mierzącą z łuku idealnie w jego serce, obok niej stała młodsza dziewczyna, zapewne ta która piszczała. Nigdzie nie było Ryczypiska.
-Puść go-powtórzyła dziewczyna, trzymająca łuk, mocnym, zdecydowanym głosem-Albo moja strzała przeszyje cię na pół.
Hej, hej
Oto i pierwszy rozdział, mam nadzieję, że znośny.
Dajcie znać co o nim sądzicie.
Proszę oczywiście też o jakieś wskazówki lub rady.
A jeśli jakieś błędy rzuciły się Wam w oczy to śmiało piszcie, tylko oczywiście z zachowaniem wszelkiej kultury. :)
Pozdrawiam Was i do następnego.
CZYTASZ
Narnia: Historia o rogu i obietnicy
Short StoryDzieje królowej Susan i Księcia Caspiana opowiedziane nieco inaczej, niż wszyscy je pamiętamy. Gdy Caspian X, telmarski książę walczący z własnym wujem o koronę, przyłożył tylko legendarny róg królowej Susan do ust i nabrał powietrza w płuca, by w...