f i r s t

3.2K 71 6
                                    

Nie wiem czym ci Panie Boże zawiniłam, ale wychodząc na świeże powietrze w środku marca liczyłam, że będzie dość ciepło, a najważniejsze, że nie spotka mnie deszcz. W momencie wybrania tylko lekkiej, choć ocieplanej, zielonej bomberki bez kaptura, z elementami wojennymi zastanawiałam się nad zabraniem parasola. Jednak nie byłabym sobą gdybym nie stwierdziła o bezużyteczności danego przedmiotu.

Idąc z samego rana jak co dzień po kawę, słuchałam ulubionej playlisty w telefonie. Bo kto nie kocha Lany Del Rey czy Katty Perry.

Wzięłam jak zwykle pierwszy lepszy autobus do centrum Radomia i pojechałam w celu zamówienia napoju bogów. W miedzyczasie, podczas słuchania ulubionej artystki usłyszałam huk, a potem odbijające się krople deszczu po szybie pojazdu. Dzisiejszy dzień chyba jest zapisany na klęskę. Wybiegając wręcz z autobusu, potrąciłam kogoś ramieniem, od razu przepraszając. Z braku czasu i padającego na mnie deszczu, nie zatrzymałam się, tylko przyśpieszyłam widząc szyld znajomej kawiarni.
Zajęłam stałe miejsce na kanapie w rogu, wyjęłam z torby książkę od biologii, która o dzięki nie była tak mokra, wraz z notatkami.

-Co podać? - usłyszałam głos Krystiana, mojego chyba ulubionego kelnera, jak i najlepszego przyjaciela od czasów przedszkolnych, kiedy to łamał mi kredki, albo pożyczał ode mnie i nigdy nie oddawał. Jak ja wtedy go nienawidziłam, czysta nienawiść dzieci przez zabawki. W drugiej klasie podstawówki przyszło nam razem tańczyć poloneza do szkolnego konkursu. Nasza wrogość przeszła na naszą współpracę i coraz gorzej nam szło. Nasza ukochana wychowawczyni wtedy zainterweniowała, stanęła między mną, a chłopakiem mówiąc:
-Jeśli nie wygracie, możecie pomarzyć o wycieczce do Bałtowa.
I to był chyba moment przełomowy, podaliśmy sobie ręce, przepraszając. W tamtym momencie zainteresowałam się tańcem, ćwiczyliśmy na każdym wfie, ale chyba było warto. Po dwóch miesiącach wygraliśmy pierwszy konkurs w życiu, a ja ze szczęścia przytuliłam chłopaka. Zaczęła się długa przyjaźń, trwająca do czasów liceum.

-To co zawsze, zwykłe latte. - chłopak patrząc na mnie z pilotowaniem przytaknął, zapisując w notesie.
Zaczęłam czytać notatki z działu o człowieku. Tematy dość proste, jednak duża pamięciówka. - słaba pamięć, nie podołasz. Patrzyłam na zegarek, zbliża się kwadrans po siódmej. Szczerze nigdy nie wiem z czego wychodziło to, że wolałam wstać godzinę wcześniej, pójść do kawiarni pouczyć się, niż spać dłużej, bądź też umalować się w domu, by wyglądać jak człowiek.

Zastanawiając się nad kolejnym elementem ciała człowieka, usłyszałam słynny dzwonek, który dzwonił kiedy ktoś wchodził do środka. Otrzymując kawę od kelnera, podziękowałam patrząc w górę na kolejnych klientów. Być może była to kwestia mojego punktu widzenia, ale wydawali się naprawdę wysocy, ale może mi się wydawało. Dwóch chłopaków w przedziale wiekowym 20-25 lat, bruneci, wysportowani, jeden aż za bardzo, wytatuowana ręka i głośne, za głośne rozmowy. Nikt nie chce słuchać krzyków wręcz o siódmej rano. Więcej moich przemyśleń na ich temat nie było, wróciłam do nauki zagadnień. Po około piętnastu minutach bardziej umięśniony chłopak wyszedł, kładąc pieniądze na ladę. Cały czas czułam na sobie wzrok drugiego, patrzył na mnie wywiercając mi dziurę oczami. Wstałam, pakując książki, w tym samym momencie podniósł się i on. Podeszłam do kasy, zapłaciłam należytą sumę, a na odchodne rzuciłam:
-A teraz kochany trzymaj kciuki, żebym nie wyglądała jak mokry pies w szkole. - Krystian lekko się zaśmiał, jednak przytaknął, mówiąc bym uważała, padało jak nigdy.

Tego dnia naprawdę lało, a ja cholernie żałowałam braku czegokolwiek by ukryć się przed deszczem. Wyszłam zza drzwi, stanęłam właściwie przerażona trasą, jaka mnie czeka. Mogłam iść, albo na przystanek, albo na pieszo 10minut w deszcz. Jedna i druga opcja były ryzykowne i stratne. Trzymając ręce nad głową ruszyłam po prostu przed siebie. Nagle ktoś chwycił mnie za ramię, dużą, męską ręką.

-Chodź, podwiozę Cię. - fakt byłoby miło, jednak nie mogłam mu zaufać w pełni, jak i tracić jego pewnie cenny czas.

-Szczerze nie trzeba, jakoś dam radę, oraz pewnie masz nie po drodze. - On tylko złapał mnie za rękę, otworzył mi drzwi do nowoczesnego samochodu i odpowiedział:

-To gdzie sobie panienka życzy?

-Eh, VII liceum ogólnokształcące, wiesz mniej więcej gdzie to jest?

-Nawet po drodze. - włączył radio, a reszta drogi minęła nam na podśpiewywaniu piosenek z radia.

Kiedy wychodziłam, podziękowałam, a on uśmiechnął się:

-Cała przyjemność po mojej stronie, do następnego spotkania.

Weszłam do szkoły, kierując swoje kroki w stronę szatni klasy, do której uczęszczałam. Odwiesiłam swoją kurtkę, zmieniłam czarne, ubrudzone trapery na luźne trampki. Biorąc pod uwagę godzinę o której przyjechałam do szkoły, co nawet na mnie było za wcześnie. Siedziałam przeglądając różne media społecznościowe, aż do szatni wkroczyła moja najlepsza przyjaciółka.

Liliana, bo tak miała na imię, rzuciła tylko że musimy porozmawiać. Szczerze, znając ją to chodzi o coś w stylu 'daj spisać pracę domową'.

Razem z zamiarem rozmowy, poszłyśmy na 2 piętro, gdzie nasza klasa miała mieć lekcje. Zajęłyśmy miejsce na korytarzu pod oknem, a ona zaczęła:

-Uwaga, kochana mam złe i dobre wieści.

Lekko się przeraziłam, bo to zazwyczaj jest coś złego, jak ktoś zaczyna tak rozmowę. Miałam oczy w tym momencie jak z orbity, a jej wyraz twarzy mi nie pomagał.

-Niepotrzebnie przedłużasz Lila, jakie są dobre wieści?

-Dostałam się do szkolnej drużyny siatkówki! - z tego co wiem dziewczyna strasznie interesowała się tym sportem, oglądała mecze, a jej warunki odpowiadały by zacząć grę na lepszym poziomie. Miała około metra osiemdziesięciu wzrostu, co może nie jest dużym wyczynem, ale przy mnie była to widoczna różnica.

-Świetnie! A jaka jest ta zła wiadomość? - Ogólnie szczerze, sama jestem trochę fanka siatkówki, może nie nałogową, ale na wfie lubię pograć w to. Na mecze nie chodzę, jednak czasem zdaży się obejrzeć coś w telewizji. Ale ze szczęścia bliskich trzeba się cieszyć.

-Będę miała mniej czasu na nasze spotkania grupowe, wiesz jak to będzie, treningi, zawody, poświęcenia. Zawsze moim marzeniem było grać na lepszym poziomie, w drużynie i teraz to się może spełnić.

-Nawet nie myśl, że będę cię oceniać. Powinnaś spełniać swoje cele życiowe, to jest najważniejsze.

W tym momencie usłyszałyśmy dzwonek, więc skierowałyśmy się do klasy biologicznej.
Siedząc w ławce przypomniałam sobie o tajemniczym chłopaku, który wbrew pozorom uratował mnie przed zmoknięciem. I teraz wiem, że całkowicie zapomniałam o tym żeby spytać go o imię. Jednak świat się nie zawali, będę jedynie mogła marzyć o nim. Postanowiłam zainteresować się lekcją, aby nie mieć dużego szoku, kiedy zapytają mnie o coś związanego z tematem.

Jednak na marne. Masz ci los, że cały dzień myślałam o jego zielonych oczach, a całe skupienie poszło w przepaść.

Valentine | Tomasz FornalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz