[1]

826 37 11
                                    

Doskonale pamiętałem moment, gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Mimo iż od tego momentu minęło kilkadziesiąt lat, nigdy nie zapomnę spojrzenia granatowych oczu niemowlęcia, którym wtedy była. W ramionach czarodzieja wydawała się taka krucha i delikatna, a jednocześnie to niesamowite spojrzenie dodawało jej jakiejś wewnętrznej siły, jakby była kimś więcej. Ale to nie była prawda. Była człowiekiem. Tylko człowiekiem. 

Gdy czarodziej przyniósł ją do Północnego Królestwa miała zaledwie pół roku, a ja nie wiedziałem jeszcze, że wkrótce zostanę władcą tej krainy. Elfowie żyją długo. Naprawdę bardzo długo. Ale nie są nieśmiertelni. A Othiel miał już wtedy swoje lata. Któż jednak mógł przypuszczać, że wyznaczy mnie swoim następcą? Ja, w każdym razie, nawet o tym nie śniłem. 

Artus. Tak nazywał się czarodziej. Był znany we wszystkich Królestwach. Był jednym z najlepszych czarodziejów, którzy chodzili po tej ziemi. Przez wiele lat szukał swojego następcy. Jego półelfie pochodzenie dało mu w prezencie kilkadziesiąt dodatkowych lat, on jednak zwlekał z wyborem ucznia. W końcu znalazł. Niebieskookie niemowlę. Człowieka. Była tylko człowiekiem. 

Wielu dziwił ten wybór. Ukrył ją w Północnym Królestwie, wśród nas, leśnych elfów. A mnie wyznaczył jej pierwszym nauczycielem. Potem zniknął, jak zawsze, zostawiając swoją przyszłą uczennicę na następne dwanaście lat w lesie pełnym elfów. Gdzie się podziewał? Prócz niego samego, nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie. 

Przez pierwsze sześć lat widywałem ją naprawdę rzadko. Kiedy jednak skończyła szósty rok życia, była już wystarczająco duża bym mógł zacząć ją uczyć. Początkowo nie wiedziałem, jak się do tego zabrać, nigdy wcześniej nie powierzono mi takiego zadania. Szybko jednak okazało się, że jest wyjątkowo zdolną uczennicą i w mig uczyła się wszystkiego, co tylko jej poleciłem. Jej zapał do nauki był niebywały. Już o świcie można było zauważyć jej rude włosy na polanie, gdzie ćwiczyła strzelanie z łuku. Już wkrótce w tej konkurencji nie miała sobie równych. Wśród ludzi oczywiście. Była przecież tylko człowiekiem. 

Nie wiem nawet kiedy to się stało. Teraz mógłbym przysiąc, że było tak od zawsze. Kiedyś jednak nasza przyjaźń musiała mieć swój początek. Musiał być ten pierwszy raz, gdy w granatowych oczach pojawiła ta niesamowita ufność, z jaką zawsze na mnie patrzyła. 

- Jesteś moim najlepszym przyjacielem, Randilu! – wołała. 

Co jej odpowiadałem? Smutną, ale konieczną prawdę. 

- Jedynym przyjacielem, Lileeo. Jedynym. 

Czasem teraz tego żałuję. Jednak nie potrafiłem jej nigdy okłamać. Nigdy. Ani razu. Ona jednak tę prawdę przyjmowała z uśmiechem. Raz za razem. Miałem wrażenie, że moja przyjaźń jest jedynym, co jest jej do szczęścia potrzebne. 

Prócz tego, że była znakomitym strzelcem, była naprawdę wspaniałym słuchaczem. Nigdy nie przepadałem za opowieściami, jednak, gdy słuchaczem była Lileea, snucie historii było samą przyjemnością. Mógłbym to robić godzinami. Ale ona słuchałaby mnie jeszcze dłużej. O wiele dłużej. 

Cóż jednak dla mnie znaczy dwanaście lat? To zaledwie chwila, moment. Moment, który minął zbyt szybko. Artus powrócił i zabrał Lileeę do siebie, by nauczyć ją swego rzemiosła. Oboje znieśliśmy to bardzo ciężko. Lecz nic nie pomogły jej krzyki, płacz i błaganie. Musiała odejść. I tak by odeszła. Była człowiekiem. Miała stać się czarodziejem, ale nadal była człowiekiem. Z tego co wiem, długo nie mogła się pogodzić z rozstaniem, ale w końcu odkryła uroki życia uczennicy czarodzieja. Artus dbał o nią i traktował ją jak własną córkę. Skąd to wiem? Mówił mi o tym. Wiedział, jak bardzo zżyliśmy się przez te kilkanaście lat. On wiedział wszystko. Nic nie mogło się ukryć przed Artusem. 

- Cały czas o tobie mówi. Czasem nawet przez sen. 

- Naprawdę? 

Czy w moim głosie słychać było nadzieję? 

Czarodziej uśmiechał się tylko na te słowa. 

- Nie pozwól, by się na tobie zawiodła. Nigdy. 

Coś w jego głosie sprawiło wtedy, że w pełni poczułem, jak silna więź łączy mnie z tą dziewczyną. A przecież... Była tylko człowiekiem. 

Las bez Lileei wydawał się nieskończenie pusty. Ptaki śpiewały ciszej, drzewa szumiały smętnie. Woda w potoku nie płynęła tak bystro, jak kiedyś. Przynajmniej w moim odczuciu. 

Mijały lata. Othiel, na łożu śmierci, mianował mnie swoim następcą. Po jego pogrzebie, wspaniałej ceremonii godnej władcy Północnego Królestwa, udałem się do Srebrnego Zamku, by złożyć hołd i przysięgę Panu Elfów, władcy wszystkich Czterech Królestw. Od tej pory nie miałem zbyt wiele czasu na rozmyślanie o mojej małej przyjaciółce, jednak codziennie, choćby przez krótką chwilę, wspominałem jakiś drobny szczegół z nią związany. Raz uśmiech, raz spojrzenie, perlisty śmiech, ufny uścisk dłoni... Codziennie też starałem się przestać o niej myśleć. Nakazywałem to sobie stanowczo, raz za razem i każdego dnia od nowa łamałem ten nakaz. 

„Ona już nawet ciebie nie pamięta. Ludzka pamięć jest słaba. Minęło kilkanaście lat. Zapomniała, znalazła nowych przyjaciół. Przecież jest tylko człowiekiem. Zwykłym, śmiertelnym człowiekiem. Tylko człowiekiem." 

Powtarzałem te słowa raz po raz, lecz zdawało się to na nic. Nie było dnia, bym jej nie wspomniał. Zdawało mi się, że na jej wspomnienie las ponownie ożywa. Kwiaty mocniej pachną, pszczoły bzyczą weselej, wiatr szumi skoczne piosenki, słońce mocniej grzeje... Przynajmniej tak mi się wydawało. 

Z biegiem czasu moje wspomnienia nieco się zatarły. Jednak niektóre szczegóły pamiętałam aż do przesady wyraźnie. Sposób w jaki marszczyła nos, naciągając cięciwę, błagalne nuty w jej głosie, gdy czegoś ode mnie chciała, promienie słońca tańczące na końcówkach kasztanowych fal, kiedy kręciła ze śmiechem głową. Szczegóły. Detale. Nieistotne...? 

Czasem nawet nie zdawałem sobie sprawy tego, że o niej myślę. Po prostu miałem jej obraz przed oczami, kiedy pracowałem, jadłem, odpoczywałem... A w nocy śniłem o niej. Każdej nocy. Usiłowałem wypierać z pamięci te sny, ale one wracały. Każdej nocy. 

W końcu jednak udało mi się zakopać ją na dnie serca. Uwolnić się od wspaniałych, lecz złudnych wspomnień. Niemalże udało mi się o niej zapomnieć. O niej. O Lileei. Bo była tylko człowiekiem. 

Niemalże.

Była człowiekiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz