3

175 15 0
                                    

Colin

Dopijałem właśnie drinka, by zaraz obrócić się do mojego towarzysza. Obaj byliśmy niesamowicie podekscytowani. Zach był na prywatnym koncercie swojego ukochanego zespołu, a ja miałem szansę poznać ludzi ze świata muzyki. Lubiłem ich słuchać, mieli świetny rytm i naprawdę fajne teksty ale to Zach zdecydowanie zasługuje na miano prawdziwego fana. Miał na sobie koszulkę z ich logo i nieustannie podrygiwał w miejscu, nie mogąc się doczekać.

Gdy wybiła naznaczona godzina, na scenę wyszedł prawie cały zespół. Wokalista wyłonił się zza kurtyny chwilę po pierwszych dźwiękach gitary. Dosłownie muzyka dla moich uszu, czaicie.

Ian, bo tak chyba nazywał się wokalista, powoli podszedł do mikrofonu i zmysłowym ruchem oplótł szczupłymi palcami stojak. Gdy z jego gardła, wprost do mikrofonu wydobyło się chrapliwe, lekko senne „Hey", kobiety w każdym wieku, wokół mnie aż zajęczały z podniecenia. Mógł to być umyślny ruch ale jak dla mnie facet był ewidentnie zaspany. Było to bezczelne ale też na swój sposób urocze.

Głos wokalisty płynął po Sali idealnie łącząc się z muzyką. Koncert zdecydowanie zawładnął moim sercem. Widziałem przed sobą profesjonalistów, ludzi, którzy kochają to co robią i są z tego dumni. Jedynie niebieskowłosy chłopak, grający na gitarze prowadzącej wydawał się być poirytowany ale mogło mi się tylko wydawać. Jak na mój gust, zdecydowanie za często ryzykował i przy niektórych skomplikowanych partiach musiał w ostatniej chwili odpuszczać. Nikt nie wydawał się tego dostrzegać więc nie myśląc zbytnio o tym rozkoszowałem się występem.

Lekko zamyślony, porwany melodią zapatrzyłem się na wokalistę. Był naprawdę niezły. Mocny a przy tym rozluźniony, biła od niego pewność siebie. Chętnie przejął bym jej niewielką część, dowiedział się, jak chłopak bez większego problemu wychodzi na scenę i daje takie show.

Zatopiony w chmurach nie dostrzegłem, że Ian przeniósł swoje spojrzenie na mnie i teraz patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Zahipnotyzowany, przez chwilę nie odwracałem oczu by zaraz odwrócić się z lekkim rumieńcem. Mógł to źle odebrać, kompletnie odpłynąłem! Gdy znów na niego zerknąłem, wokalista uśmiechał się wprost do mnie, by za moment ruszyć dalej po scenie przenosząc swoje ślepia na innych słuchaczy.

Odetchnąłem. Może to nic znaczącego. Każdy się tutaj na niego gapił, na pewno nie byłem jedyny.

Reszta koncertu minęła mi bardzo przyjemnie. Momentami patrzyłem rozbawiony, co odwalał Zach- skakał, krzyczał, unosił ręce co 2 minuty.

Pod koniec koncertu i dwóch bisach, zespół zaczął rzucać w stronę widowni gadżety, koszulki i kostki do gitary. Wokalista miał tak mocny zamach, że jedna z kostek trafiła wprost do mojej dłoni (Nie ukrywam, że pomógł mi też doskonały refleks). Posłałem mu rozbawione spojrzenie gdy dostrzegłem, że ten wyraźnie czeka na moją reakcję. No proszę, jak się poufalimy.

-Wow złapałeś?- Krzyknął mi do ucha Zach, czym zwrócił na siebie moją uwagę. Zarzucił mi rękę na ramiona i pochylił nad zdobyczą. Jego Pożądliwy wzrok wywołał u mnie atak śmiechu. Podałem mu mały trójkąt.

-Masz, zrobisz sobie zawieszkę.- Powiedziałem ale ten tylko pokręcił głową.

-Tobie przyda się bardziej. Na pewno jest dobrej jakości.- Miał racje w obu kwestiach.- Ja sobie załatwię autografy i zdjęcie z Lolitką.- Na te słowa popatrzył na schodzącą już ze sceny gitarzystkę. Zbok. Ale posłusznie schowałem kostkę do kieszeni spodni.

Zgodnie postanowiliśmy, że nie będziemy się pchać jak reszta tłumu i z wejściem do zespołu poczekamy, aż większość wyjdzie. Okazał się to świetnym pomysłem, bo po ok godzinie, którą spędziliśmy przy barze omawiając miniony występ, zostało zaledwie kilka osób, które chciały zobaczyć dokładniej sprzęt i zamienić dłuższe słowo z muzykami.

Wewnętrzny blask IbxbIWhere stories live. Discover now