4.

42 7 11
                                    

Pomiędzy nimi nastała grobowa cisza a w pokoju czuć było ból po kolejnej stracie.
- Tom...- spojrzała na niego swoimi zaszklonymi oczami - Wy...wyjdź - z trudem wyjąkała.
-C..co? - Spojrzał na nią zdezorientowany.
-Jeszcze się pytasz co?  Wynoś się stąd, nie chce Cię więcej widzieć, rozumiesz? Jesteś nic nie wartym śmieciem. Mam cię zaprowadzić? 
-Carla,  uspokój się,  nie chciałem żeby to tak wyszło ale nie wiedziałem jak do tego podejść, przepraszam.
-Przepraszam? Tyle masz mi do powiedzenia? - Powiedziała dosadnym tonem-  Nie wiedziałeś jak do tego podejść wiec postanowiłeś mi złamać serce tak?  Wiesz co? Pieprz się,  jesteś taki sam jak inni,  potrafisz tylko powiedzieć głupie przepraszam. Nie chce Cię znać. -Wybuchnęła. Usiadła na łóżku i popierających głowę na rękach zaczęła szlochać. -No wypierdalaj pedale! -Dokończyła głosem pełnym pogardy i bólu.  Tom przelotnie na nią spojrzał. Podszedł do drzwi i nacisnął klamkę
-Przepraszam...- rzucił z głosem pełnym bólu. Nie chciał jej aż tak skrzywdzić.  Wiedział że będzie to mocno przeżywała ale wiedział, że im dłużej by z tym zwlekał, tym bardziej by ją zranił. Wiedział że jej serce jest w milionach kawałeczków.

Był już pod drzwiami słysząc głos za swoimi plecami.
-Brawo, nie wiedziałam że lubisz chłopów. Wiesz,  myślałam że dostaniesz w mordę ale widocznie Carla się zlitowała na tyle,  że pozwoliła ci wyjść cało z domu.- powiedziała.

Płakała, płakała i jeszcze raz płakała.  Jak mógł jej to zrobić. Obiecywał jej, że ja kocha,  że nigdy by jej nie opuścił. Co za palant,  jak mogła się z kimś takim spotykać. Przeczuwała coś ze Tom inaczej patrzy na swoich kolegów czy przystojnych chłopców gdy spacerowali. Jest tolerancyjna, to prawda,  ale nie może zrozumieć czemu jej to zrobił,  dlaczego nie chciał powiedzieć prawdy tym samym niszcząc ją.

Postanowiła,  że nie może wiecznie płakać,  że musi się pozbierać.
Ubrała pierwszą lepszą kurtkę z garderoby i wyszła z pokoju kierując się ku wyjściu.  Na szczęście nie spotkała Emmy.  Znalazła klucze i wyszła,  zamykając dom. Nie obrała celu swojej wyprawy. Szła,  głęboko rozmyślając,  co może teraz w tej sytuacji zrobić.  Wybrać się na terapię?  Nie, to nie w jej stylu żeby się wypłakiwać na fotelu u psychiatry. A może by tak skończyć z tym wszystkim?  Nie, postanowiła, że poczeka, jeśli się nie da rady ogarnąć,  wtedy o tym pomyśli. 
Pogrążona w rozmyślaniach doszła do miejsca tej tragedii. Nogi same ją tutaj przyprowadziły.  Wspomnienia cisnęły się do jej umysłu,  ale Carla nie pozwalała im zawładnąć nią. Chciała wrócić. Przespać się z tym. Pomyśleć co dalej.  Odwracając się,  zderzyła się z czyimś torsem. Zadarła głowę do góry. Zauważyła przystojnego, ciemnookiego bruneta z blizną na policzku.
- Umm... Prze..przepraszam - wydukała przestraszona
-Spokojnie,  nie jestem mordercą, nie musisz się mnie bać. - Powiedział melodyjnym głosem. Nie wiedziała że ten głos wiele zmieni w życiu,  podobnie jak właściciel.
- Okej? Ja już chyba pójdę.
- O tej porze?  Chyba śnisz,  nie ma mowy że cię puszcze w środku nocy abyś szła do domu. Odwiozę Cię,  dobrze? 
-Co? Kim ty właściwie jesteś że będziesz decydował czy mogę sama wrócić do domu czy nie.
-Jestem Matt. Matt Lahey. I tak, będę decydował teraz czy możesz wrócić do domu czy nie. Otóż nie,  nie możesz,  co jak cie ktoś napadnie?
- Carla, Carla Watson. I nie,  nie będziesz decydował o tym.
-Okej,  sama chciałaś.
Spojrzała na Matta zdezorientowana.  Poczuła jego zimne dłonie na swojej talii. Z łatwością zarzucił sobie ją na plecy i zaprowadził do swojego auta.
- Puść mnie ty psycholu. Puść, bo zacznę krzyczeć. - Mówiła swoim cieniutkie głośnikiem bijac pięściami po jego plecach.
- Nie radzę.
Wsadził ją do auta na siedzenie obok kierowcy. Zapiął pasy i wsiadł na swoje miejsce.  Chwilę tak siedzieli w głuchej ciszy słysząc tylko swoje lekkie oddechy. Carla mimo że go nie znała, wiedziała że nie zrobi jej krzywdy,  jakoś to czuła.  Miała taki dar, że potrafiła rozpoznać,  czy ktoś zrani ja czy nie.  Niestety zawiódł przy Tomie.
-Matt... -Odezwała się zachrypniętym głosem.
-Tak?
-Śledziłeś mnie?
- Nie, po prostu chciałem tu posiedzieć. To miejsce jest ważne dla mnie. A tak właściwie co tu robiłaś?
- Tak się składa że nie wiem. Nogi same mnie tu poniosły. Ale to miejsce tez jest dla mnie ważne. - Nie bała się mu powiedzieć,  gdyby zapytał dlaczego jest ważne.
- Mogę wiedzieć dlaczego?  - "Wiedziałam" pomyślała.
- Moja matka tu została zamordowana.
Zamarł. Jak to kurwa możliwe? To jakiś żart tak? 
- Cco? Kto ją zamordował - bał się odpowiedzi,  wiedział kto może być zabójcą.
-Kolega z jej pracy.  Niejaki Jerry McCarthy.- oczy zaszły mu łzami.Nie chciał żeby go widziała w takim stanie ale nie mógł ich powstrzymać.

Jakoś to będzie... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz