III

129 5 0
                                    

Blask kling, których dobyli Peter, Edmund i Caspian był jedyną rzeczą, na którą Susan zwróciła w pierwszym momencie uwagę.
Lecz był to tylko moment, gdyż zaraz jeden z Telmarów rzucił się na nią z okrzykiem.
Dziewczyna poczuła tępy ból w żebrach, olbrzymi mężczyzna kopnął ją w brzuch, siła uderzenia odrzuciła ją na drugi koniec ścieżki. Upadła, uderzając plecami o pień drzewa. Telmar z okrutnym uśmiechem zbliżał się do niej dobywając noża.

Nie do końca panując nad własnym ciałem Susan, odruchowo mimo bólu sięgnęła do kołczanu po strzałę i założyła ją na cięciwę, by strzelić z małej odległości, w jedyne odsłonięte miejsce na szyji napastnika.

Celowała dokładnie, lecz w ostatniej chwili jej nadgarstek znów drgnął i wypuszczona z łuku strzała odbiła się idealnie od kolczugi żołnierza.

Czas jakby zwolnił, Telmar podniósł nóż i uśmiechając się okrutnie rzucił ostrzem.

Susan odwróciła się w zabójczym tempie na bok, trulając się po leśnej ściółce w drugą stronę.

Zamarła czekając na cios, nie mając już pojęcia jak go sparować, lecz nagle ciało Telmara pochyliło się do przodu i ciężko upadło na ziemię obok niej.

Podniosła gwałtownie wzrok do góry. Stał nad nią Caspian.
Młody książę szybko podał jej dłoń, nie zdążyła mu podziękować, gdyż już ruszył w ich kierunku kolejny Telmar.

Susan wycelowała i tym razem strzeliła płynnie wprost w krtań nadciągającego mężczyzny.
Zawirowała w pół wypadzie.

Wokół nich Peter walczył z dwoma Telmarami, Edmund właśnie położył trupem jednego. Lucy nachylała się nad krwawiącym Truflogonem.
W jej stronę biegł jeden z na czarno odzianych barbarzyńców.

Susan założyła kolejną strzałę na cięciwę i biegnący w stronę Lucy, Telmar padł z narnijską strzałą w okolicach żuchwy.
Po chwili dwóch napastników padło z ręki Petera.
Ryczypisk bohaterko powalił na ziemię, łajdaka próbującego zaatakować od tyłu, pochłoniętego walką Zuchona.
Jęk Telmara przeszył uszy Susan, lecz po chwili sama musiała odeprzeć atak jeszcze jednego żołnierza.
Caspian zabił ostatniego, czającego się jeszcze w krzakach.

Łatwo było zauważyć, że ci Telmarowie nie byli wybitnymi szermierzami. Łatwo było ich pokonać, jeśli tylko weszło się nad ich przeciw szóstą zasłonę.
Wszyscy walczyli w taki sam, mocno przewidywalny sposób.

Dopiero teraz, gdy ostatni z wrogów padł, można było usłyszeć ciężkie sapanie wszystkich, zmęczonych po walce przyjaciół.

Lucy patrząc na ogrom Telmarskiej krwi, wsiąkającej już w ziemię skrzywiła się, lecz cała jej uwaga była skupiona na Truflogonie, postrzelonym przez czarną strzałę. Caspian niespokojne uklęknął przy borsuku. Reszta gromadki również się zbliżyła.
Jednak odrobina wyciągu z Oniokrzewu, należącego do Lucy, wystarczyła, by borsuk wstał na obie łapy, jedynie lekko zdezorientowany.

-Mówiłem wam-zaczął Zuchon wyrywając swój topór z ciała martwego wojownika, brudząc przy tym sobie twarz jego krwią-Naria to nie ta sama niewinna kraina, którą znacie. Talmarowie czyhają na każdym kroku.

-Wiedzą, że przybyliśmy?-zapytał Edmund ciężko oddychając.

-Nie powinni wiedzieć-odrzekł Caspian. On wraz z Zuchonem wydawali się zupełnie spokojni-Ale nikt nie moze mieć pewności o czym wie Miraz.

Nikt nie odpowiedział.
Peter podszedł do Lucy i objął ją ramieniem, bowiem Susan wiedziała, że mimo iż siostra stara się być dzielna, teraz widząc las usłany kilkoma trupami zbiera się jej na płacz.

-Ruszajmy dalej-poprosiła, bowiem i ona, teraz gdy adrenalina opadła, poczuła, że wszystkie jej kończyny są jakby z ołowiu. A oczy stają się lekko wilgotne.

Ruszyli więc. Nikt nic nie mówił. Dobry nastrój spowodowany niespodziewanym spotkaniem wygasł całkowicie we wszystkich.
Dopiero teraz zarówno do Susan jak i do reszty rodzeństwa docierało, że znaleźli się na prawdziwej wojnie.

Po kilkunastu minutach marszu las zaczął się przerzedzać. Wychodzili na otwartą przestrzeń.
Susan mogła zastąpić widok krwi spływającej po szyjach napastników, majaczący jej cały czas przed oczyma, krajobrazem zielonych, nie wysokich gór widniejących na północy.

Zapatrzyła się w te wzgórza pozwalając by znów ogarnęła ją nostalgia, lecz nagle zauważyła, że idzie ramię w ramię z Caspianem. Książę także patrzył przed siebie na Północne Góry.

-Dziękuję-wyrwała go nagle z rozmyślań Susan.

Spojrzał na nią łagodnie, mimo że jego wyraz twarzy można by raczej określić jako twardy.

-Za co?

-Za uratowanie mi życia-odrzekła, również patrząc na niego.

Skinął głową prawie niezauważalnie, przez co na chwilę jego ciemne włosy zasłoniły mu twarz.

-Twoja strzała nie trafiła tam gdzie chciałaś-rzekł-Problem z nadgarstkiem?-zapytał lekko zaczepnie.

-Problem z lewym ramieniem?-odpowiedziała pytaniem, niemal natychmiast Susan.

Caspian uniósł brwi, lecz uśmiechnął się.

-Skąd...?

-Nigdy nie słyszałeś o bystrym oku królowej Susan?-zapytała dziewczyna udając zdziwnienie.

-Słyszałem aż za dużo-odparł nagle mówiąc nieco poważniej-Wychowałem się na Narnijskich legendach. Cóż za ironia losu, teraz idę obok jednej z nich.

Susan zaśmiała się życzliwie, tym śmiechem starała się rozładować wszelkie napięcie spowodowane niedawną walką. Wszystkie myśli kotłujące się w jej głowie.

-Być może za sto lat, będą tu opowiadać legendy o królu Caspianie, Telmarze, który ocalił Narnię.

-Nie wiem czy będą to tak przychylne legendy-odparł Caspian smutnym głosem.

Susan miała wrażenie, że pierwsze raz odkąd spotkała młodego Księcia, słyszała w jego tonie, tak smutną i pełną wątpliwości nutę.

-Gdy te trzysta lat temu byliśmy w Narnii po raz pierwszy, nigdy bym nie powiedziała, że za tyle lat będą nas jeszcze pamiętać, wiesz? Szczerze mówiąc, nie myślmy o tak dalekiej przyszłości-posłała Caspianowi uśmiech-Wpływ na tą daleką przyszłość, mają najbliższe zdarzenia.

Caspian sprawiał wrażenie jakby zamyślonego.

-Czym Aslan się kierował dając ci przydomek Łagodna?-zapytał lekko ironicznie-Ja bym skłaniał się bardziej ku Erudytce.

Susan uśmiechnęła się lekko kręcąc głową, już chciała coś odpowiedzieć...

-Ona rzadko kiedy bywa łagodna-usłyszała za sobą głos Edmunda po woli zrównującego swój krok z ich chodem.

Susan odwróciła się i trzepnęła brata w ramię. Była mu jednak wdzięczna, tak jak i Caspianowi za rozładowanie atmosfery.

-Zwłaszcza jak się wkurzy-dodał rozbawiony Edmund, posyłając Caspianowi porozumiewawcze spojrzenie.

-Skoro tak mówisz, to bezpieczniej jej nie denerwować-odrzekł Caspian również przyjmując lekko prześmiewczy ton jej brata.

-Dokładnie tak, mój książę-odrzekła udając urażoną.

Przez tą rozmowę, Susan nawet nie zauważyła, że zbliżyli się do ogromnego, porośniętego mchen kopca. To zapewne był cel ich wędrówki.
Jej przypuszczenie zostało potwierdzone.

-Przed nami Kopiec Aslana!-zawołał Zuchon odwracając się w tył.

Witam!
No to trzeci rozdzialik do Waszej dyspozycji. :)
Dawajcie znać w komentarzach co o nim sądzicie.
Bayoo

Narnia: Historia o rogu i obietnicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz