Krakowskie konie

149 28 5
                                    

Krakowskie konie musiały mieć bardzo silne, wręcz wyćwiczone nerwy. Nie poruszały się, ani nie buntowały, kiedy ponad piętnaścioro jedenastolatków, rzuciło się do głaskania tych zwierząt, robienia im zdjęć oraz przypatrywaniu się budowie ich ciała.

Przez ponad minute nie interesowały ich sklepy z lodami, liczne budki z pamiątkowymi magnesami bądź znane widoki krakowskiej starówki. Liczyły się tylko konie.

Przypominali mi jedną dziewczynę, która tylko przy zwierzętach potrafiła zdjąć swoją maskę. Potrafiła żyć tak, jak wcześniej.

Nie wyciągnąłem Julki do Krakowa, ale wysyłałem jej mnóstwo filmików, relacji i zdjęć. Skoro nie mogła przyjechać do Małopolski, Małopolska musiała przyjechać do niej.

— Druhu Orzechu! Widzę Barbakan. — Krzyknął najmłodszy z naszej paczki, Pawełek.

Bieganie w ciepłą sobotę maja, po całym Krakowie, było naprawdę magiczne. Dobrze patrzyło się na pogrążonych w obserwacji chłopców, którzy wypatrywali budynków, pomników oraz parków. Wszystko po to, abyśmy zdobyli jak najlepsze miejsce w grze terenowej. Czego nie robi się dla wygranej?

— Druhu Orzechu! Tutaj jest kawiarnia jak w ,,Harrym Potterze"! — Krzyknął Bartek, kiedy wędrowaliśmy ulicą Grodzką.

Choć się nie zapytałem, doskonale zdawałem sobie sprawę, że chcą odwiedzić ,,Dziurawy Kocioł". W końcu, każdy nastolatek i każde dziecko, jest gdzieś w głębi fanem czarodziejów z Hogwartu. Latanie na miotle, peleryna niewidka i wymachiwanie różdżką, to marzenie nas wszystkich.

Remek szedł na samym końcu naszego bordowochustego pochodu, robiąc mnóstwo zdjęć oraz trzymając pod pachą mapę z zaznaczonymi punktami. Nie musiałem czekać na jego decyzję, przecież musieliśmy gdzieś odpocząć.

— Kto z ,,Sosny" jest za tym, aby pójść do ,,Dziurawego Kotła", ręka do góry! — Krzyknął, licząc las rąk wystrzelonych do góry.

Decyzja była przegłosowana. Zostawiamy na kilka minut grę terenową, i zamieniamy się w machających różdżkami czarodziejów.

— Druhu Orzechu, tak naprawdę wszyscy harcerze są takimi czarodziejami. — Uśmiechnął się Adaś, spoglądając na wierną kopię dementora. — Walczymy o dobro jak Harry Potter. Jesteśmy odrobinę dziwi bo śpimy w lesie, jak Zgredek. I mamy nasze różdżki, czyli mundur i stopnie.

— My chociaż nie zabijamy. I zamiast picia piwa kremowego, możemy jeść szyszki.

Prawie zachłystnąłem się czarodziejską kawą, kiedy usłyszałem te porównywania. Jak na jedenastolatków, były naprawdę dojrzałe i przemyślane. Kolejna zaleta harcerstwa. Nawet młodzi, szybko dorastają i rzeźbią swój charakter.

Przez całą sobotę gubiliśmy się, błądziliśmy bądź zatrzymywaliśmy na zdjęcia i patrolową kontemplacje.

— Druhu Orzechu, nam tu coś nie pasuje! Hasło powinno być Jagiellonowie, a nam nie wychodzą trzy ostatnie litery. — Krzyknął Bartek, potrząsając swoim zastępowym. — A nasz zastępowy śmieje się i nie chce nam powiedzieć, jak powinno być.

Oburzony jedenastolatek brzmiał naprawdę złowieszczo. Gdyby miał tuż obok siebie poduszkę, byłem pewny że rzuciłby nią w naszego najstarszego zastępowego Dawida. W końcu jakoś ten Bartuś musiał odreagować, czuł się urażony!

Piliśmy razem z Rogalem kolejną kawę. Na wyjazdach z drużyną, było to picie tak częste w naszym rozpisie, że traktowaliśmy to jak wodę. Nie mogliśmy przecież zasypiać w momencie, kiedy trzeba było meldować drużynę, bądź pilnować chłopaków, żeby przez przypadek nie zeszli z chodnika.

Zaufaj mi, Druhno!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz