#1

657 29 5
                                    

- Kamerzysta! - usłyszałem mój ulubiony... Żartuje najgorszy głos jaki znam. Czyli głos Marka.

Zszedłem na dół i zobaczyłem jak krzątał się po pokoju. Wyglądało to zabawnie, ale starałem się nie wybuchnąć śmiechem. Będę poważny.

- Co chcesz? - oparłem się o blat w kuchni.

- Musisz jechać do sklepu to kupić. - podał mi listę.

Wywróciłem oczami i złapałem za kluczyki od auta. Zarzuciłem na siebie kurtkę bo było dość zimno, w końcu zima nadchodzi i wyszedłem z domu. Wsiadłem do auta. Jego wnętrze było zimne dlatego włączyłem ogrzewanie. Odpaliłem silnik i ruszyłem do miasta.

***

Wracając ze sklepu puściłem jakąś playlistę i nuciłem coś pod nosem. Zatrzymałem się przed światłami, ponieważ było czerwone.  Spokojnie czekałem na zielone światło, ale gdy się pojawiło czas jakby zwolnił a ja nie mogłem nic ze sobą zrobić. Gdy ruszyłem na pasy wybiegła drobna dziewczyna, zanim zahamowałem usłyszałem trzask. Za późno zareagowałem...

Wybiegłem z samochodu i popędziłem na pasy. Siedziała na zimnym betonie podtrzymując się jedną ręką. Z jednej strony mogła uważać, a z drugiej strony ja mogłem się rozglądnąć. 

- Ej! Nic ci nie jest?! - kucnąłem przy niej, ale dziewczyna zaczęła zbierać wszystkie swoje rzeczy. Wtedy zobaczyłem plamy krwi na jezdni, a później jej zakrwawione i rozwalone kolana, kabaretki lekko wbijały się w rany. Chwila... Kto normalny przy minusowej temperaturze zakłada takie rajtuzy i krótkie spodenki? 

Chciała wstać, ale nie mogła. Za każdym razem nogi jej się rozsuwały i upadała na swój tyłek. Jednak gdy podałem jej dłoń ona ją odtrąciła. 

- Możecie jechać!? - z auta za moim Audi wysiadł wkurzony facet. Przez to co się stało nie słyszałem dźwięku klaksonów. Podszedł bliżej  zbladł. - Co żeś Pan narobił?! - nie wiedziałem co odpowiedzieć i przestraszony wzrok przeniosłem na dziewczynę. Otwierałem już buzię, żeby się wytłumaczyć, ale ona mnie wyprzedziła.

 - Wbiegłam na jezdnię na czerwonym świetle. - powiedziała skruszonym głosem patrząc smutno na mężczyznę. Zdolności aktorskie to ona posiada na pewno. - To nie jego wina, tylko moja. Za chwilę nas nie będzie. - spuściła głowę i wróciła do zbierania rzeczy. Oczywiście od razu jej pomogłem. Łukasz superbohater. Taaa... Chciałbym. 

- Dzwonię na policję. - oznajmił jej mężczyzna odchodząc. Jej oczy mało co nie wystrzeliły z oczodołów i drobne rączki zaczęły wszystko szybciej wkładać do torby.

- Nic mi nie jest to tylko zadrapania! - krzyknęła za mężczyzną, ale on jej nie odpowiedział. 

Dobra raz kozie śmierć. Wziąłem ją na ręce gdy wszystkie jej rzeczy były już w torbie, którą też wziąłem. 

- Ej! Puszczaj! - zaczęła się wiercić i lekko bić pięściami o moją klatkę. Wypadałoby przypakować młoda.

- Przestań się wiercić, bo zadzwonię po policję. - mały szantaż w stylu Łukasza. Widać było, że wcale nie chciała mieć z nimi do czynienia i na te słowa jej dłonie się rozprostowały i lekko zsunęły na wysokość moich okazałych piersi. O boże...

- Gdzie mnie z-zabierasz? - zapytała unosząc wzrok, aby spojrzeć mi w oczy. 

- Do mnie do domu, trzeba to opatrzyć. - spojrzałem na jej kolana. Tylko zadrapania? Przecież to wygląda jakby spadła kolanami na jakieś głazy z 800 metrów.

Chyba przytaknęła dlatego posadziłem ją na miejsce pasażera tak, aby nie podrażnić ran, zapiąłem jej pas i ruszyłem. Już nic gorszego nie mogło mnie dzisiaj spotkać. Całe szczęście, że nie okazała się jakąś moją fanką albo gorzej suką, która kazałaby dzwonić na policję i zrzuciłaby to wszystko na mnie. Nic się nie odzywała, dlatego zerknąłem na nią kątem oka. Bawiła się swoimi podartymi kabaretkami. Gdy tak na nią patrzyłem, widziałem jak bardzo jest jej niezręcznie i chyba żałuje. Dotarliśmy do domu. 

- Gdzie jesteśmy? - spytała cicho wyglądając przez szybę.

Nie odpowiedziałem. Zachowałem się jak gwałciciel? Mogę ją trochę postraszyć? 

- Gdzie jesteśmy?! - podniosła zestresowana głos. Powaga Łukasz!

- Mówiłem, że zabieram cię do domu. - wyszedłem z auta. Rozejrzałem się. Marka najwidoczniej nie ma, to dobrze. Trochę się wystraszyła, ale ze mnie cham, straszę dziewczynę. 

Otworzyłem jej drzwi i znowu wziąłem ją na ręce przy okazji biorąc jej torbę. 

- Ale naprawdę przepraszam. Wiem, że to moja wina. Obiecujesz, że nie zadzwonisz na policję? Nienawidzę z nimi rozmawiać. - spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Przytaknąłem i otworzyłem dom.

Weszliśmy do środka. Położyłem ją powoli na kanapie. Zdjąłem kurtkę i poszedłem do kuchni po apteczkę. Kiedy już ją znalazłem wróciłem do salonu. Usiadłem obok niej, a ona powoli się oddaliła. Boi się ciebie debilu bo zachowujesz się jak gwałciciel.

Spojrzałem na jej zakrwawione nogi i podarte kabaretki.

- Musisz je zdjąć. - pokazałem na jej rajstopy. Jej oczy wyszły z orbit. - I tak są dziurawe, a ja muszę opatrzyć twoje kolana.

Spróbowała wstać, ale nie mogła dlatego jej pomogłem. Pozbawiłem jej kabaretek. Pedofil. Siedziała już na kanapie, a ja klękałem przed nią i powoli przemywałem jej zakrwawione miejsce.

- Ał. - syknęła z bólu.

- Przepraszam. - podniosłem na nią wzrok, ale odwróciła głowę.

Jest nieco dziwna, ale co się dziwić potrąciłem ją, kazałem jej zdjąć kabaretki i przyprowadziłem ją do mojego domu. Ciekawe kiedy ktoś wezwie policję. Pedofil Łukasz. Pasowało by?

***

Skończyłem jej opatrywać nogi. Ona przez cały czas rozglądała się po domu i czasami upominała mnie, że ją boli. Przyniosłem jej wodę a ona od razu upiła łyk. 

- Właściwie to jak masz na imię? - zapytała mnie po raz pierwszy odkąd ją poznałem. Progres młoda. Oby tak dalej. 

- Łukasz. - i mam spodniach to czego szukasz, więc lepiej zapamiętaj to imię, bo będziesz je krzyczeć całą noc. Ewidentnie nadawałbym się na gwałciciela. Może zmienię branżę? 

- Laura. - odparła przechylając głowę na bok. - Czemu się tak głupio uśmiechasz? - nawet nie wiedziałem, że się uśmiecham.

- Jak każdy człowiek się uśmiecham. Ty też byś zaczęła, bo masz minę ala wpierdol. - powiedziałem siadając obok niej. Uśmiechnęła się! Jestem bogiem! BANG! BANG!  

Angel Chanel//Łukasz WawrzyniakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz