Loren
- Enzo? - Złotowłosy wyciągnął swoje małe ręce w stronę kołyszącego się na wietrze hamaka, przewieszonego między dwoma wysokimi drzewami, które rzucały cień na leżącego na nim ciemnowłosego chłopca. Jego twarz przykryta była słomianym kapeluszem, spod którego wystawały przydługie, trącane wietrzykiem włosy, a książka, która nie zdołała go uwięzić między słowami, leżała na jego unoszącej się spokojnie piersi, wznosząc się wraz z nią, jak na tafli kołyszącego się morza. Nogi miał skrzyżowane w kostkach, a bose stopy, po których wędrowała zagubiona mrówka, wsparte o chropowatą korę drzewa. - Loren. - Sześciolatek pociągnął za krawędź ulubionej, nieco spranej i zdecydowanie za dużej koszuli brata, a gdy to nie poskutkowało, podskoczył na palcach i udało mu się złapać rąbek kapelusza, odsłaniając twarz drzemiącego. Na czole pojawiły się łagodne zmarszczki, sklejone drzemką powieki zacisnęły się mocniej, aby chwilę później odsłonić ciepłe tęczówki oraz zwężające się pod brutalnym światłem czarne źrenice.
- Milo... - mruknął, przecierając oko i rozglądając się na boki w sennej dezorientacji. - Co się dzieje? - Podniósł się, tak, aby głowa zajęła pozycję wyższą niż stopy i mrużąc powieki, dojrzał w oddali czubek głowy przemieszczający się szybko po łące oraz długie, brązowe włosy powiewające na wietrze. Promień słońca przedarł się przez mozaikę liści drzew i zaatakował jego oko. Skrzywił się brzydko i schylił głowę, patrząc w zielonkawe, bystre oczy.
- Mogę? - Zielonooki ostentacyjnie poruszył wyciągniętymi palcami. Starszy uśmiechnął się, złapał go pod ramiona i wciągnął na górę, układając przy sobie. - Co czytasz? - Podniósł książkę z twardą oprawką, która mieściła setkę stron zapełnionych dziesiątkami przepisów oraz ich historią, i pogładził palcami ciemną, matową okładkę, kolorem mogącą zlać się z korą drzewa.
- To od dziadka – Ciemnowłosy otworzył stronice, próbując odnaleźć miejsce, w którym skończył czytać, zanim uśpiły go delikatne podmuchy wiatru i przygrywające mu szelest liści, ćwierkanie ptaków, buszujących w koronie drzewa, cicha muzyka grająca w radiu, a także dobiegający z daleka śmiech Camille, która jak postrzelona latała po polach, zbierając – albo deptając – polne kwiaty oraz podkradając winogrona ze skraju winogronowych rzędów.
- Ugotujesz mi coś? - Młodszy zagłębił swe małe palce w brązowe fale włosów brata i wyszczerzył się szeroko, odsłaniając urzekający brak dwóch jedynek. Starszy, bez wątpienia urzeczony tym wybrakowaniem, przymknął jedno oko i jedynie leniwie podrapał się stopą po łydce, dając młodszemu nieme pozwolenie na targanie jego fryzury, której i tak nie poświęcał nigdy zbyt wiele czasu.
- Jak wyrosną ci zęby – odparł z krzywym uśmiechem i w odpowiedzi poczochrał gładkie, złote włosy. Zielone oczy nagle zostały przysłonięte powiekami, kąciki ust zmieniły kierunek, głowa opuszczona na większe ramię, a ręka owinięta wokół niego. Loren pomachał dłonią w powietrzu, odpędzając małą muszkę, która tylko odwiedziła go w drodze do ogryzka wyrzuconego wcześniej w trawę. Uniósł się jeszcze wyżej i ściągnął brwi. - Ej, no, żartowałem. Moje umiejętności kulinarne są na razie do d... To znaczy, są na zbyt niskim poziomie, nie gotuję jeszcze tak dobrze...
YOU ARE READING
Zabójca i niewolnik
Historia CortaLoren od lat zajmuje się zabijaniem na zlecenie. Od dłuższego czasu jednak męczy go monotonność - coraz mniej rzeczy jest w stanie go zaskoczyć i coraz mniej wzbudza w nim jakiekolwiek emocje. Pewnego dnia, podczas jednego ze zleceń poznaje chłopak...