Nigdy nie myślałam, że to dotknie mnie. Mówiłam sobie: " bez sensu", "jak to?", "niemożliwe".
Czytam: "Artyści są bardziej podatni na choroby psychiczne". Niby van Gogh obciął sobie ucho, ale niee. To nie ja.
(Ja w teatrze, ja sobie rysuję, ja śpiewam, ja tańczę, ja myślę, ja piszę)
Nie, to bez sensu.Idę do szkoły, zimno mi. Za dużo ludzi - każdy coś chce. Za dużo przyjaciół - każdy coś pyta: "Co tam u ciebie?", "Czy coś się dzieje?".
Nic się nie dzieje, nic.To już nie śmieszne. To już bez sensu. To już głupota.
Wracam, mówię: "Jestem chora, boli mnie głowa, boli mnie gardło" (boli mnie wszystko).
Myślę, ciągle myślę, za dużo myślę.
Czytam, trochę czytam, za mało czytam.
Patrze i ciągle patrze, patrze głupio w ciszę.
Piszczy mi w uszach, okropnie głośno, piszczy za cicho.To oczywiste. Ja bym nie mogła. To niemożliwe. Ja i to? Nie.