Zamiary są wiatrem, kiedy nie idą z wykonaniem w parze
William Shakespeare – MakbetJakże nudno było tam na górze. Przynajmniej dla niego.
Znudzone spojrzenie, które rzucał od czasu do czasu, licząc, że coś może przykuje jego uwagę. Tak jednak nie było, a on tylko powracał do monotonnego siedzenia na swoim wielkim krześle.
W ręce spoczywała mała buteleczka, z proszkiem przypominającym brokat, obracana na różne strony, tylko po to by jakkolwiek złagodzić jego wieczną nudność. Leniwe westchnięcia i przymknięcia oczu, od razu podążane za nie miłym uczuciem zmęczenia. Miał dosyć tego.
Na wszystkie niebiosa, przecież był Bogiem, kimś kto powinien mieć zajęć po czubek swojego nosa. Zwłaszcza, że on sam należał do tych jednych z najwyżej postawionych, wywodząc się od samego Zeusa.
"Mój kochany kuzynie, czyżbyś znowu męczył się z nudą?" Szarowłosy prychnął, zbawiając ręką, starszego od niego Bruneta o prawie czarnych włosach.
"Nie musisz znowu się upić, czy co ty tam robisz." Uśmiechnął się zwycięsko słysząc ciche przekleństwo obok siebie. Obrócił się na swoim krześle wreszcie obdarzając spojrzeniem nowoprzybytego. "Co prawda choć chciałbym byś przychodził tu tylko by mnie podziwiać, twoja wizyta na pewno coś za sobą niesie, prawda Dionizosie?"
Ciemnowłosy odetchnął, wypuszczając powietrze, które nazbierało się od powstrzymywania słów, które mógłby przypadkiem wypowiedzieć. Przejechał ręką po swoich puszystych włosach, po czym przybliżył się do małego stoliczka i jednym ruchem wziął niedopite wino.
"Wielka Hera oczekuje twojego przybycia w najbliższym czasie." Oznajmił, opierając się o szklany stół prawie się z niego ześlizgując. Młody Bóg podniósł brew, prostując się na krześle. "Ta stara kurwa nadal traktuje mnie, jak jakiegoś psa."
"Wiesz może co jest powodem jej nagłej prośby, o ile się nie mylę nasz Aresik to jej ukochany synek." Skomentował z przekąsem, dostając w zamian, gorzki śmiech swojego towarzysza.
"Czy to ważne? Pewnie chce by odpoczął po podróży, wiesz jak przewrażliwiona jest na jego punkcie." Bąknął, przewracając oczami. "Byłbym wstanie nawet rzec, że ta poprosiła morfeusza o sen dla naszego biednego kuzyna."
"Tego zadufanego w sobie przydupasa? Ostatni raz widziałem go przy Zeusie i nawet wtedy jedyne co robił to patrzył się na swoje odbicie w kielichu, samego ojca." Założył ramie na ramie, po czym kolejny raz upił trunek, tym razem z samej butli lekko się przy tym brudząc, fioletowawym napojem. "Nadal nie rozumiem tego, jak taki ktoś może być odpowiedzialny za największe pragnienia. Widziałeś jak wysyłał buziaka do lustra?! Do lustra, rozumiesz to?"
Szarowłosy westchnął, wstając z swojego dużego, czerwono srebrnego, krzesła. Podszedł do końca swojej komnaty spoglądając na panoramę przed nim, od razu rozpływając się w codziennym dla niego, już powoli denny widokiem. Za jego plecami tylko słyszał nieprzyjemne komentarze towarzysza, głównie mówiące o opinii co do innych Bogów.
CZYTASZ
íncredíble creatíon ✫ Kim Taehyung ✫
Fanfictionfᥲᥒfιᥴtιoᥒ ! ❝W świecie, gdzie nikt nie wie kto jest komu podległy, on zakochał się w zakazanym kwiecie. Miał zerwać jego piękne listki, pozbawiając go życia, na końcu upadając w uczuciu, którego nie mógł przezwyciężyć ❞ 𝐍𝐢𝐠𝐝𝐲 𝐧𝐢𝐞 𝐩𝐨𝐦𝐲ś�...