II

153 6 0
                                    

-Rzuć najpierw miecz-wysyczał Caspian przez zaciśnięte zęby, do młodego bruneta, któremu przyciskał właśnie ostrze do szyji.

-Nie jesteś chyba w dogodnej sytuacji do stawiania roszczeń-odparła ciemnowłosa kobieta, prawie wchodząc mu w słowo i napinając jeszcze bardziej cięciwę.

I w tym momencie zdarzyło się kilka rzeczy jednocześnie.
W jednej chwili Caspianowi mignęła przez oczyma szara, mysia sylwetka Ryczypiska, rzucającego się z okrzykiem na dziewczynę z łukiem.
Zaraz potem z lasu wypadł kolejny napastnik.
Caspian nawet nie zauważył gdy jego miecz skrzyżował się z mieczem nowego przeciwnika.
Z tyłu nadchodziły ciosy młodego bruneta, a od przodu parował z największą trudnością ostrze drugiego mężczyzny, którego blond czupryna tylko falowała mu przed twarzą.
Zieleń lasu otaczała walczących.
Przez chwilę Caspian nie widział nic prócz dwóch stalowych kling, napierających na niego. Nie miał jednak jak ich odeprzeć.
Wyminięcie, zwód i...

-Peter! Edmund!-mocny kobiecy okrzyk przerwał ich walkę. Miecz Caspiana upadł na leśną ściółkę.

Wszyscy troje odwrócili się w stronę kobiety, która jeszcze przed chwilą mierzyła do Caspiana z łuku. Obok niej stała ta młodsza dziewczynka, nachylająca się nad Ryczypiskiem.

-To przyjaciele-rzekła brunetka wskazując na waleczną mysz i Caspiana.

-Do stókroć tysięcy diabłów, czy wy nie możecie choć chwilę być...-zza zarosli wyłoniła się kolejna postać. Dobrze znana Caspianowi, naburmuszona twarz i założone na piersi ręce.

-Zuchon...-zaczął zupełnie zdezorientowany książę

-Mój panie... - karzeł uniósł dłonie, w oznace zdziwienia.

Caspian powiódł wzrokiem po zgromadzonych.
Dwóch mężczyzn, tak naprawdę będących jeszcze w młodzieńczym wieku. Jeden niższy o kruczo czarnych włosach i ten który włączył się do walki jako drugi, o królewskiej posturze i jasnych włosach.
Przeniósł wzrok na kobiety, ta młodsza nie mogła mieć więcej niż dwanaście lat, gładzila Ryczypiska po grzbiecie. Starsza natomiast, łuczniczka o chmurnej twarzy była raczej w wieku Caspiana.

Wszyscy patrzyli na siebie nieufnie, wręcz wrogo, gdyby nie stojący pośrodku Zuchon z pewnością znowu rzucili by się na siebie.
Caspian spojrzał na wszystkich jeszcze raz i ogarnęło go pewne przeczucie. Już wiedział.
Automatycznie otworzył szerzej oczy.

-To wy-zaczął nieco oniemiały-Czworo władców z dawnych wieków.

-Gratuluję przenikliwiści-rzekł niezbyt miłym głosem Peter-Mogłeś na to wpaść zanim, zaatakowałeś mojego brata Edmunda. Ale kim ty jesteś?

-To książę Caspian-rzekli jednocześnie Zuchon i Ryczypisk-Nasz wódz-dokończyła mysz.

-To właśnie on was wezwał-rzekł wyłaniając się ni stąd ni z owąd Truflogon.

Łuczniczka, która najprawdopodobniej była królową Susan wykrzykywiła usta i przesunęła wzrokiem po wszystkich zebranych na leśnej ścieżce.

-Ktoś jeszcze ma zamiar wyskoczyć z krzaków? Czy to już wszyscy członkowie tego leśnego zgromadzenia?-zapytała, ostentacyjnie poprawiając swój przewieszony przez ramię kołczan.

-Najwidoczniej wszyscy-odparł cierpko Caspian, który wraz z rozwojem rozmowy zaczął żałować, tego że zadął w ten przeklęty róg.

Król Peter schylił się, podniósł miecz Caspiana leżący pod jego stopami i podał mu go.

-Wybacz-rzekł już innym głosem-Wziąłem cię za telmarskiego szpiega.

-Zabawna rzecz, bowiem i my panie-rzekł Ryczypisk-Uważaliśmy was za Telmarów.

-Ja jestem Telmarem-mruknął Caspian przypinając do pasa miecz.

-Rodziny się nie wybiera-odparł król Edmund także już patrząc na Caspiana z większą przychylnością.

-Niestety, królu Edmundzie-potwierdził Caspian-Ty też przyjmij przeprosiny. Wszyscy wzięliśmy siebie nawzajem za kogoś innego.

-Przynajmniej poćwiczyłem szermierkę-czarnowłosy machnął ręką-A przy okazji jestem Edmund. Zdaje się, że wszyscy jesteśmy w podobnym wieku.

-Tak... To, to też mnie zastanawia-rzekł Caspian-Jesteście tacy młodzi...

-To długa historia-odezwała się najmłodsza królowa, Lucy z uśmiechem.
Jej głos sprawił, że wszyscy poczuli się jakoś raźniej.

-To co? Zwiadów chyba możemy zaniechać, bowiem trop za którym podążyłem wraz z królem Peterem okazał się być waszymi śladami-odezwał się Zuchon swoim tradycyjnym szorstkim głosem-Będziemy tu tak stać i podziwiać widoki, czy może udamy się do Kopca Aslana?

***
Szli przez las.
Karzeł, borsuk, waleczna mysz, ze szpadą u boku i pięciu ludzi.
Teraz mimo, że puszcza dalej zdawała się milcząca i dzika, wędrowcy swoimi rozmowami i śmiechem stanowili kontrast dla tego smutnego, opustoszałego narnijskiego lasu.

Na przodzie szedł Zuchon wraz z Peterem i Caspianem, rozprawiali zaciekle już o tym jakimi powstańcy dysponują oddziałami i jak rozplanować pierwsze natarcie.
Za nimi szła Lucy, żartująca co chwilę z dreptającyjm obok niej Ryczpiskiem. Młoda królowa ewidentnie zafascynowała swoją osobowością małego rycerza.
Kawałek od nich wlókł się Edmund wraz z Truflogonem, oboje idąc zabójczo wolnym tępem.
Pochód zamykała Susan. Milcząca i zamyślona. Co jakiś czas jeden z kompanów zaczynał z nią o czymś rozprawiać, lecz rozmowa szybko wygasała. Dziewczyna potrzebowała chwili samotności.
Dopiero teraz, gdy spotkali mieszkańców Narnii poczuła, że ten kraj nie obumarł zupełnie.

Młody, telmarski książę dowodzący Narnijczykami zdawał się wiedzieć co robi.
Susan przypatrzyla mu się przez chwilę. Ciemne włosy, sięgające do szyji, sylwetka należąca do zmęczonego żołnierza, od wielu dni walczącego i... Patrząc na niego z tyłu mogła dostrzec, że co jakiś czas napina mięśnie lewej ręki. Albo doznał jakiegoś urazu, albo po prostu nie radzi sobie dobrze z mieczem w lewej dłoni. To źle, dobry wojownik powinien potrafić walczyć obiema rękami.

Po dostrzeniu tego faktu, Susan stwierdziła, że zdecydowanie za bardzo zwraca uwagę na szczegóły. Jak zwykle.
Chociaż może to dlatego, że sama miała ostatnio problemy z nadgarskiem. Zauważyła to gdy, nie potrafiła utrzymać w jednej linii łuku celując do Caspiana.
Pewnie to dlatego, że tak długo nie ćwiczyła łucznictwa. Wyszła z wprawy.

Nagle Susan przeszedł dreszcz.
Poczuła wyraźną obawę.
Odwróciła się gwałtownie. Nad nimi w zaroślach coś się poruszyło.
Jak cień. Zamrugała sądząc, że to przewidzenie. Rzeczywiście teraz już jedynie krzewy i drzewa wokół nich falowały jakby pod wpływem wiatru.
Problem polegał na tym, że dzień był dziś wyjątkowo bezwietrzny.

Ta myśl jedynie zdążyła przemknąć przez jej głowę, zaraz potem dobiegł ją krzyk Zuchona

-Uwaga! To zasadzka!

Nagle wszystko zdarzyło się szybko. Jakby na potwierdzenie tych słów z gąszczu wypadł grad czarnych, telmarskich strzał.
Lucy krzyknęła.
Truflogon upadł gwałtownie na ziemię, a Susan nawet nie zdążyła sięgnąć po łuk gdyż z lasu wyłonili się jeden po drugim telmarscy żołnierze.

Witam!
No i tym sposobem mamy już koniec drugiego rozdziału, żywię nadzieję że czytało się go Wam przyjemnie.
Do następnego!

Narnia: Historia o rogu i obietnicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz