2

33 5 0
                                    

Trzy tygodnie później
- Pomocy! Proszę pomóżcie! - na oddział wbiegł mężczyzna z dziewczynką na rękach. Jego biała koszula była cała zakrwawiona krwią dziewczynki. Szybko do niego podbiegłam. Razem z moją podopieczną Choi Yuju, przyjaciółką Sinb.
- Prosze się uspokoić. Yuju, idziemy na salę.
- Tak jest!
Dizewczyna otworzyła mi drzwi kiedy wniosłam dziewczynkę i delikatnie ułożyłam na łóżku szpitalnym.
- Ratujcie ją prosze!!
- Proszę go wyprowadzić. - powiedziałam do pielęgniarek, szybko wykonały polecenie i wróciły do łóżka.
- Sprawdzcie puls. Yuju przynieś likornitynę, 10 mg.
- Tak jest!
- Puls 60 na 40! Pani doktor!
- Szlag... glicyneryna, 25 mg. Natychmiast!
- Akcja serca zatrzymana! - zawołała pielęgniarka.
- Prąd, JUŻ! - rozkazałam. Rozmasowałam płyn i przyłożyłam urządzenie do ciała. Po dwóch minutach westchnęłam.
- Koniec. Minuta ciszy.
- Nie! Nie możemy tego przerwać! Ona się obudzi! - krzyknęła Yuju, zaczęła uciskać jej klatkę piersiową.
- Hej... dr. Choi... dr. Choi to koniec. - odepchnęłam zapłakaną dziewczynę.
- Czas zgonu: 15:46, oczyście ją, przyprowadze ojca.
- Co z ciebie za potwór!? - Yuju mnie pchnęła.
- Dr. Choi, prosze się uspokoić...
- Nie masz serca ty potworze! - zakryła usta i wybiegła. Westchnęłam.
- Oczyście ją.
- Tak jest.
Wyszłam do mężczyzny, który wręcz załamywał ręce.
- Pan przyszedł z tą dziewczynką? - spytałam łagodnie.
- Tak, tak, tak. Powiedzcie mi że z nią wszystko dobrze, błagam!
- Przykro mi, straciła mnóstwo krwi, mózg i serce odmówiły posłuszeństwa, nie daliśmy rady jej ocalić.
- Nie, nie, nie... proszę nie... zapłacę wam, oddam swoje serce i mózg tylko ją uratujcie! Błagam! - zaczął mną trząść za ramiona.
- Przykro mi z powodu pana straty.
Mężczyzna osunął sie na kolana. Uklękłam przy nim i poklepałam po ramieniu.
- M..moge ją...zobaczyć? Moge zobaczyć m..m..moją cór..córeczke ostani raz? - zaszlochał. Skinęłam głową i pokierowałam go do jej łóżka.

Yerin
- Dyrektorze. Niech pan da Choi Yuju jutro wolne. Była przy swojej pierwszej śmierci. - powiedziałam do słuchawki.
- Dobrze. Już sie za to biorę.
- Dziękuję.
Rozłączyłam się. Do kawiarni weszła Sinb i Eunha. Obydwie się bardzo zaprzyjaźniły. Zauważyły że siedzę samotnie więc się do mnie dosiadły.
- Co tam Yerin ah? - spytała Eunha, Sinb tylko cicho się przywitała.
- Kiepsko. Dałam twojej koleżance wolne na jutro. - powiedziałam do Sinb. Zaskoczona uniosła brew.
- Czemu? Zrobiła coś nie tak? - spytała. Pokręciłam głową.
- Zaliczyła swoją pierwszą śmierć.
Eunha i Sinb wpatrywały sie we mnie intensywnie.
- No co?
- Gdzie ona jest? - spytała Sinb.
- Poszła do domu z Umji ssi.
Sinb skinęła głową. Eunha mruknęła zmartwiona.
- A ty? - spytała. Unikałam jej spojrzenia, co obydwie zauważyły.
- Yerin... nie mów że weźmiesz drugą zmianę... - mruknęła Eunha. Westchnęłam.
- Drugą? Dopiero skończyłaś 36 godzinną, prawda? - spytała Sinb
Skinęłam głową. Obie zmarszczyły brwi pod moim adresem. Nagle Eunha zwróciła się do stażystki.
- Skończyłaś na dzisiaj, prawda?
Sinb skinęła głową.
- Pojedziesz z Yerin do jej domu?
- Huh!? - obie byłyśmy co najmniej zdziwione prośbą Eunhy.
- Nie chcę żeby brała kolejną zmiane, a zawsze tak robi kiedy cos takiego sie dzieje. Dopilnuj żeby zasnęła i zjadła coś porządnego, ok? - powiedziała Eunha do Sinb. Stażystka mruknęła coś na zgodę i rzuciła mi nieco chłodne spojrzenie. Westchnęłam i wziełam torbę. Obie spojrzały na mnie wyczekująco.
- Eunha, wiem że się troszczysz i wgl... ale nie będę zmuszać Sinb do opieki nade mną, więc lepiej...
- Ok. - przerwała mi Sinb patrząc mi prosto w oczy - Pojedziemy do ciebie.
Zabrakło mi słów. Zawsze jak ją zapraszałam na kawę czy lunch, dziewczyna odmawiała i cały czas była zdystansowana w stosunku do mnie. A teraz Eunha ją poprosiła i od razu sie zgodziła? Moje myśli były lekko pogmatwane.
Nawet przeszło mi przez myśl, że mają romans.
- Idziemy? - spytała mnie stażystka. Pokiwałam głową i usłyszałam chichot Eunhy, zerknęłam na nią a ona puściła mi oczko.
Wyszłyśmy ze szpitala i dotarłyśmy na parking. Wskazałam Sinb na moje srebne bmw i zachichotałam gdy jej szczena opadła. Otworzyłam jej drzwi i zamknęłam gdy weszła do samochodu. Usiadłam na miejscu kierowcy i gładko wyjechałam ze szpitalnego parkingu.
- Więc... czemu sie zgodziłaś? - spytałam przerywając niezręczną ciszę. Sinb oderwała spojrzenie od widoku za szybą i zerkneła na mnie.
- Nie wiem. Nie chciałam sie na to godzić, ale nie chcę też żebyś się zapracowała na śmierć.- wyjaśniła. Skinęłam głową i skupiłam się na drodze.
- Sinb ssi - odezwałam się.
- Tak?
- Masz coś przeciwko żebyśmy skoczyły do jakiejś knajpy? Jestem głodna a u mnie w chacie pusto.
- Okay.
Zjechałam na pobliskim skrzyżowaniu i zaparkowałam. Sinb wyszła za mną i weszłyśmy do tajskiej knajpy. Zamówiłyśmy sobie dania na wynos i czekałyśmy na ich przybycie kiedy nagle, znikąd pojawiła się przedemną piłka bejsbolowa i uderzyła mnie w sam środek ust. Przeklnęłam i zakryłam usta czując że z ust zaczyna mi spływać krew.

Sinb
- O matko! Yerin ssi? - poklepałam zgiętą w pół dziewczynę po ramieniu.
- Ojej przepraszam bardzo! Nic pani nie jest? - zapytała starsza pani z dzieckiem które miało na sobie rękawicę bejsbolową i pewnie to ono rzuciło tą piłkę.
- Wszystko wporządku! Lekko zapiekło i tyle! - powiedziała Yerin zakrywając usta dłonią. Kobieta przeprosiła raz jeszcze i wyszła z knajpki.
- Nic ci nie jest? - spytałam.
- Jest okay, Sinb ssi! Pozwolisz że przejdę się do łazienki.
Nie skinęłam nawet głową gdy jej już nie było.
Dostałam od sprzedawcy nasze zamówienia i poczułam stukanie w ramię. Yerin uśmiechnęła się do mnie czule. Zauważyłam rozcięcie na jej ustach, dosyć mocne. W ciszy wsiadłyśmy do samochodu Yerin i ruszyłyśmy w drogę. Po chwili musiałam zbierać szczękę z ziemi.
- Mieszkasz tu? W tym bloku? - zapytałam.
- No a co? - odpowiedziała
- Ja też... - mruknęłam, czy to los sobie z nami pogrywa dzisiaj czy co?
- O! Na którym piętrze? Odprowadze Cię.
- Na 6. Mieszkanie nr 17.
- Je mieszkam na 8. Numer 24.- powiedziała zadowolona. Mruknęłam coś niezrozumiale i weszłam do windy.
- Powiedz... Sinb ssi. Chciałabyś się ze mną umówić? - usłyszałam. Zszokowana wbiłam wzrok w nią wzrok.
- Jak to: umówić? - spytałam. Yerin posłała mi uśmiech odprowadzając mnie pod same drzwi mojego mieszkania.
- Na randkę.
Odwróciłam się do niej.
- Wybacz Yerin ssi. Nie jestem narazie zainteresowana randkowaniem, w dodatku nie lubię dziewczyn w ten sposób. - wyjaśniłam łagodnie. Yerin uśmiechnęła się.
- Nie musisz lubić innych dziewczyn, wystarczy że mnie bedziesz lubić. I szczerze to randkowanie ze mną nie jest odczuwalne bo dużo pracuję. - powiedziała. Westchnęłam.
- Yerin ssi...
- Wystarczy Yerin. Nie lubie formalności. - przerwała mi.
- Yerin unnie - mruknęłam - Proszę żebyś nie robiła se nadziei. Nie jestem tobą zainteresowana.
- To sprawię, że bedziesz. - uśmiech nie opuszczał twarzy chirurga.
- Nie słuchasz mnie, Yerin unnie.
- Ależ słucham. Jestem świetna w słuchaniu.
- Gdybyś mnie słuchała to byś się tak nie upierała! - podniosłam głos. W oczach Yerin zauważyłam lekkie zaskoczenie, ale wciąż się uśmiechała.
- Upieram się bo cię kocham, Sinb ah. Pokażę ci że jestem warta tego by się z tobą spotykać!
- Ciekawe jak szybko podniósł ci sie humor po dzisiejszym dniu... - powiedziałam sarkastycznie. Zauważyłam błysk bólu w jej oczach i zrozumiałam że Yerin kryje to co czuje pod maską uśmiechu. Pożałowałam tego co powiedziałam.
- Tak... szybko... - mruknęła Yerin opuszczając wzrok na podłogę - No nic, zostawie Cię tutaj. Ale wciąż bede próbować ci pokazać że na ciebie zasługuję i kocham Cię z całego serca.
Powiedziała to z uśmiechem i wskazała mi że mam wejść do mieszkania. Wpisałam kod i otworzyłam drzwi. Zerknęłam na nią kątem oka, wciąż stała i czekała aż wejdę i zamknę drzwi.
- Przepraszam. - powiedziałam i juz miałam zamknąć drzwi.
- Sinb ah. - spojrzałam na nią. Wręczyła mi kartkę.
- To mój numer. Dzwoń w razie gdybyś czegoś potrzebowała.
Odwróciła się i odeszła. Zamknęłam drzwi za sobą i wpatrywałam się chwilę w karteczkę w mojej dłoni. Schowałam ją w kieszeni kurtki.

SINRIN NEW STORYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz