IV

166 6 2
                                    

Caspian zdążył się już przyzwyczaić do półmroku panującego w Kopcu Aslana.
Widział więc bardzo wyraźnie konsternację na twarzach towarzyszy, oświetlonych jedynie światłem pochodni, rozwieszonych w rogach głównej sali.

Zgromadzili się tu wszyscy. Czworo władców, Ryczypisk, Truflogon, centaur Runvid oraz jego pobratyńcy, dowódcy faunów, Zuchon oraz Nikabrik.
Wszyscy, przyzwyczaili się już do obecności Petera, Edmunda, Susan i Lucy, a teraz próbowali dojść do konsensusu jak zaatakować Telmar.

-Zaplanujmy atak-powiedział Peter żywo przy tym gestykulując-Nie spodziewają się, że nadciągniemy.

Caspiana uderzała pewność siebie z jaką mówił to Wielki Król, jakby twierdza Miraza była małą wieżyczką łatwą do zdobycia.

-Nikt jeszcze nie zdobył tego zamku-rzekł z wolna Caspian-W walce z Telmarem, możemy działać jedynie defensywnie.

-Cały czas walczyliście w defensywie-odparł Peter-Czas przejść do ofensywy.

-Nie mamy wystarczająco dużo sił, by atakować. Nie pójdziemy w paszczę lwa-powiedział Caspian zdecydowanym, chłodnym głosem.

-Cały czas zostawaliście tutaj w Kopcu Aslana i gdzie was to doprowadziło?-zapytał Peter nieco już zirytowany-Do niczego nie dojdziemy siedząc tu tylko i czekając na atak. Narnia już wystarczająco dużo wycierpiała z waszego powodu. Z powodu Telmarów.

Caspian zagotował się słysząc te słowa. W ciągu kilku dniu dążył już parę razy pokłócić się z Peterem i doszło między nimi do ostrych wymian zdań, ale teraz jasnowłosy przelał czarę.

-Więc może nie trzeba było jej opuszczać. Skoro byliście tak wspaniałymi władcami?-wysyczał Caspian.

-Głowa mnie zaczyna boleć-skrzywił się Edmund, opierający się o jedną z kolumn-Naprawdę mnie boli, gdy słyszę jak znów zaczynacie spór. Dwóch wielkich władców od siedmiu boleści.

Słowa Edmunda rozładowały nieco napięta atmosferę, która zawisła między Caspianem, a Peterem.

-Jeśli chodzi o mnie-wrócił do meritum Ryczypisk-Również wolę zaatakować Miraza. Element zaskoczenia działa na naszą korzyść.

-My także jesteśmy spragnieni walki-odezwał się głębokim tonem centaur Runvid-I z chęcią oddamy życie za Narnię i jej władców.

-Nie spodziewają się tego-poparł Ryczypiska Zuchon, polerując swój krótki miecz.

Fauny także wyraziły gotowość do walki. Peter spojrzał na Caspiana z niezbyt miłym uśmiechem.

-A więc przeprowadzimy atak-powiedziała Susan do tej pory, nie odzywająca się w ogóle-Ale prawda jest taka, że przewagę liczebną mają Telmarowie. Musimy więc zastosować odpowiednią strategię. W głowie klaruje mi się nawet plan.
Musimy się rozdzielić...

-Musimy się rozdzielić... -rzekł w tym samym momencie Caspian i natychmiast ich spojrzenia się skrzyżowały.

Susan uniosła brew. W półmroku Caspian widział jej twarz, lecz nie dostrzegał żadnej konkretnej emocji.

-Jedna grupa powinna niepozorne, najlepiej w przebraniach dostać się do zamku i przede wszystkim podnieść bramy. Dopiero na umówiony znak zaatakowałyby centaury i reszta-rzekł Caspian patrząc cały czas na Susan-Poza tym jeśli już musimy walczyć ofensywnie, złożę Mirazowi wizytę. Mamy parę spraw rodzinnych do omowienia.

Susan skrzywiła się i zmarszczyła czoło.

-Głupstwo. Nic nie możesz za to, że podchodzisz z rodziny morderców. Po co więc dla "wyjaśnienia spraw rodzinnych" ryzykować powodzenie całego ataku?

Narnia: Historia o rogu i obietnicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz