Dzień 4

843 85 60
                                    

9 Lipiec 2019 rok. Dzień czwarty - Bill tatuśkiem.

/Per.Dipper/

Obudziłem się, a raczej zostałem brutalnie obudzony przez takiego dwa na dziesięć (de)Billa. Dlaczego brutalnie? A no, gdy ja spałem sobie jak dziecko, takie brzydkie dziecko, to on dał mi z liścia krzycząc coś w stylu "BUDŹ SIĘ ZASRANY NIEROBIE. NAJPIERW WIELKI PAN WRZECHŚWIATA, A TERAZ W DŁUGACH TONIESZ!". Excuse me but what the fuck? No i się obudziłem, a szkoda, bo śniło mi się, że zamieniłem Billa w złotą rybkę i spuściłem go w kiblu śpiewając przy tym "Płyń w dal!".  Eh. Dlaczego najpiękniejsze są zawsze przerywane? Rozejrzałem się dookoła. Leżałem sobie na piasku, a na moich biodrach siedział Bill.

-Co to było za przywitanie?!-spytałem rozmasowując obolały policzek.

-Słuchaj. Ja tak byłem budzony przez piętnaście milardów lat dzień w dzień punkt piąta rano, bo na szóstą do pracy, a jedyne co dostawałem w zamian za utrzymywanie rodziny to jedynie kolejnego plaskacza i pół orzeszka ziemnego. Pół-powiedział z taką powagą na twarzy, że aż się przeraziłem-No, a tak poza tym działa świetnie!-powiedział z chytrym uśmieszkiem na ustach.

-No... czuję-odparłem dalej masując policzek, bo ten plaskacz był potężny.

Chwila. Jakiej kurwa rodziny?

-Cipher. Ty masz rodzinę?-spytałem w prost.

Ten pomógł mi wstać, westchnął i odparł:

-No mam. Kobitę, a bardziej jędze i dwójkę bachorów-

ŁO KURWA. CZEKAJ. DZIŚ NAPEWNO NIE MA PRIMA APRILIS? ALBO JAKIŚ DZIEŃ KŁAMANIA? TO NIEMOŻLIWE, ŻEBY TEN DEBIL MIAŁ RODZINĘ. WYKLUCZONE. NIET!

-Chwila. Mówisz, że masz rodzinę. Ale to nie logiczne, bo zabrałbyś ją na jacht, a nie jechał sam tak? No właśnie jacht! O mój Boże odpłynął-zacząłem panikować.

-Wiesz czemu nie zabrałem rodziny?-spytał.

-Czemu?-zaciekawiłem się.

-I GOT BILLS!-krzyknął.

Okej nie jestem mistrzem z obcych języków, ale to chyba znaczy "Mam rachunki". Czekaj... czy on nie śpiewa przypadkiem tej piosenki z mediów na górze? Japierdole nienawidzę w książkach miusicali.

-I gotta pay-tak, napewno śpiewał.

A to chyba znaczy " Muszę je spłacić ". No spoko. Nie wiem jakie demon może mieć długi, ale okej. Jego życie to on jest zchrzanił nie ja.

-So I'm go work, work, work every day!-śpiewał sobie w najlepsze.

Y. " Więc pracuje, pracuje, pracuje każdego dnia ". Gdzie pracują demony? Może mają jakieś korporacje i muszą ubierać garnitury i idą do wielkiego wieżowca, w którym pracują przy biurkach i obmyślają jak zniszczyć następny świat? I mają typowy wyścig szczurów!

- I got mouths, I gotta feed-stary jak masz takie problemy to śpiewakiem zostań, serio.

" Mam usta, które muszę wykarmić ". Zaczyna się serio robić kurwa dziwnie. 

-So I'm gon' make sure everybody eats-skończył?

"Więc muszę mieć pewność, że wszyscy się najedzą". Okej. Spoko. Nie wnikam.

-I GOT BILLS-dobra za pierwszym razem zrozumiałem.

-Nie-westchnąłem-Dalej cię nie rozumiem-stwierdziłem.

-Ogólnie to przez moją porażkę w Gravity Falls popadło mi się w długi, bo każde takie przetsiębiorstwo niszczenia wymiarów jest opłacane lub wynagradzane. Wynagradzane, jak się uda zniszcyć świat, to oczywiście  szmalem, a jak nie to płacisz Radzie Demonów tak zwane Demokojny. I ta nasza waluta czyli Demokojny jest tak istotna jak wasze ludzkie pieniądze i służy do wszystkiego. Po nieudanej próbie zniszczenia Planety Ziemi poniosłem straty w wysokości pół miliona Demokojnów, a przez to, że ty, Ford, Mabel i parę innych osób osłabiliście moją moc nie mogę niszczyć większych wymiarów. To dorabiam na takich małych co idą po około czterysta Demokojnów. Tylko, że mogę niszczyć jeden wymiar na tydzień-wyjaśnił.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 05, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Skazani Na Siebie - Billdip - Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz