Rozdział trzeci

14 1 0
                                    

O poranku zadzwoniła komórka Joey'a. Zaspany szukał ręką telefonu. Odebrał połączenie i przyłożył aparat do ucha.
- Halo? – spytał zaspanym głosem.
- Obudziłem? – spytał zaskoczonym głosem szef.
Joey spojrzał na zegarek na wyświetlaczu. Wskazywał za kwadrans ósma.
- Nie – odparł po chwili, wstając z łóżka.
Włosy miał w nieładzie, szarą koszulkę i bokserki. Założył kapcie i udał się na balkon.
- Co z naszą gwiazdą? – spytał.
- Jeszcze śpi – odparł, patrząc przez szybę na małą dziewczynkę – ale robi wielkie postępy. Nauczyła się składać broń. Trochę jej to jeszcze zajmuje, ale się nie poddaje.
- Widać, że chce się uczyć i być najlepsza w grupie.
- Na to wygląda – przyznał, uśmiechając się pod nosem. – Ubrania też zakupiliśmy.
- Pamiętaj musimy ją doprowadzić do ładu i składu. Żeby działała w grupie musi myśleć czysto.
- Wiem o tym – powiedział.
Nagle zauważył, że Revy kręci się w łóżku, przewraca się z boku na bok, jej usta są wykrzywione jakby odczuwała ból i kręciła głową. Jej małe czółko było zmarszczone.
- Wybacz szefie – powiedział – ale mam mały alarm.
Joe rozłączył się i podbiegł do małej.
- Revy. Obudź się – powiedział, obejmując jej małe ciało.
Dziewczynka krzyczała przez sen.
- Hej, to tylko koszmar – powiedział spokojnym głosem.
Mała nadal krzyczała.
- Obudź się do diabła! – krzyknął, trzęsąc nią.
W końcu otworzyła oczy i spojrzała na mężczyznę.
- To tylko sen – powiedział spokojnie – już po wszystkim.
Objął ją mocno. Teraz dopiero zauważył, że traktuje ją jak córkę, której nigdy nie miał. Zachowywał się jak jej rodzic. Nie spodziewał się po sobie czegoś takiego. Z czoła wytarł jej perełki potu.
- Zrobię śniadanie – powiedział z uśmiechem – a ty w tym czasie – wskazał palcem na Glocka 19 – rozłóż i złóż, ale tym razem z zamkniętymi oczami.
Revy skinęła głową i skierowała się na kanapę. Joe zasłonił jej oczy szalikiem.
- Do dzieła – powiedział.
Joe udał się do kuchni, a mała zwinnymi ruchami rozebrała broń i potem ją złożyła. Jej czas trwał zaledwie 30 sekund.
- Gotowe! – krzyknęła.
Joe skierował się do pokoju.
- 30 sekund – powiedział, patrząc na zegarek. – Brawo. A teraz chodź na śniadanie, zaraz będzie gotowe.

***

Czarnym audi a 4 pojechali na strzelnicę, gdzie przebywał jego dawny kolega jeszcze za czasów szkolnych.
- Udało mi się załatwić miejsce na strzelnicy – powiedział Joe, kiedy zaparkował samochód na parkingu.
Dziewczynka uśmiechnęła i zaczęła klaskać.
- A teraz posłuchaj – jego ton był poważny – po pierwsze wchodzisz ze mną i wychodzisz ze mną. To jest primo.
Skinęła głową.
- Secundo zakładasz duże słuchawki na uszy i okulary dla bezpieczeństwa.
- A po co słuchawki? – spytała, marszcząc czoło Revy – przecież wy ich nie używaliście...
- Tak – zgodził się z małą – ale tutaj jest strasznie duży huk wystrzałów i można ogłuchnąć.
Na twarzy Revy malowało się zaskoczenie. Jej serce zabiło szybciej i przyspieszył puls. Była tak podekscytowana, że po chwili się uśmiechnęła do niego.
- I ostatnie tertio słuchaj, co do ciebie mówię.
Przytaknęła.
- A teraz chodźmy – powiedział z uśmiechem na twarzy.
Wyszli z samochodu i weszli do środka. Otaczała ich ciemność. Po chwili automatycznie włączyły się światła jarzeniówek, oświecając ciasny korytarz. Podłoga była zrobiona z niebieskich kafelek, ściany były koloru brązowego nawet trochę odeszło farby, naprzeciw nich znajdowała się pusta lada. Była drewniana o jasnobrązowym kolorze. Po chwili podszedł do nich mężczyzna o brązowych włosach, pasma były uplecione w grube dredy. Miał na sobie okulary bez oprawek, a pod nimi można było dojrzeć błękitne tęczówki. Miał na sobie niebieską koszulkę z wzorami liści z marihuany, spodnie w khaki.
- W czym mogę służyć? – spytał mężczyzna.
Joe podszedł z małą do niego.
- Cześć Carlos – powiedział. – Pamiętasz mnie?
Jego kolega milczał przez chwilę.
- Joe! – krzyknął i uśmiechnął się. – Kopę lat. Dalej ta sama robota?
- Tak. – odparł z uśmiechem – ale tym razem dołącza do nas ta mała.
Carlos kucnął i spojrzał małej w jej zielone oczy. Miała rude warkoczyki i była ubrana w niebieskie jeansy, adidasy i czerwony T- shirt.
- Cześć. Chcesz się nauczyć strzelać? – spytał.
Skinęła głową.
- W bardzo krótkim czasie potrafi rozłożyć i złożyć Glocka 19. – uśmiechnął się.
- Gratulacje – powiedział z entuzjazmem Carlos – wpiszcie się na liście obecności. – Podał im kartkę i długopis. Joe wpisał swoje imię, potem podał długopis Revy i ją podniósł. Mała również się podpisała.
Carlos z szuflady wyciągnął Glock 17, magnum 44, dwie pary dużych żółtych słuchawek i okulary.
- Okay, jesteście zabezpieczeni – powiedział – możemy iść na strzelnicę.
Poszli prosto korytarzem, potem skręcili w lewo. Carlos wpisał kod i po chwili otworzył drzwi. Zaświeciła się jarzeniówka, oświetlając miejsce. Pomieszczenie było obszerne. Było dziesięć boxów i przy każdej znajdowała się drewniana półeczka. Można tam było położyć pistolet. Na przeciw nich znajdował się obraz, na którym była namalowana karykatura faceta. Joe i Revy zajęli miejsca.
- Załóż słuchawki – powiedział.
Wykonała polecenie.
Podszedł do jej boksu i pokazał jak odbezpieczyć broń i jak ją załadować.
- Kapujesz? – upewnił się.
Mała skinęła głową.
- Trzymaj broń oburącz – powiedział – odrzut może być zbyt wielki.
Skinęła głową.
- Załóż okulary – powiedział.
Wykonała polecenie.
Teraz Joe mógł dopiero wrócić do swojego boxu. Zaczęli strzelać do celu. Ciszę zagłuszały strzały z dwóch różnych broni. Kiedy skończył im się magazynek, podeszli do obrazka i spojrzeli na nie. Revy nie bardzo była zorientowana na co patrzeć. Joe spojrzał na jej obrazek.
- Ty masz cela – powiedział – wszystkie pociski w głowę.
Revy uśmiechnęła się.
Wyszli ze strzelnicy i udali się do Carlosa. Ściągnęli słuchawki, okulary i oddali bronie.
- Jak poszło? – spytał.
- Mała ma dobrego cela – odparł – Wszystkie pociski w głowę.
Carlos się uśmiechnął i znowu poprosił o podpis. Joe na pożegnanie wymienił z nim uścisk dłoni, a Revy mu machnęła. Wsiedli do samochodu.
- Jestem z ciebie dumny, Revy – powiedział, kładąc dłoń na jej ramieniu.
Revy spojrzała na Joey'a.
- Mam prośbę – powiedziała.
- Jaką? - skręcił w lewo na światłach i zatrzymał się, ponieważ było czerwone.
- Muszę kogoś posłać do piachu – odparła, patrząc przed siebie.
Joe spojrzał na małą i zmarszczył brwi. 

Przygody RevyWhere stories live. Discover now