2.Ani żywej duszy

31 3 0
                                    

Słońce chyliło się ku zachodowi. Line zmęczyła się biegiem, zresztą zaczynała czuć pragnienie. Dookoła żadnego człowieka. Dziewczyna wiedziała, że musi zdobyć zapasy żeby przetrwać. Może dotrze do miasta przed północą. 
Line przełknęła ślinę. Była w środku lasu w dodatku robiło się ciemno, a ona nie znała trasy do miasta. Uznała że, najlepszy pomysł poszukanie drogi. Jak postanowiła tak zrobiła. 

Dziewczyna znalazła drogę po ok. godzinie błądzenia po lesie. Otarła pot z czoła po czym ruszyła w stronę którą pokazywał napotkany drogowskaz. 

3:45

Line dotarła do niewielkiego miasteczka. Wyglądało na opuszczone. Okna powybijane, drzwi otwarte na oścież. Ani żywej duszy. Dziewczyna szła ulicą. Żadna lampa uliczna się nie świeciła. Wysiadł prąd. 
Parker kątem oka dostrzegła ruch. Zacisnęła ręce na siekierze i wzięła zamach.
-Woo... spokojnie - Ktoś chwycił ją za ramię - Nie jestem ugryziony. Chodź za mną.
Line i tak nie miała lepszego wyjścia więc poszła za nie znajomym. 
Szli cicho.Nieznajomy prowadził dziewczynę, przez ciemne uliczki. 

-Niewiele osób przetrwało 1 falę... Ci którzy przeżyli...ekhem... nie zostali ugryzieni, ukryli się w kanałach. Przynajmniej na chwilę obecną.- Chłopak zmierzył Line wzrokiem.
- Nie zabawię tu długo -powiedziała - Czekam aż wzejdzie słońce 
-Domyślam się. Cóż znajdźmy ci jakieś ciuchy bo więzienny uniform zaufania nie budzi. 
Dziewczyna przekręciła oczami. Nie chodziło jej o zdobycie przyjaciół, a raczej o sprzęt, żywność i leki. 
Chłopak wszedł do jednego z małych domków i włączył latarkę. 
-Jestem Rupert. - Powiedział - A ty księżniczko? 
-Line, i nie jestem księżniczką -rzuciła chłodno dziewczyna i otworzyła szafkę na buty w przedpokoju. Para wysokich do kolan traperów od razu przykuła jej uwagę. 
Parker ani na chwilę nie odłożyła swojej siekiery. Przeszukała dom  w którym zalazła opakowanie tabletek przeciwbólowych, czarną koszulkę,kamizelkę rybacką, szarą czapkę oraz jeansowe spodnie,które wpuściła w trapery.
-Chcesz poznać resztę? -Zapytał chłopak.
-Jesteś zbyt ufny... Pilnuj własnej dupy, a nie pomagaj nieznajomym. -powiedziała chłodno po czym minęła chłopaka w drzwiach. 
-I tyle? Podziękowałabyś chociaż królewno...- Rzucił za dziewczyną 
-Za podziękowanie uznaj to, że cię nie zabiłam- Line machnęła ręką i ruszyła na drogę wyjazdową z miasta.

5:00

Słońce w pełni wstało. Opuszczając miasto Line splądrowała jeszcze kilka domów znajdując kilka butelek wody,bandaż, notatnik i puszkę energetyka. Sącząc napój szła drogą w stronę Phoenix. Przed nią było jeszcze kilka małych miast. Na polu panował względny spokój. Gdzie nie gdzie jakiś zombiak się przewinął, ale szybko kończył  z głową przeciętą wpół. 
Line obserwowała. Gromadziła informacje a, następnie zapisywała je w dzienniku który znalazła w jednym z domów.
Na ulicy stały opuszczone przez właścicieli samochody. W żadnym nie było ani kluczyków ,ani benzyny.
Do kolejnego miasta zostało jeszcze kilka dobrych kilometrów.
Line zaczynała czuć głód,a napój energetyczny  pobudził pragnienie.
 Kiedy dotarła do miasta dochodziło południe. Znalazła bezpieczne schronienie i zatrzymała się w nim na dłuższą chwilę. 
Wyjęła dziennik i zapisała w nim listę rzeczy potrzebnych do podróży do Phoenix.
 

11:00

Line dotarła do miasta. Zupełnie jak poprzednie, to tak samo świeciło pustakami. Dziewczyna jednak czuła, że nie jest w nim sama. Zacisnęła palce na siekierze i ruszyła w stronę domków jedno rodzinnych.
-Świetnie - mruknęła i spojrzała na swoją listę -Potrzebna mi woda, bez niej nie przeżyję za długo w tym upale. 
Podeszła do przystanku autobusowego. Usiadła na ławce po czym otworzyła plecak.
-Zostało mi 2 butelki wody. Brak jedzenia też niedługo wda się we znaki. -mówiąc to dziewczyna ruszyła w stronę domków jedno rodzinnych. Przeszukiwała lodówki i pokoje. Nagły świst. Na dolnej części policzka pojawiła się rana, a w ścianie za nią gwóźdź. 
-Kim jesteś?! To dom mój i mojego męża! - Wrzasnęła kobieta. 
Miała rozdartą koszulę i znoszone jeansy. 
-Spokojnie. - Line podniosła ręce do góry. Czuła jak krew spływa jej po policzku - nie wiedziałam, że ktoś tu mieszka. Przeszukuje okoliczne domy. Nie jestem ugryziona. 
-Jak się tu dostałaś? - kobieta nie wypuszczała z rąk pistoletu na gwoździe.
-Włamałam się oknem. - Line wiedziała,że tym razem musi odpuścić i spróbować uspokoić kobietę.
-Odłóż broń -Powiedziała kobieta. Line posłusznie wykonała rozkaz. 
-Umiesz strzelać. Specjalnie zraniłaś mi policzek. - Powiedziała spokojnie Line.
-Pracowałam w policji. -powiedziała kobieta - Wiem doskonale kim jesteś.
"Szlag" pomyślała Line. Gdy kobieta podeszła bliżej, Line ujrzała znajomą twarz.
-Ty jesteś... -zaczęła mówić dziewczyna 
-Tak, to ja przyjeżdżałam na kontrolę więźniów. Wiem o tobie wszystko Parker.
Po czole Line spłynęła kropla potu. Policjanci którzy przyjeżdżali na kontrolę wiedzieli wszystko. Musieli wiedzieć z kim mają do czynienia. Tak więc policjantka znała Line od podszewki. Wiedziała jak bardzo dziewczyna jest niebezpieczna. 
-Miałaś ostatni gwóźdź. Już bym nie żyła gdybyś miała ich więcej. - Powiedziała Line.
Po tych słowach policjantka opuściła broń. 
-Jesteś spostrzegawcza. Nic dziwnego, że żyjesz. - Ton kobiety się zmienił na bardziej łagodny. 
-Mogę opatrzyć sobie ranę zanim wda się zakażenie? 

Line siedziała na kanapie. Kobieta przyniosła jej wodę utlenioną i plastry w taśmie. 
-Gdzie jest twój mąż? - zapytała dziewczyna.
-Cóż... za szopą. pochowany. Został ugryziony pierwszego dnia tej gównianej apokalipsy. 
Line odwróciła wzrok.
-Nie musisz udawać, że ci przykro. Twoje wyniki badań pokazały, że masz bardzo niską empatię. 
Nastała niezręczna cisza. Line oczyściła ranę po czym przyłożyła gazę i nakleiła plastry. 
-Masz znalazłam je u waszych sąsiadów.- Frela rzuciła policjantce paczkę gwoździ. 
-Dzięki. Normalna broń jest za głośna i ściągnęła by wszystkich szwędaczy z okolicy. 
-Obserwuje je. Te zombiaki. 
-Tak te je obserwuje z piętra. Mam widok na całą okolicę. 
-Będę się zbierać.. Muszę odnaleźć ..
-Brata... tak myślałam. - powiedziała kobieta. Line przytaknęła. 
-Miło było cię widzieć- powiedziała dziewczyna i ruszyła w stronę wyjścia. 
-Line. 
-Tak? 
-Nie daj się zabić dziewczyno. - Kobieta uśmiechnęła się. 
Line kiwnęła głową i wyszła na ulicę. 

15:30

Line opuściła miasto.  Zabierając ze sobą trochę puszek z konserwą i parę butelek wody. 
Plan: Znaleźć miejsce na nocleg. Brak snu wdawał się we znaki. Dziewczyna szła wolniej. Co jakiś czas ziewała. Policzek zaczynał powoli piec. Na szczęście policjantka dała Line 3 butelki wody utlenionej. 

20:00 

Zaczynało się ściemniać a Line dalej nie znalazła miejsca na nocleg. Szła polem co nie było mądrym pomysłem. 

21:30

Line dotarła do małego miasta. Weszła do jednego z domów. Zaryglowała drzwi  i udała się na piętro.  Na piętrze było dwóch szwędaczy. Dziewczyna pozbyła się ich,a następnie położyła się na łóżku i zasnęła. 

3:00

Czyjś wrzask na ulicy.   

Grey DaysWhere stories live. Discover now