Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───
taeyong's part
Jak doradził mu Johnny, zaprosił Jaehyuna do tańca.
Z początku chłopak nie chciał iść, mówiąc tylko o tym, jak nie potrafi tańczyć.
Jednak po kilku minutach, gdy do akcji wkroczył chłopak Seo, ten w podskokach wziął go za rękę i niemal biegiem pociągnął w stronę parkietu.
Przez jakiś czas nie mogli złapać rytmu, kołysząc się powoli, jak stare, dobre małżeństwo na dancingach.
Było czuć między nimi niezręczność.
Pierwsze dwie piosenki kołysali się bezsensownie, dopiero biorąc się w garść, gdy podczas trzeciej piosenki Taeyong położył dłonie na jego talii, biorąc w końcu sprawy w swoje ręce.
Chciał spędzić z Jaehyunem trochę czasu, poznać go bliżej itd.
A tracił najzwyczajniej w świecie czas na jakieś podchody, który były zbyt dziecinne jak na niego.
— Zaufaj mi, jestem dość dobrym tancerzem — Powiedział, starając się przekrzyczeć głośną muzykę, jednak Jaehyunem usłyszał go doskonale.
Odetchnął głośno i pozwolił muzyce się porwać.
Już nie kręcili się w kółko, a wręcz płynęli w rytm piosenki, która zbyt mocno trafiała do nich oboje.
"and this kind of pain, only time takes away that's why it's harder to let you go and nothing i can do, without thinking of you"
Nie zorientowali się nawet, gdy pod koniec piosenki zaczęli się przytulać, czując jak ten moment mógłby trwać wieczność i jeden wieczór dłużej.
Było im dobrze i przede wszystkim każdy z nich wiedział, że ten czas był idealny, by naprawić wszystko, co wydarzyło się wcześniej.
Te kłamstwa, przykre słowa i błędnie odczytane intencje.
Teraz mogły zniknąć w zapomnienie.
Gdy zeszli z parkietu, już lekko zmęczeni, Taeyong podszedł do swojego przyjaciela, zaś Jaehyun udał się na chwilę do łazienki.
— Nieźle Terencjusz, nieźle — Zaśmiał się, klaszcząc głośno na jego widok.
— Dziękuję za docenienie panie Johnatanie, dziękuję — Ukłonił się nisko i napił się drinka, leżącego na stoliku naprzeciw niego.
Skrzywił się lekko, po czym odłożył go z powrotem na miejsce.
— Kogo był niedobry drink?
— Mojego faceta, Chittaphona
— Co to w ogóle jest i dlaczego on pije takie badziwie?
— Jego się pytaj, dlaczego pije tylko kwaśne drinki, przesączone alkoholem — Wzruszył ramionami, pijąc drugą z rzędu puszczę coca-coli.
Johnny nie pił prawie w ogóle alkoholu, dlatego też w większości przypadków robił za kierowcę swojego chłopaka, który wręcz kochał imprezować i pić kolorowe drinki z palemką, które były tak mocne, że normalnemu człowiekowi wypaliłoby to przełyk.
— A co to mój chłopak jest? Ja tylko zapytałem, nic więcej
— Ty lepiej pilnuj Jaehyuna, a nie mi tyłek zawracasz
— A on nie wrócił jeszcze z łazienki? — Zapytał, rozglądając się dookoła.
Z jego obliczeń wynikało, że chłopak siedział w łazience dobre piętnaście minut, co było zdecydowanie zbyt długim czasem, nawet na dyskotekach.
Wstał z kanapy, poprawił ubranie i skierował się w stronę męskich toalet, gdzie zamierzał znaleźć Kima.
Mijając wyjście, zobaczył Tena palącego cienkiego, zapewnie mentolowego papierosa.
Pamiętał, jak Seo narzekał na niego, że za dużo pali, cuchnąc nikotyną na kilometr, co momentami go irytwało.
Nie zamierzał niczego mu zabraniać, ani zakazywać, bo ten zapewne i tak go nie posłucha, robiąc po swojemu.
Dowiedział się niedawno, jaki tak naprawdę był Tajlandczyk i jak bardzo ciężkie było życie z nim pod jednym dachem.
Ale jak to mówiła jego babcia:
"Każdy potwór znajdzie swojego amatora".
Będąc coraz bliżej swojego celu, usłyszał krzyki, które rozbrzmiewały tuż obok wejścia do łazienek.
Jeden głos należał z pewnością do Jaehyuna, który był już w stanie rozpoznać wszędzie i o każdej porze.
Podszedł bliżej, starając się usłyszeć, z kim rozmawia i dlaczego tak głośno krzyczy.
— Powiedziałem ci, byś dał mi spokój i więcej do mnie nie gadał — Z kilometra mógł teraz wyczuć, jak bardzo zdenerwowany był chłopak.
— Nie możesz mnie powstrzymać skarbie, przecież wiesz jak bardzo mocno mnie potrzebujesz. Nie możesz w końcu beze mnie żyć
— Przestań pieprzyć
— Kocham, gdy tak do mnie mówisz skarbie
— Ale on ciebie nie kocha, wiesz? Zadaje się z tobą z litości, by nie było ci przykro — Roześmiał się głośno nieznajomy.
Taeyong mógłby przyrzec, że gdzieś słyszał ten głos, tylko nie pamiętał za bardzo do kogo on należał.
— Zamknij się Doyoung! On mnie kocha i nigdy mnie już nie zostawi. Za to ja już kończę z tobą i tym chorym układem. To był błąd, który nie powinien był się zdarzyć. Byłem rozbity i samotny, a ty... ty byłeś przystanią, która pozwalała mi się czuć, jak w domu
Nie chcąc, by go zauważyli, ostrożnie wycofał się do tyłu, w kierunku drzwi wyjściowych.
Musiał się przewietrzyć i zebrać myśli bo nadal do niego nie docierało, że jego Jaehyun tak naprawdę nigdy nie był jego.