Rozdział Czwarty

212 21 0
                                    

Nim dotarłam na miejsce spotkania z Sasorim , uświadomiłam sobie , że poza charakterystyczną blizną ciekawi mnie wiele innych spraw. Trudno wyczuć, skąd ją miał, lecz najwyraźniej się tym nie przejmował, więc chciałam wiedzieć, jak się uporał z problemem. Podejrzewam, że ja nie dała bym sobie rady z takim problemem, choć to pewnie oznacza, że jestem dość płytka. Zadawałam sobie również pytanie, ja Sasori skończył życie i stał się duchem. Wydawało się mało prawdopodobne, żeby utonął w jeziorze, odwiedzanym przez tylu ludzi. Na razie wolałam nie zadawać trudnych pytań, żeby go nie spłoszyć.
       - Jak długo tu jesteś? - zagadnęłam postać opartą o kamienną balustradę.
        Uparcie odwracałam wzrok od przepływających łódek, żeby nie powróciły wczorajsze wspomnienia. Sasori unosił się metr nad wodą, tak żeby nasze głowy były na tym samym poziomie. Wiedział już, że duchy nie podlegają prawu grawitacji.
         - Kilka miesięcy. Tak mi się wydaje. Szczerze mówiąc, straciłem poczucie czasu.
         Wcale mu się nie dziwiłam. Dość często sama budzę się, nie wiedząc, jaki mamy dzień, wystarczy jednak włączyć telewizor lub radio, żeby się tego dowiedzieć. Sasori tkwiący nad jeziorem nie miał dostępu do rzecz, które dla przeciętnych nastolatków są w zasięgu ręki. Pewnie oddały by wszystko za smartfona.
         - Mogę zapytać, ile masz lat?
         - Szesnaście - odpowiedział chętnie, ale w jego oczach dostrzegłam dziwny błysk, jakby nie był ze mną zupełnie szczery. Ten blask trwał ułamek sekundy, więc nie miałam szansy, żeby wyczuć, o co chodzi. Nie miałam pojęcia, dlaczego miałby kłamać, więc machnęłam na to ręką, ponieważ chciałam go wypytać o inne, ciekawsze dla mnie sprawy. Problem w tym, że nie wiedziałam, jak to zrobić, żeby nie wyjść na wścibską pannicę.
         - Masz pewnie mnóstwo pytań, więc zacznijmy od tego, że powiem kilka słów o sobie. - Sasori zlitował się nade mną i rozwiązał problem. - Umarłem na skutek wypadku i to była wyłącznie moja moja wina, bo zachowałem się jak kretyn. Blizna nie ma nic z nimi wspólnego. Dorobiłem się jej sześć lat temu. Wtedy również miałem wypadek z powodu wyjątkowo idiotycznego wybryku, który przebiła dopiero moja ostatnia akcja - odpowiadał spokojnie. Potem uśmiechnął się smutno. - Z tego wniosek, że: a) wypadki chodzą po ludziach, mnie zaś przydarzają się częściej niż innym; b) głupek ze mnie.
        Zachichotałam mimo woli.
       - Dwa wypadki w ciągu szesnastu lat to niezły wynik.
         Wzruszył ramionami i spoważniał.
        - Chyba tak. Problem w tym, że ten ostatni kosztował mnie życie.
        Nie znalazłam na te słowa sensownej odpowiedzi. Byłam przekonana, że Sasori poświęcił wiele godzin na rozmyślania o ciągu zdarzeń, który doprowadził do jego śmierci, i żałował gorzko swego postępowania. W zborze spirytystów nauczyłam się jednak, że nie warto tego  wałkować i zastanawiać się, co by było, gdyby ... Po prostu czasami przedwcześnie wypada się z gry. I tyle.
           Odwróciła wzrok i nagle spostrzegłam kilka wyschniętych bukietów przywiązanych do balustrady mostu. Uświadomiłam sobie, że były przeznaczone dla Sasoriego, i jeszcze bardziej posmutniałam.
         - Mogę ci jakoś pomóc? - zapytałam.
         - W czym konkretnie?
        Zacisnęłam ramiona wokół talii, myśląc o tym, co moja ciotka robi dla duchów w zborze spirytystów.
          - Bo ja wiem? Mogłabym ci książkę albo laptop.
           Sasori nagle się ożywił.
        - Chętnie dowiedziałbym się, co słychać w samochodowej formule jeden. Mam spore zaległości. Ominęło mnie kilka fajnych wyścigów.
         - Poszukam czasopism o autach. - W wyobraźni przeskanowałam gazetki, którymi zarzucono był nasz domowy stół. Żadnych samochodowych periodyków. Daremnie próbowałabym wypytywać o szybkie auta Dana, który nie przekraczał nigdy limitów prędkości. Raz jeden mknął jak wiatr, gdy jego nissan mikra wpadł w poślizg na śniegu.
       - Świetny pomysł. - Sasori się uśmiechnął. - Dzięki.
     Ja też się rozpromieniłam i znów uderzyło mnie, że mimo blizny jest niesłychanie przystojny. Tak się na niej skupiłam, że przestałam myśleć o jego atutach. Kiedy przejrzałam się mu z bliska, oczy ma brązowe jak mleczna czekolada. Miał czerwone włosy. Gęste brwi były tej samej barwy co włosy. W lewym uchu nosił diamentowy kolczyk. Mogłabym się założyć, że nim umarł, stale musiał się  oganiać od dziewczyn.
        - Dobra, jutro tu wrócę. Jeśli chcesz, możemy pójść na spacer.
         Wyjątkowo kiepska była ta moja odzywka. Sasori obrzucił mnie badawczym spojrzeniem.
           - Zgoda. Umawiamy się tak: pomożesz mi nadrobić zaległości w wynikach formuły jeden, a w zamian za to możesz pytać o wszystko.
           - Cwaniak z ciebie - powiedziałam, krzyżując ramiona na piersi. - Przed chwilą obiecałeś mi powiedzieć, skąd masz bliznę.
             - Nie. Powiedziałem tylko, że możesz zapytać. Mnie to nie rusza - przypomniał. - Skoro naprawdę chcesz wiedzieć, muszę uprzedzić, że to straszny obciach. Uduszę cię, jeśli zaczniesz chichotać.
      Przygryzłam usta, powstrzymując uśmiech.
         - Przyrzekam zachować powagę.
         - Dobra - odparł ponuro, jakby z tym uduszeniem wcale nie żartował. Patrzył mi prosto w oczy i znów dostrzegłam w nich osobliwy błysk. Nagle uświadomiłam sobie, jak bardzo jest samotny. - Spotkajmy się tu jutro o tej samej porze, zgoda?
         Kiwnęłam głową, wdzięczna losowi, że mam teraz ferie wiosenne i sporo wolnego czasu.
             - Umowa stoi. - Spojrzałam na długie cienie wokół nas. - Muszę już iść. Wkrótce zrobi się ciemno.
            - Aha - mruknął, a potem dodał z uśmiechem: - Nie chciałbym, żebyś źle mnie zrozumiała, ale naprawdę cieszę się,że wczoraj wypadłaś z łódki.
           - Ja też, ale podtopienia chętnie bym sobie darowała.
           - Pewnie. Do zobaczenia jutro, zgoda? - spytał pogodnie.
           - Tak. Cześć, Sasori.
Byłam w połowie drogi do stacji metra Hachiko, gdy uświadomiłam sobie, że bezwiednie się uśmiecham. Cieszyłam się, że poznałam Sasoriego, choć mogłoby to nastąpić w przyjemniejszych okolicznościach. Schodząc w dół, pomyślałam, że moje życie staje się coraz ciekawsze.

Zakochany DuchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz