Rozdział pierwszy

26 1 0
                                    

Czterech mężczyzn weszło do budynku. Minęli recepcję, gdzie znajdowała się kobieta o długich blond włosach, spiętych w kucyk, miała białą bluzkę, ołówkową spódniczkę, białe rajstopy i szpilki. Trzymała słuchawkę w dłoniach i coś notowała na karteczce. Na ladzie znajdowała się masa różnych papierów. Mężczyźni podeszli do brązowych drzwi. Joe zastanawiał się, co powiedzieć szefowi odnośnie tej dziewczynki. Westchnął i weszli do środka. Dostrzegli mężczyznę o krótkich blond włosach, piwnych oczach. Był ubrany w białą koszulę, żółty krawat, garnitur i spodnie od Armaniego i czarne lakierki. W jego biurze znajdowała się półka, na której znajdowały się różnego koloru segregatory. Biurko było wykonane z brązowego drewna, każdy element przedmiotu był dokładnie wykończony. Było na nim obramowane zdjęcie rodziny szefa, papiery oraz stacjonarny telefon. Michael podniósł się z krzesła i przyjrzał się mężczyznom. Jeden miał krótkie brązowe włosy i niebieskie oczy, był ubrany w czarny polar, spodnie w moro i glany, reszta ubiór ten sam tylko różnili się kolorami włosów i oczu. Mężczyzna wstał z biurka i wymienili z nimi uścisk dłoni.
- Czy zdarzył się jakiś problem? – spytał, biorąc torbę z pieniędzmi.
Denny, szturchnął Joe'a w ramię.
- Eee...jest mały problem.
Mężczyzna zasznurował usta.
- Ile zabiliście zakładników? – spytał, przeszywając wzrokiem Joe'a, a potem Denny'ego.
- Tu nie chodzi o zakładników, szefie – uściślił kolega Joe'a.
Zmarszczył brwi i spojrzał to na Denny'ego to na Joe'a. Trzech mężczyzn z tyłu czekało jedynie na swoją dolę. W końcu oni nie kierowali akcją.
Szef westchnął i wrócił do biurka. Mimo, że palenie było zabronione, mężczyzna z wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągnął paczkę papierosów i zapalił jednego.
- Słucham – powiedział, wypuszczając dym.
- Chodzi o... – przerwał Denny, bo Joe skarcił go wzrokiem.
Mężczyzna przyglądał się Joe'mu. Czuł jak jego serce bije mocniej i jak jego tętno dudni mu w uszach.
- Chodzi o małą dziewczynkę, która wpakowała się nam do samochodu – powiedział w końcu.
- Ooo – zmarszczył brwi szef – to coś nowego.
Denny'emu spadł kamień serca. Spodziewał się, że reakcja szefa będzie inna. Jego rodzina nie wie, że utrzymuje się z wyłudzania pieniędzy przez zatrudnionych mężczyzn. Tak udało mu się utrzymać ten budynek. Gdyby jego najbliżsi dowiedzieli się o tym to prawdopodobnie zostałby sam. To jego była największa tajemnica. Żonie zawsze mówił, że pracuje jako biurowiec.
- Chce dołączyć do naszej grupy – kontynuował Joe.
Szef parsknął śmiechem.
- Ten żart wam wyszedł – przyznał, ukazując biel swoich równych zębów. – Naprawdę.
- Joe mówi poważnie – wtrącił się Denny.
Mina szefa spoważniała.
- Wzięliście ją jako zakładnika? – upewnił się.
- Absolutnie – odparł Joe.
Szef obrócił się na krześle i spojrzał przez okno na przechodzących ludzi. Siedział w milczeniu, zaciągając się papierosem. Minęła minuta, dwie, potem trzy. Chociaż Denny'emu i Joe'mu wydawało się, że czas stanął w miejscu.
- Przyprowadźcie mi ją – powiedział, obracając się na krześle i gasząc papierosa w niedokończonej, zimnej kawie.
Joe odwrócił się do Jerry'ego i skinął głową. Ten wyszedł z biura i po kilku minutach wprowadził małą dziewczynkę z rudymi, tłustymi włosami, spiętymi w warkoczyki, niebieską, potarganą bluzką, jeansami z dziurami na kolanach oraz podziurawionych adidasach.
Szef zmierzył ją wzrokiem z góry na dół.
- Czy to jest żart? – spytał, patrząc na nich z poważną miną.
Pokręcili głowami.
- Chcę z wami pracować! – ryknęła ruda. – Chcę się uczyć od najlepszych!
Podeszła, mijając ludzi i uderzyła pięścią w jego stół.
- Nauczcie mnie! - wzięła szefa za krawat i pociągnęła do siebie, patrząc mu głęboko w oczy z zasznurowanymi oczami.
Denny, Joe, Michael i David spojrzeli na siebie. Michael już chciał z kabury wyciągnąć glocka, ale szef powstrzymał go, unosząc dłoń. Mężczyzna spojrzał małej głęboko w oczy i się uśmiechnął.
- Wiesz – przyznał – podobasz mi się.
Revy puściła jego krawat.
Spojrzał na Joe'a.
- Zajmijcie się nią – powiedział. – Przyda się nam.
Szef rozdzielił pieniądze. Revy również otrzymała, ale niewiele.
- Masz na małe wydatki – powiedział – doprowadź się do porządku, bo wyglądasz jak gówno.
Revy skinęła głową.
- Dziękuję, szefie – powiedziała.
- Idziesz pod skrzydła tych ludzi – wskazał palcem na mężczyzn w czarnych polarach. – Masz się ich słuchać i wykonywać każdy rozkaz, zrozumiano?
- Jak słońce – odparła.
Szef skinął głową i pozwolił im odejść.
Wsiedli do czarnego audi a4. Pieniądze wrzucili do bagażnika.
- Dobra, mała – powiedział Joe, przekręcając kluczyk w stacyjce. – Jesteś w kiepskiej sytuacji. Na razie pojedziemy do mnie. Mieszkam sam, więc nikt nie będzie nam przeszkadzać w szkoleniu cię.
Revy uśmiechnęła się.
Joe włączył kierunkowskaz i spokojnie włączył się do ruchu. Najpierw odwoził każdego ze swoich kumpli, a potem dopiero jechali w stronę domu Joe'a.





Przygody RevyWhere stories live. Discover now