~1~

890 24 8
                                    

Gary, Indiana 27 marzec 1973 r.
- Ałaa, puść ! To boli ! - ledwo krzyczałam próbując wydostać się z mocnych ramion Bryce'a.

Ten jednak nie zamierzał mnie puścić i nadal zaciskał ręce na mojej szyi. Nie miałam jak i dokąd uciec. Próbowałam się wyrywać, ale nawet to nie poskutkowało. Byłam wykończona. Jednak ostatkiem sił udało mi się podnieść nogę i kopnąć Bryce'a... wiecie dobrze w co. Ten automatycznie mnie puścił, a ja spadłam na podłogę łapiąc się za szyję. Ocknęłam się jednak po sekundzie i szybko wybiegłam z kantorka zostawiając Bryce'a, który wił się z bólu. Jak najszybciej potrafiłam pobiegłam pod drzwi klasy, w której miała odbyć się ostatnia lekcja. 

Zdążyłam akurat na czas z dzwonkiem. Całe szczęście. Mam nadzieje, że nie spotkam Bryce'a już do końca tego dnia. Nienawidzę tej szkoły. Nienawidzę nikogo... tak samo jak inni nienawidzą mnie. Ach, no tak... zapomniałam się przedstawić. Nazywam się Angie Ross. Mam 15 lat. Nie jestem zbyt lubiana. Kilka osób z mojej szkoły znęca się nade mną. Jedną z tych osób jest Brayce. Nie jestem kujonką. Powiedziałabym raczej wręcz przeciwnie. Moje oceny są takie jak u większości amerykańskich nastolatków. Czyli zwyczajne. Moi rodzice ? Są przez cały czas zajęci pracą. W sumie nie narzekam, bo mam wszystko czego mi potrzeba. Dom, jedzenie , ubrania. Nie jesteśmy jakoś obrzydliwie bogaci. Jedyne czego mi brakuje to wsparcie moich rodziców. Prawie w ogóle ich nie obchodzę. Rzadko kiedy się widujemy, przez ich ciągłe wyjazdy.

Przerwa już dobiegła końca i wchodziłam do klasy na biologię. Tradycyjnie postanowiłam usiąść w ostatniej ławce. Nie wiem nawet o czym się uczyliśmy, bo zaraz po tym jak usiadłam to zasnęłam. I takim sposobem lekcja minęła mi bardzo szybko.

Mój powrót ze szkoły wyglądał jak zawsze tak samo. Podczas gdy wracałam do domu przez cały czas oglądałam się za siebie, czy nie podąża za mną któryś z chłopaków, który się nade mną znęca. Gdy już przekraczałam próg domu byłam szczęśliwa, że cała i zdrowa dotarłam na miejsce. Kto wie co zrobiłby mi Bryce i reszta z jego ekipy. Jedyną osobą, która przeważnie była w domu i zawsze mogłam na nią liczyć była moja siostra Diana. Ma 29 lat, jednak nadal z nami mieszka, ze względu na częste wyjazdy rodziców.

Zawsze mogłam jej o wszystkim opowiedzieć. Jedyną rzeczą, o której jej nie powiedziałam jest to, że w szkole jestem ofiarą grupki osób. Co już wiecie.

Diana jest wspaniała. Ona jedyna tak naprawdę się o mnie troszczy. W sumie, to mogłabym powiedzieć, że jest bardziej dla mnie jak moja mama niż jak siostra, ale to tak na marginesie.

Ściągnęłam buty i powoli udałam się w stronę salonu.

- Diana, jesteś w domu ?
Odpowiedziała mi głucha cisza. Więc jednak nikogo nie ma.

Skierowałam się w stronę kuchni, licząc na to, że będzie czekać na mnie ciepły obiad. Jak zawsze. Myliłam się. Przewróciłam tylko oczami i otworzyłam lodówkę. Postanowiłam zrobić sobie naleśniki z dżemem. Nie chciało mi się stać w kuchni i marnować czasu na przyrządzanie niewiadomo czego.

Po 15 minutach moje naleśniki były już gotowe. Powoli zaczęłam zjadać pierwszego naleśnika. Moją uwagę przykuła gazeta, która leżała na blacie kuchennym. Leniwie wstałam biorąc gazetę w obie ręce. Na stronie tytułowej zobaczyłam zdjęcie zespołu The Jackson 5.
-„Oni to mają szczęście"- pomyślałam. Jeszcze przez chwile spoglądałam na zdjęcie i uśmiechałam się pod nosem, ponieważ moją uwagę przykuł jeden z braci. Miał piękne oczy. A o uśmiechu to już nie wspomnę.

Postanowiłam go narysować. I tak nie miałam niczego innego do zrobienia. Złapałam gazetę w rękę i pobiegłam do mojego pokoju. Wyciągnęłam z szafki ołówki oraz farby. Na początku zaczęłam szkicować jego twarz. Starałam się, aby szkic  był jak najbardziej podobny.

Just Good Friends M.J.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz