4.JUŻ CI DAWNO WYBACZYŁAM

27 1 0
                                    

Do moich błękitnych oczu nagle zaczęły docierać pojedyncze promienie wschodzącego słońca. Niechętnie przetarłam twarz i spostrzegłam się, że wszędzie jest już jasno. Siedziałam właśnie na jakiejś ławce w parku. Nawet nie wiem kiedy i jak się na niej znalazłam. Musiałam być najwidoczniej tak zmęczona, że nie pamiętam wykonywanych przeze mnie czynności. Rozejrzałam się w około siebie. Nikogo nie było, byłam tylko ja, drzewa i ławki. Dlaczego to mnie dziwiło? Był wczesny niedzielny poranek, a ja głupia się zastanawiałam dlaczego do cholery jestem tu sama. W sumie to lepiej, że nikt mnie nie widział. Jeszcze mi tylko brakowało, żeby ktoś zaczął się martwić mną. Co jeśli mnie znajdą i znowu tam trafię? Nie chcę, nie mogę do tego dopuścić. Po prostu nie mogę. Chce być gdziekolwiek byle nie tam.

Podniosłam się do pozycji siedzącej i przeciągnęłam ręce nad głową jak to po porannym przebudzeniu. Spojrzałam się jeszcze raz przed siebie po czym wstałam. Moje nogi były zmęczone, ale nie tak ja poprzedniej nocy. Nie wiem ile tak chodziłam wczoraj, ale nie był to chyba najkrótszy dystans.

Wciąż nie mogę uwierzyć, że to zrobiłam, że byłam do tego zdolna, że jestem tutaj, że najzwyczajniej w świecie jestem wolna.

Jestem wolna.

Teraz tylko muszę ogarnąć całe swoje życie. Tylko? To śmieszne stwierdzenie zważając na fakt, że nic nie mam. Nic nie idzie po mojej myśli. Uśmiechnęłam się ironicznie, a moje oczy się zaszkliły.

Nie mogę tak żyć, nie chcę się tak czuć, nie chce wracać do przeszłości.

Liczy się tylko teraźniejszość i to co z nią zrobię. Przeszłość miała już swoje pięć minut. To jej problem, że nie wykorzystała ich dobrze. Ja nie zamierzam na nią patrzeć i w przeciwieństwie do niej wykorzystać dobrze swój czas.

Z ziemi podniosłam swój czerwono czarny plecak i zarzuciłam go na ramię.

-No to ruszamy dalej.- powiedziałam lekkim głosem do samej siebie.

//

Po jakiejś godzinie wędrówki dotarłam pod brązowe drzwi. Weszłam po schodach, które prowadziły do małego mieszkania.

To tutaj!

Nie było mnie tu miesiąc, a mam wrażenie jakby minęła jakaś wieczność. Po mimo tego, że nic się nie zmieniło w tym miejscu, we mnie zmieniło się wszystko. Czułam się dziwnie wchodząc niepewnie po schodkach. Czego ja się bałam? Przecież to było jedyne miejsce, do którego mogłam przyjść.

-Wdech, wydech! -wymawiałam sama do siebie, powtarzając czynności.

Nie pewnie zaczęłam stukać do drzwi. Nie wypada mi już chyba uciec.

Albo?! Meg wiej.- podpowiadała mi świadomość.

Obróciłam się i już miałam schodzić po drewnianych schodach gdy usłyszałam za sobą dźwięk przekręcanego zamka.

No to masz zapłon Meggi. Teraz Se radzi. Odwróciłam się w stronę wejścia, czekając na widok który sobie wyobrażałam od miesięcy. Podniosłam niepewnie głowę i zamiast zielonych oczu, które budziły we mnie za każdym razem dreszczyk, widziałam te błękitne, lekko jaśniejsze od moich. Co???!

Moim oczą ukazała się blondynka. Nie wiedziałam o co chodzi. Jednego byłam tylko pewna, to nie był widok, który sobie wyobrażałam. Gdzie on jest i co ona tu robi?

-Meg?- wyrwała mnie z przemyśleń dziewczyna.- Co ty tutaj robisz?- spytała.

- Ja?- spytałam, tym razem ja.- To chyba ja powinnam co ty tutaj robisz Rebeca?!- krzyknęłam wręcz w idealną twarz dziewczyny. Z jej ust usłyszałam tylko westchnięcie. Czy ona miała problem z odpowiedzeniem mi na jedno głupie pytanie? Chciałam ponownie je zadać już otworzyłam buzie, gdy do moich uszu zaczął docierać głos z wnętrza mieszkania.

Mamy problemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz