Moje podejście do sprawy jest jak sinusoida. Następują w nim stałe pozytywne i negatywne myśli w jednakowych odstępach czasu. Średnio co dwa tygodnie znajduję się na samym dole, bądź samej górze wykresu. Można to też porównać do sposobu poruszania się kangura - nie jestem w stanie ruszyć się z miejsca bez oddania diametralnego skoku.
To jest trochę jak zabawa w "Kocha, nie kocha?" na płatkach kwiatu. Tylko pytanie nie obraca się w sferze uczuciowej, bo co do niej nie mam wątpliwości, jednak w sferze rozumu. "Pojechać, nie pojechać?". Śmieję się, że dzięki tej wyliczance podejmę decyzję. Gdy będę znajdowała się na górze sinusoidy w momencie otrzymania wyników to wyjadę, jeżeli na samym dole, zostanę w kraju.
Niedawno stwierdziłam, że nie chcę jechać, ponieważ mój chłopak sobie z tym nie poradzi. Jednak patrząc na to z szerszej perspektywy, myślę, że też miałabym czarne dni. To raczej oczywiste. Nie zawsze byłoby kolorowo. Tylko, że u mnie czasami pojawiałby się różowy albo żółty, ponieważ spełniałabym swoje marzenia, a u niego przez okrągły rok panowałaby szarość.
Problem w tym, że nie wiem, które z moich marzeń jest większe. Bo on na pewno jest moim marzeniem. Tylko, że ludzie mają głupią tendencję do niedoceniania tego co mają. Ja go doceniam i to bardzo, najmocniej jak potrafię. Tylko boję się, że to za mało i zrozumiem, że jest mi całkowicie niezbędny do szczęścia, dopiero jak go stracę. Nie chcę, by do tego doszło.
Czy wyobrażanie sobie swoich dni na stypendium bez niego we wszechobecnym smutku i rozpaczy to nie jest jakiś znak? A może to tylko moja wyobraźnia? Co jeżeli tam wyjadę i moja sinusoida zamieni się w funkcję liniową z wartościami poniżej zera?
YOU ARE READING
Imponderabilia
Short StoryZwykła historia zwykłej dziewczyny. Niezwykła historia zwykłej dziewczyny. Zwykła historia niezwykłej dziewczyny. Niezwykła historia niezwykłej dziewczyny. Sam wybierz, bo ta historia dla każdego będzie inna.