Epilog

10.5K 478 2.7K
                                    

Chciałam tylko dać znać, że rozdział ma prawie 8 tysięcy słów! To prawdopodobnie najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam. 

Dwa lata później..

Kwiecień, 2018.

Zaśmiał się na widok prawie biegnącej Eleanor z wózkiem przed sobą, torebką niedbale przewieszoną przez ramię i Williamem mającym z tego całkiem niezły ubaw sądząc po jego donośnym, dziecięcym śmiechu.

- Wszystkie rzeczy masz pod wózkiem. - poinformowała, próbując opanować wpadające w oczy włosy.

Pokiwał głową, przejmując wózek z chłopcem w środku.

- Leć już, poradzimy sobie. - zapewnił. - Pójdziemy na plac zabaw.

- Kocham Cię! - ucałowała z radości jego czoło i nie zwlekając, pobiegła w bliżej nieokreślonym kierunku.

Pokręcił głową, zastanawiając się kiedy ta należąca do Eleanor odpadnie przez ilość spraw, które w ostatnim czasie miała na głowie. Zaledwie trzy miesiące wcześniej po rozstaniu z Brianem postanowiła przenieść się do Londynu stawiając wszystko na jedną kartę. W mniej niż tydzień znalazła pracę, wynajęła mieszkanie, a teraz starała się o kredyt na kupno lokalu w którym chciała urządzić biuro i zacząć spełniać marzenia dotyczące projektowania ubrań, co od kiedy tylko pamiętał było jej wielką pasją. Dlatego, gdy zadzwoniła piętnaście minut temu informując go, że w ostatniej chwili przypomniała sobie o cholernym spotkaniu w banku wręcz błagając, by zajął się przez ten czas Williamem, zgodził się bez żadnego problemu. Był swoim własnym szefem w swojej własnej firmie projektującej wnętrza, więc urwanie się z pracy w środku dnia nie stanowiło aż takiego problemu.

Kiedy Eleanor zniknęła z horyzontu, ukucnął tuż przy wózku, pstrykając blondynka w nos.

- Cześć, parówko.

- Ujek LouLou. - zaśmiał się, unosząc rączki, więc wyciągnął go z wózka, opierając na swoim biodrze.

- Mamusia ma coś ważnego do załatwienia, więc co myślisz o pójściu na plac zabaw? - zapytał.

Wiedział, że chłopczyk za wiele nie zrozumie z jego gadaniny, ale najwyraźniej doskonale zdawał sobie sprawę z tego czym jest plac zabaw, bo na te słowa jego duże, zielone tęczówki zabłyszczały. Przez chwilę zawiesił się na nich, ale w momencie w którym dostał z małej piąstki prosto w nos, powrócił do rzeczywistości.

- Ałć.

Nie zwlekając dłużej, skierował wózek w stronę parku z placem zabaw. W ostatnich trzech miesiącach już nie raz pomagał Eleanor w sytuacjach kryzysowych podczas których zabierał małego na plac zabaw oddalony jakieś dziesięć minut spacerem od miejsca w którym byli.

- Zabrałbym Cię na lody, ale podejrzewam, że Twoja mamusia nie byłaby z tego zadowolona. - parsknął, wyobrażając sobie minę Eleanor gdyby dowiedziała się, że zabrał jej syna początkiem kwietnia na lody. - Zakładam, że masz w tym wózku jakieś biszkopty albo paluszki, hm? - spojrzał na malca, ale ten był zbyt zajęty bawieniem się jego policzkami, by zwrócić uwagę na to, co do niego mówił. - Ta.. za wiele to nie pogadamy, co?

- Ujek. - odezwał się, prawie wkładając mu palec do oka.

- Wujek, wujek. - przytaknął. - Wiesz, musimy powiedzieć Twojej mamie, że ten wózek jest kompletnie do dupy.

- Dupy! - krzyknął radośnie, przywołując na ich dwójkę kilka niezbyt przychylnych spojrzeń.

- Jak to jest, że dzieci zawsze wyłapują słowa, których nie powinny używać? - zastanawiał się na głos. - Cóż, lepiej nie mów tak przy swojej mamie.

You're still the oneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz