9. Z rodziną najlepiej na zdjęciach

3.8K 309 114
                                    


Gdy z każdą chwilą znajdowałem się coraz bliżej domu, czułem nieodpartą chęć zawrócenia. Wystarczyło, że pomyślałem o mamie, która już była w mieszkaniu, a nie powinna. O wkurwionym Pawle, z pewnością nie będącym najprzyjemniejszym towarzystwem. I o ojcu, którego brakowało do upiększenia tej wizji, patrzącego na wszystko ze smutkiem i skaczącego dookoła mamy z miną: „tylko nie umieraj". Na szczęście to ostatnie wydawało mi się tak bzdurne i nielogiczne, że nawet nie było co tego oczekiwać.

Wszedłem do klatki i momentalnie poczułem ciężki zapach stęchlizny pomieszanej z moczem, bo nie raz, nie dwa, zdarzyło się, że jakiś bezdomny tu narobił. Skrzywiłem się, automatycznie przypominając sobie dom Sebastiana. Wiem, że nie było żadnego sensu w porównywaniu naszych warunków życia, bo te różniły się masakrycznie, ale... tak jakby... zaczynałem tęsknić. U niego czułem się dobrze, czego oczywiście nigdy bym mu nie przyznał. Wolałem już siedzieć na jego sofie z udawaną nadętą miną, niż powiedzieć, że lubię jego towarzystwo i dom. Bo lubiłem. Mimo wszystko nie była to taka chłodna, bezwyrazowa willa, jakie to widuje się często na filmach. Tam w każdym pomieszczeniu, w każdym kącie, widać było znaki tego, że w budynku żyli ludzie. Że nie był on tylko na pokaz. Czy to brudne kubki w zlewie, przewieszone przez oparcie sofy ubrania, damskie okulary na drewnianym stole w ogrodzie, a i nawet ten bałagan w pokoju Sebastiana.

A jednak, pomimo tego wszystkiego, co teoretycznie powinno wprowadzać chaos, dom był czysty. No, może oprócz sypialni Seby.

Westchnąłem, otwierając drzwi i zamykając je za sobą z głośnym skrzypnięciem. Mama wychyliła się momentalnie z kuchni, uśmiechając do mnie z papierosem w gębie. Skrzywiłem się, ale nie skomentowałem, a jedynie zrzuciłem trampki na kupkę butów, jakie stały w przedpokoju, ciskając odzyskaną piłką w kąt.

– Grałeś? – zapytała. Spojrzałem na nią, zamierając na chwilę. Odchrząknąłem i kiwnąłem głową, ruszając do kuchni, a konkretnie do lodówki, z której wyciągnąłem parówkę i keczup.

Zerknąłem na mamę kątem oka. Opierała się o blat stołu i przyglądała mi się z dziwnym wyrazem twarzy, jakby z rozczuleniem. Zmarszczyłem brwi, udając, że wcale tego nie zauważyłem, po czym obdarłem parówkę z folii i zamoczyłem ją w słoiczku keczupu. – Kiedy żeście wy mi tak wyrośli? – Teraz już wbiłem w nią nierozumiejące spojrzenie. Przeżułem powoli parówkę, nie odpowiadając.

– Dlaczego nic nam nie mówiłaś? – zapytałem.

Czy ona zawsze była taka szczupła? – myślałem, obserwując ją uważnie. Zawsze wyglądała tak mizernie? Jasne, miała masę zmarszczek, wyciągniętą skórę na szyi i ziemistą cerę, zawsze wydawało mi się jednak, że to wszystko przez papierosy i alkohol, nie zastanawiałem się nigdy, że może być chora.

– A co miałam mówić? – zapytała, gasząc papierosa w brudnym talerzu, jaki stał obok.

– Na przykład, że masz raka? Że powinnaś brać leki? – podsunąłem, po czym wepchnąłem sobie resztę parówki do ust. Mama westchnęła ciężko, sięgając drżącą, chudą ręką do paczki papierosów. Wyciągnęła kolejnego i zapaliła.

– Dziecko... – zaczęła.

– Dalibyśmy ci te pieprzone pieniądze! – wrzasnąłem nagle, uderzając dłonią w blat kuchenny. – Zrobilibyśmy wszystko, bylebyś tylko z tego wyszła!

Uśmiechnęła się lekko, żałośnie. Patrzyła na mnie swoimi zmęczonymi oczami, jak dobra matka na swoje ukochane dziecko. No do kurwy nędzy! Gdyby odkrzyknęła mi coś w odpowiedzi z furią, a nie udawała dobrą matkę, prawdopodobnie bym się tak nie zdenerwował.

Za trzy punkty |bxb| - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz