I

345 16 4
                                    

Wysoka, piegowata blondynka o granatowych oczach siedziała na parapecie swojej sypialni, patrząc na krople deszczu spływające po szybie. Rozmyślała. To było jej ulubione zajęcie. Ulubione i w zasadzie jedyne.

Nagle do małego, skromnego pokoiku na poddaszu domu państwa Wergilsonów energicznie wkroczyła kobieta w średnim wieku.

– Moja droga, dzwoniłam przed chwilą do twojej cioci, Rose – oznajmiła swojej córce.

– No i? – odpowiedziała dziewczyna, niezbyt zainteresowana tym, co miała jej do powiedzenia matka.

– Powiedziała, że na wakacje możesz przyjechać do jej kurortu.

– Wyjdź stąd – syknęła nastolatka, wiedząc już, co planuje kobieta.

Rose Wergilson była właścicielką górskiego kurortu w Tybecie. Rzadko widywała się ze swoją rodziną, zamieszkałą w Anglii. Jej siostra bardzo jednak pragnęła wysłać córkę na wakacje do posiadłości jej ciotki, nie akceptując braku entuzjazmu ze strony dziewczyny.

– Pozwól mi dokończyć! – zawołała. – Uważam, że to byłby bardzo dobry pomysł. Ostatnio doświadczyłaś wielu stresujących chwil i przydałby ci się odpoczynek. Przy okazji mogłabyś nauczyć się czegoś nowego, pozwiedzać, może kogoś poznać... To świetna propozycja dla nastolatki takiej, jak ty, Skyler. Młodzi ludzie powinni przeżywać przygody, a nie siedzieć ciągle w swoim pokoju i gapić się w okno. Poza tym, musisz troszeczkę się usamodzielnić: masz siedemnaście lat i już wkrótce czeka cię rozpoczęcie poważnego życia.

– Twoim zdaniem moje życie do tej pory nie było poważne?! – warknęła dziewczyna, zeskakując z parapetu. – Uważasz, że to wszystko, co mnie spotkało, to nic?! Sama powinnaś najlepiej wiedzieć o tym, jak ciężko mi się usamodzielnić! W ogóle mnie nie rozumiesz!

To już na dobre zamknęło buzię pani Wergilson. Wychodząc z pokoju, powiedziała tylko:

– Zastanów się nad tym. Dobrze jest czasem zrobić coś tylko i wyłącznie dla własnego szczęścia, wiesz?

– Moje szczęście już nie istnieje – wyszeptała Skyler, ale matka już tego nie usłyszała.

„Chce, żebym wyniosła się do jakiegoś kurortu w Himalajach? Cóż, skoro tak bardzo nie lubi swojej córki, to proszę bardzo – wyniosę się. Gdzieś bliżej, ale na własną rękę" – pomyślała dziewczyna, po czym podeszła do dwudrzwiowej szafy wykonanej z jasnego drewna. Otworzyła ją i spojrzała z wahaniem na kilka żyletek, które leżały na jednej z półek, zwykle przykryte starym swetrem, który ostatnio gdzieś zniknął. „Nie. Dzisiaj tego nie zrobię". Rozejrzała się i zobaczyła miętową, wiosenną kurtkę. Nie nosiła jej już, bo przypominała jej z lekka ból dawnych dni. Niestety, jeśli planowała uciec, to tylko w niej. Bo w niej rozpoczęła swoje nieszczęście i w niej chce zyskać radość. Wyjęła ją z szafy. Następnie włożyła swoje czarne Conversy, dość zniszczone, ale nie dbała o to. Do reklamówki z H&M zapakowała najpotrzebniejsze rzeczy i trochę pieniędzy, po czym zeszła na parter, zakładając kurtkę. Zajrzała do salonu. Było tak, jak przypuszczała – matka zasnęła w trakcie oglądania swojej ulubionej telenoweli. To umożliwiło jej ucieczkę.

Wyszła z domu. Londyn był tego dnia bardzo zachmurzony i deszczowy. Nie pamiętała dnia, w którym pogoda byłaby inna. Zawsze, ale to zawsze – nawet wtedy, kiedy świeciło słońce – w swojej głowie słyszała głośne dudnienie kropel deszczu.

Skyler szła chodnikiem, za jedyną ochronę przed deszczem mając trochę przymały, miętowy kaptur. Wtem dostrzegła trójkę nastolatek, skrytych pod parasolkami w neonowych kolorach. Wszystkie poubierane były w modne, drogie ubrania. Plotkowały, śmiejąc się i pokazując sobie nawzajem coś na telefonach.

Lilly Henderson i jej ekipa. Cholera.

– Hej, patrzcie, kogo my tu mamy! – rzuciła jedna z dziewczyn, kiedy zatrzymały się naprzeciwko siedemnastolatki. – Gdzie idziesz? Do lumpeksu? A może do swojego chłopaka, Roya McQuinna? – dodała. Cała trójka wybuchnęła śmiechem.

– Nie mam teraz czasu na wasze głupoty – oznajmiła Skyler, po czym wyminęła dziewczyny. Westchnęła. Roy McQuinn... Nie rozmawiała z nim od tak dawna, że on zapewne już zapomniał o jej istnieniu. To przykre, że czasem najlepiej znana i najmocniej kochana przez nas osoba potrafi w niedługim czasie stać się kimś zupełnie obcym.

Dziewczyna zmierzała w stronę eleganckich wieżowców na Thames Street. Nie czuła się dobrze w tych stronach, bo to tutaj mieszkała większość jej szkolnych prześladowców. Była tam jednak jedna droga jej osoba, którą chciała odwiedzić.

Nagle Skyler zatrzymała się. Była już przed apartamentowcem, do którego zmierzała. Przeszył ją dreszcz.

„Nigdy cię nie lubiłam. Nie wiem, jakim cudem jeszcze jesteś moją przyjaciółką". „Roy McQuinn jest pedałem, pogódź się z tym". „Beze mnie jesteś nikim". „Już cię nie lubię. Cassandra jest moją nową najlepszą przyjaciółką".

Dziewczyna poczuła się, jakby ktoś wylał jej na głowę wiadro zimnej wody.

Mindy nie była jej prawdziwą przyjaciółką. Przez większość czasu miała ją całkowicie gdzieś, no chyba, że czegoś akurat chciała. Jakieś dziesięć miesięcy temu – kiedy rozpoczęła  się szkoła średnia – zaczęła zachowywać się okropnie. Skyler wielokrotnie słyszała, jak jej domniemana „przyjaciółka" obgaduje ją z innymi dziewczynami z klasy. Często rozpowiadała im różne pikantne szczególiki z życia panny Wergilson. Nawet takie, które miały być tajemnicą. Przyjaźń Skyler i Mindy już powoli przechodziła do historii. Mimo to jednak dziewczyna miała pewną tendencję do polegania na pannie Morell. Często, gdy była mocno załamana, okłamywała samą siebie, myśląc: „przynajmniej mam najlepszą przyjaciółkę, której mogę powierzyć każde moje zmartwienie, a ona nigdy mnie nie wyśmieje". To oczywiście nie była prawda, jednak ciężko było zaakceptować to, że bliskość tej dwójki po prostu zniknęła.

Teraz też. Teraz Skyler też chciała do niej uciec, mimo, że wiedziała przecież, że ciągnięcie tej przyjaźni w nieskończoność nie ma najmniejszego sensu. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie zazna długo wyczekiwanego szczęścia, jeśli nie odetnie się od fałszywych znajomych. Mimo to nie miała odwagi. Nie miała odwagi być sama.

Nagle usłyszała sygnał informujący, że dostała SMS-a. Szybko wygrzebała swój telefon z kieszeni spodni, po czym spojrzała na wyświetlacz.

Mindy: Hej, widzę cię z mojego okna. Chcesz wejść czy będziesz tak sterczeć do końca dnia? :D

Skyler skierowała swój wzrok ku górze. W jednym z okien budynku dostrzegła wesoło machającą do niej Mindy z telefonem w ręce. W tym momencie w pannie Wergilson coś pękło. Poczuła niewyobrażalną wręcz złość, ale i wolność. Miała ochotę uciekać, niczym nieograniczona, aż w końcu znajdzie się daleko od tego miasta i wszystkich ludzi na tym świecie.

Postanowiła to zrobić. Odwróciła się od wieżowca i pobiegła przed siebie, szybko, ile sił w nogach, choćby miało ją to ranić.

SkylerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz