Minął już około tydzień od rozmowy z Markiem. Laura nie dzwoniła, więc albo jest dobrze i nie dzwoni albo jest źle i nie dzwoni. Są dwie opcje, ale pierwsza najbardziej prawdopodobna i mam nadzieję, że właśnie tak jest.
- Idziemy dzisiaj do klubu, tak? - do pokoju wszedł Marek.
- Taaa. - przedłużyłem, bo wcale tam nie chcę iść, ale nie mogę wystawić chłopaków. - Pójdę.
Mieliśmy iść o 22. Wolałbym spać w łóżku, a nie balować w jakimś klubie. Dzisiaj wyjątkowo się nie napije. Tak wiem coś nie tak ze mną, ale nie chcę mi się iść do psychiatry ani na odwyk. Obym wytrzymał, bo nie chcę się jutro męczyć na kacu.
***
- Mamy wszystko. Łukasz masz dokumenty?! - usłyszałem z dołu, więc zbiegłem po schodach. Marek jak baba lata po całej kuchni, salonie sprawdzając czy na pewno czegoś nie zapomniał. Może on jednak jest tym gejem?
- Ja miałbym nie mieć? No mam. - ubrałem kurtkę. - Przecież by mnie nie wpuścili bez. A nie, czekaj, przecież ty też idziesz, czyli idziemy do takiego gdzie Cię wpuszczą. - na moje słowa blondyn wywrócił oczami.
Wyszliśmy z domu. Jebana zimna. Padał śnieg i było w cholerę zimno. Współczuję bezdomnym. Założyłem czapkę i zapiąłem kurtkę. Myślałem, że to nie będzie potrzebne.
- I-ile jest °C? - zapytał Tomek i okrył się bardziej kurtką. Ten też cipa. Może oni razem z Markiem coś ten tego.
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i zobaczyłem wielki napis -10°C. Cieplutko. Pokazałem go Tomkowi. Jego oczy mało co nie wyskoczyły z oczodołów a ja panowałem nad tym, żeby się nie zaśmiać.
- Antarktyda. Pingwiny już są, chociaż Olejnik to taki morświn. - zaczął mówić Kruszel.
- A z Ciebie taka hiena. - mruknął morświn.
Rozglądałem się, ale przez ten śnieg nic nie było widać. Wsiedliśmy do samochodu i włączyliśmy ogrzewanie. Odpaliłem silnik i ruszyliśmy. Czeka mnie długa droga z tymi wiecznie wyzywającym się pedałami, od rowerów oczywiście, dlatego są tak tępi.
***
Minęły dwie godziny odkąd tu siedzimy. Nudzi mi się jak jeszcze nigdy dotąd. Wypiłem jedynie jedno piwo 2%. Spokojnie zadzwonię jutro do psychiatry.
- Chłopaki będę zwijał. - znalazłem ich na parkiecie. Byli kompletnie pijani i nie zwrócili na mnie uwagi, ale powtórzyłem nieco głośniej odciągając ich na bok.
Zaczęli coś mamrotać dlatego dałem kruszwilowi kluczyki i postanowiłem iść na nogach. Im samochód przyda się bardziej niż mi. Chwila! Oni są pijani debilu! Wróciłem się i schowałem kluczyki Markowi w ostatnią kieszonkę w saszetce, żeby ich nie znalazł pijak. Gdy byłem już spokojny wyszedłem na dwór i od razu zostałem zaatakowany przez silny wiatr. Zacząłem się trochę trząść. Dobra trudno idziemy z buta. Dlaczego musi być zima? Nie może być lata? Ja w basenie, którego nie mam, dobra wyniosę wannę na dwór.
Byłem już prawie przy domu i wtedy zobaczyłem zarys postaci siedzącej na schodach. Czyżby kolejna fanka Marka? Będę musiał ją spławić. Podszedłem bliżej i już wiedziałem, że nie jest to żadna fanka tylko Laura... Była cała w śniegu. Boże ona ma na sobie tylko krótkie spodenki i skórzaną kurtkę. Podbiegłem do niej szybko i położyłem dłoń na jej udzie, było lodowate.
- Łu-Łukasz. - trzęsła się z zimna. Ciekawe ile tu siedzi?
Wziąłem ją na ręce i szybko otworzyłem dom. Weszliśmy do środka i znowu położyłem ją na kanapie. Chyba się przyzwyczai.
- Poczekaj biegnę po koce. - pobiegłem na górę po wcześniej wymienione rzeczy.
Wróciłem ze stertą kołder i kocy. Przykryłem ją dokładnie. Na włosach i twarzy miała jeszcze płatki śniegu. Chyba zasnęła albo właśnie zawiodłem ją i umarła. Przestań przecież widzisz, że oddycha! Jeszcze godzina siedzenia przed moim domem, a by zamarzła. Dlaczego nie zadzwoniła wpuściłbym ją. I dlaczego nadal ma na sobie ten ubogi strój? Już lepiej by było jakby założyła moje dresy i bluzkę, przynajmniej ciepło by jej było. Ale czemu siedziała przed moim domem? Wyglądała jakby właśnie wyrzucili ją z jej domu bo nie wyglądało to jakby się przeszła i nagle jej się zimno zrobiło. Chociaż dobrze, że trafiła na mnie, a nie na Marka albo Tomka, pijanych.
Podniosłem jeszcze na chwilę jej głowę i włożyłem pod nią poduszkę. Co ona tu robiła? Wyglądała jakbym był jej ostatnim wyjściem. Nadal wyglądała niewinnie i bezbronnie.
Oby Marek znalazł sobie jakieś "towarzystwo" w tym klubie i nie przyszedł mi teraz do domu najebany w trzy dupy drąc mordę i budząc zmęczoną dziewczynę. Nie zdziwiłbym się szczerze mówiąc.
Nie chciałem zostawiać jej samej dlatego usiadłem na przystawionym fotelu i włączyłem cicho telewizję, która leciała w tle a ja sprawdzałem social media na telefonie co jakiś czas sprawdzając czy Laura śpi czy nie. Spała jak zabita. Eee... Żart nie na miejscu?
Nagle telefon zaczął dzwonić, a ja nie spodziewając się tego rzuciłem nim lekko do góry i gdyby nie mój refleks to pewnie byłby trzask. Szybko odebrałem nie patrząc kto dzwoni i zmyłem się z salonu do kuchni.
- Pszy- Przyjedź po nas. - mówi bełkocząc Marek.
- Nie mogę. Zamówcie se taksówkę i jedźcie do Oleja. - powiedziałem wolno, żeby zrozumiał.
- Zamówić jakiego oleja? - chyba nie działa.
- Taksówkę pijaku. Taksówkę zamówić. - powtarzam jak do dziecka.
- Aaa... Parówkę. - w tym momencie strzeliłem sobie z otwartej ręki w twarz. - Olejnik zamów parówkę. - ja pierdole co za debil. Rozłączyłem się licząc, że sami sobie poradzą, ale z nimi to gorzej niż z dziećmi. Chociaż dzieci nie piją... A nie to dwudziesty pierwszy wiek.
CZYTASZ
Angel Chanel//Łukasz Wawrzyniak
FanfictionW szarej rzeczywistości ona nie umie się odnaleźć. Szuka czegoś lub kogoś co ponownie pomoże jej zrozumieć otaczający ją świat i pokochać go. Delikatna istota w świecie tak brutalnym. Czy sobie poradzi? A może znajdzie coś lub kogoś co jej pomoże?