Rozdział 3 "Czarne lilie"

459 28 1
                                    


     Następnego dnia, od samego rana, Czkawka próbował przekonać do siebie białego smoka. Niestety, godziny spędzone w Akademii nie dawały rezultatów. Mimo prób przekupstwa rybami lub nawet smoczymiętką, smoczyca nie okazywała chęci współpracy. Biegała z siodłem dookoła areny, a chłopak nie mógł jej dogonić. Po dość długiej gonitwie padł na kolana z powodu braku powietrza w płucach. Smok podszedł do niego i trącił go nosem. Nagle w wejściu do Akademii pojawił się ojciec chłopaka.

- Czkawka co tu się, na Thora, dzieje? Pyskacz opowiedział mi pokrótce co się stało, ale... Jak to w ogóle jest możliwe?

- Nie wiem. Nasze smoki stały się agresywne... Nie wiem z jakiego powodu...

- To już wiem. Powiedz lepiej czy masz już jakieś podejrzenia? I co to za smok?! – wskazał na białą smoczycę.

- Podejrzenia mam, ale sam jeszcze nie wiem czy są słuszne... A ten smok może nam pomóc w rozwiązaniu tego problemu, jako jedyna nie zdziczała.

- A nie uważasz, że to wszystko przez nią?! – zmarszczył brwi – Wychodzi na to, że gdy tylko się pojawiła wszystkie wasze wierzchowce zwariowały! - Mówił to z wyraźnym oskarżeniem w głosie. Na te słowa albinos podwinął ogon i skulił się ze strachu.

- Tato proszę, nie mów tak. Przecież wiesz, że smok nie może zdziczeć przez innego smoka. Wyjątkiem są Paszczony, ale kiedy przywiązaliśmy nasze smoki, dokładnie się im przyjrzeliśmy i żaden z nich nie miał ani jednego z tych pasożytów. Poza tym to też na pewno nie wina albinoski, bo przecież Czaszkochrupowi nic nie odbija.

- Może masz i rację. Ale dalej uważam, że jest to podejrzane.

     Te słowa podziałały na smoczycę jak wiadro zimnej wody. Z powodu wcześniejszych oskarżeń, bała się wodza. Natychmiast odwróciła się od skołowanych wikingów i wyleciała z areny.

- I zobacz co żeś narobił! Schorzenie u smoków postępuje! Bez jej pomocy możemy nigdy ich nie odzyskać! - odparł Czkawka z pretensją do ojca, po czym wybiegł z Akademii nawołując smoka mając nadzieję, że ten zawróci.

     Sam Stoik był skołowany i stwierdził, że zbyt pochopnie dobierał słowa jednak duma nie pozwoliła mu tego powiedzieć na głos.

     Brązowowłosy biegał po całej wiosce i nawoływał stworzenie. Nie dbał o to, że inni mieszkańcy dziwnie się na niego patrzyli. Zależało mu tylko na dobru smoków i żeby jak najszybciej wyzdrowiały. Kiedy dotarł na urwisko za wioską, cały czas spoglądał w górę i wypatrywał smoczycy, tym samym nie zauważając wystającego z ziemi kamienia. Miał się już zatrzymać, niestety potknął się i nagle nie miał już pod sobą gruntu. Zaczął spadać z wysokiego klifu, gwałtownie wymachując przy tym rękami. Instynktownie wołał o pomoc. Jednak dotarło do niego, że tym razem jego skrzydlaty przyjaciel mu nie pomoże. Ze strachu zamknął oczy. Kiedy już bardzo mało dzieliło go od zakończonych ostro skał, poczuł pod sobą skórę i częściowo miękkie łuski. Otworzył oczy i ujrzał nowo poznaną białą smoczycę, która właśnie uratowała go od niechybnej śmierci. W mgnieniu oka, Czkawka usiadł poprawnie w siodle dziękując smoku za uratowanie żywota. Chwilę potem wylądowali przed wejściem na arenę. Natychmiast wybiegł im naprzeciw ojciec chłopaka.

- Czkawka ja... nie chciałem... Ja...

- Wiem tato. Ale to nie mnie powinieneś przepraszać. – odwrócił głowę w stronę albinoski - Właśnie uratowała mi życie.

- Przepraszam smoku... - Wódź zwrócił się w kierunku smoka i wystawił rękę. Ten wyczytał z jego oczu skruchę i na znak pojednania delikatnie przyłożył do niej swój pysk. Stoik uśmiechnął się. – Całkiem miła ta twoja nowa koleżanka. Tak właściwie to co to za gatunek?

- Nie mam pojęcia. Ale jest niesamowita. – Czkawka poklepał smoczycę, a ta odwróciła łeb w jego stronę. Spojrzeli sobie w oczy. Nie wiedzieć czemu, jej spojrzenie wydało się chłopakowi takie... ludzkie. Miał już coś powiedzieć, kiedy nagle uświadomił sobie, że musi działać jak najszybciej. A skoro smok pozwolił się dosiąść to już połowa sukcesu. - A teraz, jeśli nam wybaczysz, mamy pewną sprawę do załatwienia. – powiedział pospiesznie. Rodzic tylko skinął głową kiedy nastolatek uniósł się w powietrze na grzbiecie smoczycy.

     Parę minut później byli już w zatoczce, Czkawka zsiadł ze swojej nowej towarzyszki i zaczął dokładnie rozglądać się dookoła. Smok w tym czasie się położył.

- Słuchaj nie mogę do ciebie się cały czas zwracać w formie bezosobowej. Wypadałoby ci nadać jakieś imię. - uśmiechnął się w kierunku albinoski i usiadł po turecku na przeciwko jej pyska - Może na przykład Saphira? - smok gdy tylko to usłyszał skrzywił się. - Nie pasuje? To może Arya? - Ta sama reakcja. - Też nie? A jak zareagujesz na imię Shilla? - Znowu ten sam grymas. - Wybredny z ciebie smok. - zaśmiał się chłopak.

     W miarę kolejnych propozycji na imię, smok zaczął się coraz bardziej irytować. W końcu Czkawce zaczęło brakować pomysłów. Schował twarz w dłonie i wymamrotał:

- Ja już nie wiem, żadne imię ci nie pasuje. - Chłopak podniósł ręce w geście rezygnacji i zamyślił się. - Czy byłoby to możliwe, że ty już masz imię? – Oczy smoka zaświeciły się - Wygląda na to, że trafiłem w dziesiątkę!

     Nastolatek wyjął z torby, przyczepionej do jej siodła, swój notatnik i kawałek węgla po czym zaczął wypisywać cały alfabet. Spróbował wytłumaczyć zwierzęciu na migi, że on będzie czytał poszczególne litery, a ona ma zasygnalizować czy dana litera jest dobra poprzez skinienie pyskiem. Smok zrozumiał ten przekaz. Po paru minutach chłopakowi udało się odtworzyć jej imię.

- Dobra zobaczmy. M...i...r...a...n...a. Masz na imię Mirana, zgadza się? - W odpowiedzi smok zaczął się do niego przymilać - Wezmę to za tak. W takim razie bierzmy się do roboty. – oznajmił z uśmiechem.

     Chłopak wstał, otrzepując spodnie z piachu, po czym zaczął badać okoliczne zakamarki zatoczki. W pewnej chwili zauważył na pobliskiej ścianie, koło miejsca gdzie wylądowali feralnej nocy, dziwną roślinę. Większość olbrzymiej skały pokrywał czerwony bluszcz. Dodatkowo było widać dużo zamkniętych kielichów czarnych lilii. Ledwo go dotknął, gdy nagle został odciągnięty przez Miranę. Po chwili wszystkie lilie się otworzyły wypuszczając zielone zarodniki po czym szybko się zwinęły.

- Dzięki. Znowu mnie ocaliłaś. - Uśmiechnął się w stronę smoczycy. - To chyba znaleźliśmy źródło naszych kłopotów. Tylko po pierwsze: jak weźmiemy próbkę skoro to reaguje na dotyk? A po drugie: reszta smoków nam w wiosce zdziczeje. Pamiętam, że kiedy cię zabieraliśmy wiał wiatr i pewnie wtedy zarodniki dostały się do nozdrzy naszych smoków... Jakieś pomysły?

     Smok powoli podszedł do bluszczu i delikatnie na niego dmuchnął. Jego oddech był pod postacią pary, zupełnie tak jakby wokół była minusowa temperatura. Nagle wszystkie kwiaty, znajdujące się w polu podmuchu, zostały zamrożone. Mirana chwyciła pyskiem jedną z łodyg i próbowała ją oderwać.

- Sprytne. Jestem pod wrażeniem. - Powiedział nastolatek i pomógł smoczycy odcinając łodygę swoim nożem, który wyjął w międzyczasie zza paska. Musiał uważać, aby nie pobrudzić się zielonym płynem wydzielanym przez roślinę. - Resztę musimy spalić, dzięki temu już nikomu nie zaszkodzą. - Dodał delikatnie wkładając roślinę z kwiatem do torby przy siodle. Przy okazji szukał w niej krzemieni dzięki, którym wznieci ogień.

     Smok jednak był szybszy, w jednej sekundzie bluszcz stanął w niebieskich płomieniach.

- No tak już zapomniałem, że nie tylko zamrażasz ale też zioniesz ogniem. Jesteś niesamowita. Aż jestem ciekaw gdzie ukrywałaś się przez tyle lat. – Po tych słowach chłopak wsiadł na smoka. Kiedy z niebezpiecznej rośliny pozostał tylko popiół, wzbili się w powietrze i polecieli w stronę wioski.

Dragon Girl (Jak wytresować smoka)Where stories live. Discover now