Rozdział czwarty

10 1 0
                                    

Joe i Revy siedzieli w ciszy samochodu audi a4.
- Kogo ty chcesz zabić, mała? Jesteś bez broni, a każdy pistolet inaczej się odbezpiecza – wzruszył ramionami.
Dziewczynka spojrzała na pistolet w kaburze. Musiała dobrać się jakoś do Glocka.
- Posłuchaj...- zaczęła, patrząc na ruch uliczny – wierzysz w zło?
Joe parsknął śmiechem.
- To my jesteśmy złem – odparł – my mamy w dłoniach bronie, naboje i krew ludzi.
Revy spojrzała na niego uważnie.
- Potrzebuję broni – oznajmiła.
- Jasne – skręcił w prawo – tylko, że teraz to nie wchodzi w rachubę.
Spróbowała rozegrać to inaczej. Spojrzała przed siebie i zauważyła korek, następnie obliczyła, że do jej mieszkania jest tylko cztery przecznice stąd.
- Dobra – powiedziała, siadając mu na kolana.
- Co ty... – przerwał zaskoczony, próbując patrzeć na drogę, ale starała się utrudnić mu widoczność sobą.
Spojrzał na gęstniejący ruch, odwracając głowę od Revy. Zauważył, że kierowca przed nim się zatrzymuje. Zrobił to samo. Na chwilę zamknął oczy.
Jej prawa ręka zaczęła dotykać jego umięśnionej klatki piersiowej, schodząc w dół. Joe zamknął oczy i oddał się chwili. Jego serce zabiło szybciej i przyspieszył puls. Poczuł jak jego członek powoli zaczyna wstawać na baczność. Revy podnieciła go tym. Jej cel został osiągnięty i teraz lewą ręką sięgnęła do kabury po broń. Trzymała już ją w rękach i lufa pistoletu dotykała jej brzucha.
- Co do... – przerwał zaskoczony, czując zimną stal pistoletu na brzuchu i trąbienie z tyłu samochodu.
Przez taką chwilę utrudnił ruch innym pojazdom. Kierowcy byli wkurzeni i trąbili na niego. Revy zeszła z niego, a Joe ruszył z piskiem opon.
- I co zrobiłaś?! – ryknął – Dawaj tą pieprzoną broń!
Wycelowała w niego z kamienną miną.
- Prosiłam cię jedynie o broń – powiedziała – a ty sprzeciwiłeś się. – pokręciła głową.
Odbezpieczyła Glocka.
- Chcesz zabawiać się w Anioła Śmierci i zbawiać świat? – spytał i parsknął śmiechem.
Dziewczyna pokręciła głową.
- Zawieść mnie pod dom – poprosiła.
- Po co? – spytał. – Co ukrywasz? – starał się, żeby jego ruchy i ton głosu były spokojne. Joe patrzył na drogę.
- Przeszłość – odparła poważnym głosem, patrząc na Joey'a,
Westchnął.
- Dobra.
Wiedział, że nie wygra tej walki. Teraz dopiero zauważył, że jest sprytna i dojdzie do celu nawet po trupach. Cieszył się, że szef pozwolił ją oszczędzić i wysłać pod ich skrzydła. Ale to Joe był jakby jej opiekunem. Czuł, że jak otrzyma pierwszą misję wykona ją bez problemu. Odchrząknął.
- Wiesz, że to będzie pierwsza krew na twoim koncie? – spytał.
Spojrzała na niego zabójczym wzrokiem.
- Nawet nie wiesz jak marzę, aby pociągnąć za spust – odparła przez zaciśnięte zęby.
Po chwili dojechali na miejsce.
- Masz tu kominiarkę – powiedział, podając nakrycie głowy.
Revy pokręciła głową.
- Ale... – przerwał opiekun – przecież masz się mnie słuchać.
Spojrzała na niego i zasznurowała usta.
- Niech skurwiel patrzy na mnie jak będzie zdychał – powiedziała ze złością w głosie.
- Będę cię ubezpieczał.
Pokręciła głową.
- Chcę się sprawdzić – powiedziała – czy zdołam wyłączyć emocje, czy nade mną zapanują. A chcę być w waszej grupie.
Joe patrzył na nią w milczeniu. Nie miał pojęcia co powiedzieć, bo miała rację. Wrócił myślami jak zlecono mu pierwsze zabójstwo. Dostał adres pana X i jego zdjęcie. Nie ważne gdzie przebywał, miał go zlikwidować. Sam. Był wtedy uzbrojone w rękawiczki i pistolet Walther P99 o kalibru 9x19mm z założonym tłumikiem. Jedynie poszczęściło mu się, że kiedy X otwierał drzwi, Joe trafił w potylicę. Drzwi otworzyły się na oścież i jego przerażona żona zastała go martwego z nogami na korytarzu, a tułowiem razem z głową na drewnianej, brązowej podłodze.
- Będę za pięć minut – powiedziała, odchodząc od samochodu.
Jej słowa wybudziły go z rozmyślań i skinął głową, chociaż już jej nie było.

***

Revy wyciągnęła magazynek i sprawdziła naboje. Były wszystkie. Wsadziła go z powrotem do Glocka 19. Gdy mijała biedne dzieci, emocje wzięły górę. W ich oczach był strach, ale siedziały cicho. Z zasznurowanymi ustami weszła do klatki schodowej. Idąc na górę z trzymaną bronią w ręku, czuła się swobodnie. Gdy weszła na piętro gdzie mieszkała jej serce zabiło mocniej, puls był przyspieszony. W tym momencie czuła jakby ktoś wstrzyknął jej adrenalinę. Usłyszała krzyki jej ojca, płacz i błaganie matki Wyobraziła sobie jak ją bije po twarzy i wyzywa od szmat i wyrzuca naczynia. W całym budynku było słychać tylko ich. Żaden z sąsiadów nie reagował, bo uważali, że to nie ich sprawa. Dziewczyna zacisnęła zęby i wywaliła nogą drzwi. Popadła w amok. Zauważyła jak ojciec jest pochylony do jej matki, która siedzi w kącie, ze łzami w oczach i łapiąc powietrze błaga, żeby przestał. Revy zacisnęła pistolet na rączce i wycelowała w plecy.
- R..revy – wyjąkała, łapiąc spazmatycznie powietrze.
Nie odpowiedziała, a jej ojciec się odwrócił.
- Ty sukinsynu! – ryknęła, celując w głowę.
Ojciec parsknął śmiechem.
- Kolejnej suce, trzeba dać nauczkę – powiedział, ściągając pas ze spodni.
- Nie radzę – powiedziała.
Kobieta ze łzami w oczach patrzyła to na swojego pijanego męża to na córkę, która już stała się nastolatką.
- Nie ośmielisz się skakać do ojca! – ryknął.
Z zasznurowanymi ustami wycelowała w nagie stopy i pociągnęła za spust. Ojciec krzyknął z bólu.
- Ty... suko! – ryknął przez zęby.
Revy zacisnęła zęby i strzeliła mu w jedno kolano, potem drugie. Upadł na podłogę. Zaczął się czołgać po mieszkaniu.
- Dalej z ciebie taki chojrak? – spytała, idąc obok niego.
Nie zważała na matkę, która co strzał zatykała uszy i zamykała oczy, kiedy jej córka pociągała za spust. Czuła władzę i cieszyła się tą chwilą, bo mogła zabawiać się w Boga i decydować o przeżyciu swej ofiary. Dziewczyna wiedziała, że taki ktoś jak on nie miał prawa żyć.
- To za moją mamę – powiedziała, celując w potylicę i pociągając za spust.
Jego głowa uderzyła o kafelki.
- Revy – powiedziała jej mama, idąc do niej.
Ale ona się odwróciła i zbiegła szybko po schodach i wbiegła do samochodu. Teraz będzie miała czyste sumienie i nie będą się jej śnić koszmary. Z oddali słychać było syreny policyjne.
- Jedź – powiedziała.
Joe ruszył z piskiem opon, a Revy wsadziła mu Glocka 19 do kabury.
- Co tak długo? – spytał, wyjeżdżając z podwórka. - Już chciałem po ciebie iść.
- Miałam wszystko pod kontrolą.
Spojrzał na nią.
- Patrzył ci w twarz?
Skinęła głową.
- Postrzeliłam go w stopę, potem w kolana, a kiedy się czołgał, trafiłam w potylicę – powiedziała.
- I jak się z tym czujesz? – spytał, patrząc na drogę.
- Jak Bóg. – odparła.
Joe zmarszczył brwi i jechali w stronę domu w milczeniu. 

Przygody RevyWhere stories live. Discover now